czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 13. Zagubiony. Część I

Z małym poślizgiem, ale publikuję kolejny rozdział. Betowała oczywiście Wasza fantastyczna Erel i pokłony jej za to :)
Dziś jedynie zaproszę Was do czytania i nie powiem nic więcej, bo zasypiam na stojąco. Tak, zależało mi na tym, żeby wrzucić rozdział w pierwszej wolnej chwili… Nie przewidziałam, że będzie ona miała miejsce w środku nocy :)
Tak więc, dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że ten dość ryzykowny rozdział nikogo nie zawiedzie.
.......................................................................................................................................


13
Zagubiony
„Śledzę teraz gwiazdy przez większość czasu,
Śledzę gwiazdy.
Zbieram fragmenty wczorajszego życia.”
Ben Howard „Spirit of Akasha”


Noc minęła im niespokojnie. Harry budził się kilkakrotnie, dręczony koszmarami. Severus uspokajał go w swoich ramionach, pozwalając mu odnaleźć poczucie bezpieczeństwa i na powrót osunąć się w krainę snu. Trzymając w objęciach drżące dziecko, mężczyzna wyraźnie czuł, że pewne granice zostały przekroczone.
Ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Chłód lochów przedarł się przez puchową pościel i zmusił mężczyznę do wyplątania się z ramion Harry’ego. Wysuwając się z łóżka, Severus instynktownie wsunął dłoń pod poduszkę i dopiero wtedy zauważył, że przez całą noc ściskał różdżkę w ręce. Skrzywił się.
A więc stare nawyki powracają.
Westchnął ciężko, podsycając dogorywające w kominku płomienie. Gdy zapinał kolejne guziki koszuli, ciepło z wolna wypełniało sypialnię. Harry wczoraj przemarzł, a Severus nie chciał, by chłopiec się rozchorował.
Gdy miał już na sobie pelerynę i czwarty raz upewnił się, że tkwiąca w rękawie różdżka swobodnie się z wysuwa, dotarło do niego, że tak właściwie nie jest pewien, co powinien zrobić. Spojrzał na śpiące dziecko. Nie chciał zostawiać Harry’ego samego, chłopiec był już wystarczająco przerażony perspektywą samotności, a poza tym on sam… Chciał się tym nacieszyć. Tym, że dziecko w jakiś pokręcony sposób należy do niego.
Zacisnął usta. Bez namysłu zbliżył się do regału i przesunął palcami po grzbietach książek. Zamierzał uciszyć egoistyczne pragnienia lekturą, jednak zrezygnował po przeczytaniu paru losowych słów. Nerwowo cisnął wolumin na swoje miejsce. Jego spojrzenie padło na wiszący nad drzwiami zegar. Poczuł dreszcz na karku.
Dochodziła siódma. Zacisnął palce na nasadzie nosa, w ustach mnąc przekleństwo. Nieubłaganie zbliżała się godzina, w której powinien stawić się w gabinecie dyrektora. Perspektywa tego spotkania sprawiła, że poczuł ciężką gulę gdzieś między przełykiem a żołądkiem. Konwulsyjnie przełknął ślinę. Machinalnie wręcz pochylił się nad Harrym i okrył kocem jego nagie ramiona. Dziecko, jakby wyczuwając jego podły nastój, poruszyło się niespokojnie.
Zdecydowawszy, że nie chce męczyć chłopca swoim nastrojem, cicho wysunął się z sypialni.

  -- 

Severus skrzywił się na widok Lucasa krzątającego się po kuchni. Na blacie rósł stos kanapek, stanowczo zbyt duży dla jednej osoby.
– Nie jestem głodny.
– Myślisz, że mnie to obchodzi? – Lucas spojrzał z uśmiechem na niego znad chybotliwej sterty.
Severus nie odpowiedział. Usiadł przy stole i sięgnął po kubek Norwega. Pociągnął spory łyk kawy. Dopiero w tej chwili poczuł zmęczenie spowodowane nieprzespaniem nocy. Przyssał się do naczynia. Musiał oczyścić umysł przed tą cholerną rozmową.
Lucas przyglądał się przez chwilę bratu, po czym najwidoczniej doszedł do wniosku, że dzisiejszy dzień nie jest odpowiednim do prowadzenia bitew. Porzucił nadzieję na cywilizowane śniadanie i przypił się do dzbanka z kawą. Mistrz eliksirów westchnął ciężko, jednak słowa cisnące mu się na język zachował dla siebie.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Przebijające się przez nią tykanie zegara przywodziło Severusowi na myśl odgłos kroków skazańca zmierzającego w stronę szubienicy. Zdenerwowany, przycisnął palce do skroni.
– Wszystko jest na dobrej drodze. – Usłyszał głos Lucasa.
Severus parsknął pod nosem, choć nie było w tym ani krzty wesołości.
– Wiem. Harry trafi do jakiejś obcej rodziny, której nie zna, a ja zobaczę go za sześć lat. Pewnie nawet mnie nie pozna.

  -- 

W gabinecie czekali już Dumbledore i Loutre. Severus skrzywił się na jej widok. Nie chciał, by roztrząsano jego uczucia i życie prywatne w towarzystwie tej dziewczyny.
– Co ona tu robi? – wypluł z siebie.
Dyrektor skarcił go spojrzeniem, po czym wskazał na fotele stojące przed biurkiem.
– Severusie, panie Snape, usiądźcie. Nie będziemy przecież rozmawiać na stojąco. Harry, może poczęstujesz się ciastkami? Leżą na stoliku obok tamtej sofy. Znajdziesz tam również mleko i kilka interesujących książek o magicznych stworzeniach. Ilustracje są ruchome, na pewno ci się spodobają.
Harry skrył się za nogami Severusa, niechętnie spoglądając to na dyrektora, to na wskazaną sofę. Nie chciał puszczać swojego profesora. Straszny pan znów mógł próbować gdzieś go zabrać. A jeśli to profesor gdzieś sobie pójdzie i zostawi go tutaj samego? Nie, nie chciał oddalać się od profesora i Lucasa. Mogą na niego krzyczeć, ale on się stąd nie ruszy.
Severus spojrzał wrogo na Dumbledore’a. Miał dość tej rozmowy, choć jeszcze się nie zaczęła. Chciał mieć to już za sobą. Niemrawo pchnął chłopca w stronę sofy. Nie chciał go zostawiać w lochach, ale zdawał też sobie sprawę z tego, że dziecko nie powinno być świadkiem takich dyskusji.
– Harry, idź pooglądać książki – szepnął niechętnie w stronę chłopca..
Nienawidził się za te słowa, gdy zaś zobaczył oczy chłopca, błagalnie w nim utkwione, znienawidził się jeszcze bardziej. Przeklinając w myślach wpatrującą się w niego Cholerę, ukląkł przed dzieckiem, kładąc dłonie na jego barkach. Wymusił na sobie uśmiech.
– Porozmawiam przez chwilę z dyrektorem i panną Loutre, a później opowiesz mi, co widziałeś w książkach, dobrze?
Harry nawet nie drgnął, uczepiony krańca jego szaty.
– Dlaczego chcesz porozmawiać z Vi? – zapytał, wyraźnie próbując zmienić temat. – Jesteś na nią zły? Przecież nie zrobiła niczego złego.
– Dlaczego tak sądzisz?
– No bo nie lubisz Vi.
Severus zdążył ugryźć się w język, zanim wyrwało mu się, że tak tępych idiotek nie można lubić. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, zanim udało mu się znaleźć odpowiednie słowa.
– Ja i panna Loutre nie jesteśmy w zbyt ciepłych stosunkach, Harry, jednak nie powinieneś się tym martwić. Nie zamierzam z nikim walczyć. Czy teraz pójdziesz pooglądać książki dyrektora?
– Nie możesz pooglądać ze mną tych książek, profesorze? – wydukał niepewnie chłopiec.
– Muszę porozmawiać z dyrektorem. Przez cały czas będziesz mnie widział ze swojego miejsca. Jeśli chcesz, Lucas może iść z tobą.
Chłopiec pokręcił przecząco głową, po czym podciągnął nosem. Widząc wilgoć w kącikach jego oczu, Severus posłał dyrektorowi zawistne spojrzenie. Próbując zignorować obecność Cholery, objął roztrzęsione dziecko. Trzymał je przez chwilę, po czym wysunął z rękawa różdżkę. Zrugał się w myślach za to, co właśnie postanowił zrobić.
– Możesz przypilnować dla mnie moją różdżkę? – uśmiechnął się krzywo do Harry’ego, wyciągając w jego stronę swoją jedyną broń. – Później mi ją oddasz, dobrze?
Chłopiec skinął, patrząc na niego okrągłymi ze zdziwienia oczami. Już dawno zauważył, że jego profesor nigdzie nie rusza się bez swojej różdżki.
– Musisz mi jednak obiecać, że nie będziesz próbował jej użyć. – Severus przyjrzał się uważnie dziecku. – Położysz ją na stole i nie będziesz się nią bawił, rozumiesz?
– Obiecuję – wymamrotał Harry.
Wreszcie, ze stosowną dozą nieśmiałości, dziecko ulokowało się na sofie, na której wczoraj spało. Skrywając się za kolorową okładką książki, co chwilę rzucało Severusowi czujne spojrzenia. Mężczyzna podniósł się z kolan i unikając wzroku dyrektora i Cholery, niechętnie usiadł na skraju fotela. Brak różdżki sprawiał, że czuł się bezbronny, nagi. Zupełnie, jakby niespodziewanie znalazł się na linii strzału.
Wyczuwając milczące pytanie Lucasa, uśmiechnął się do niego na pozór cynicznie. Norweg zrozumiał. Dumbledore odchrząknął znacząco.
– Napijecie się czegoś? – Prócz uprzejmego spojrzenia, które znad swojej filiżanki posłała mu Vivienne, odpowiedziała mu wymowna cisza. – Rozumiem, że powinienem przejść do konkretów. Prócz wiadomej kwestii, są może jakieś inne, które chcieliście zawczasu poruszyć?
– Co ona tu robi? – ponowił pytanie Severus, rzucając Vivienne pogardliwe spojrzenie.
– Ona ma imię! – głos dziewczyny ociekał jadem.
Ponowne chrząknięcie zamknęło usta Severusa. Przełknął gotowy zestaw obelg, pozwalając sobie jedynie na sarkastyczny uśmiech rzucony w stronę Cholery. Dziewczyna miażdżyła go wzrokiem.
– Bezpieczniej będzie, jeśli przejdę do konkretów – zauważył dyrektor, ganiąc ich spojrzeniem roziskrzonych oczu. – Severusie, czy nadal chcesz się zająć Harrym Potterem?
– Na pewno zajmę się nim lepiej od Dursley’ów!
– Nie sądzę, by państwo Dursley nadawali się na opiekunów jakiekolwiek dziecka – dodał Lucas, włączając się do rozmowy. – Nie byli w stanie zapewnić Harry’emu niezbędnej opieki. Sądzę, że powinien pan dokładniej przyjrzeć się warunkom, w których żył chłopiec.
Dumbledore w zamyśleniu pogładził się po brodzie.
– Jestem świadomy, jak wyglądało życie Harry’ego. Zainstalowałem Arabellę Figg w jego sąsiedztwie. Czuwała nad bezpieczeństwem chłopca. Wymieniliśmy wiele sów na temat warunków życiowych tego szczególnego dziecka.
Tylko badawcze spojrzenie skulonego na sofie dziecka powstrzymało Severusa przed zerwaniem się z fotela. Oddychając ciężko, sztyletował dyrektora wzrokiem. Nie odważył się odezwać, nie chciał straszyć Harry’ego krzykiem.
– Dlaczego nie zareagowałeś? – Vivienne spoglądała na dyrektora z niedowierzaniem w oczach.
– Ponieważ początkowo sytuacja wyglądała z goła inaczej – odparł Dumbledore. – Przez pierwszy rok pan i pani Dursley zajmowali się dzieckiem w sposób należyty. Dopiero po tym czasie coś zaczęło się psuć. Nie zrozumcie mnie źle, jednak chciałem dać im czas. Sądziłem, że to przejściowe problemy z adaptacją.
– Po kolejnych dwóch, trzech latach nadal był pan tego zdania? – Głos Lucasa stał się niespodziewanie chłodny.
Dyrektor uśmiechnął się, jednak ten uśmiech nie dosięgnął oczu.
– Miałem nadzieję. Nawet wtedy, kiedy przyprowadziłem do nich Harry’ego po tak długiej nieobecności. Wierzyłem, że strach o dziecko ponownie wzbudzi w nich troskę.
– Teraz nadal w to wierzysz? – zapytał Severus.
Vivienne rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie.
– Nie, nie wierzy. Albusie, czy możemy wreszcie przejść do tych twoich konkretów. Nie chcę spędzić całego dnia w towarzystwie tego dupka.
– Ależ oczywiście, panno Loutre. – Tym razem uśmiech Dumbledore’a był szczery. – Biorąc pod uwagę słowa, które wczoraj padły w tym gabinecie, doszedłem do wniosku, że Harry powinien zostać umieszczony u nowych opiekunów.
Ulga, która spłynęła na Severusa, zmusiła go do zamknięcia oczu. Policzył w myślach do dwudziestu, żeby opanować falę emocji, którą ona za sobą pociągnęła. Aż do tej pory nie miał stuprocentowej pewności, że Harry nie wróci już nigdy więcej pod kuratelę Petuni i jej męża.
– U kogo umieści pan Harry’ego? – zapytał Lucas.
– Długo się nad tym zastanawiałem wraz z panną Loutre – odpowiedział dyrektor. – Severusie, czy nadal twierdzisz, że jesteś w stanie zająć się chłopcem?
Severus odetchnął głęboko, starając się pozbyć drżenia głosu. Na swoim ramieniu poczuł dłoń Lucasa.
– Jestem tego pewien, dyrektorze.
– Zapewnić mu dom? – ciągnął Dumbledore.
– Cholera, tak! Czego ode mnie oczekujesz, kolejnej przysięgi?! Paktu z tobą w roli diabła?!
– Kulturalny jak zawsze – zauważyła z przekąsem Vivienne.
Mężczyzna zmiażdżył ją spojrzeniem.
– Proszę zachować swoje komentarze dla siebie, panno Loutre.
– Teraz jestem panną Loutre? Co się stało z „cholerą”, albo „moją największą porażką pedagogiczną”?
Severus zaczął podnosić się z fotela, jednak powstrzymała go ręka brata, która zacisnęła się na jego ramieniu.
– Harry na ciebie patrzy – zmitygował go Norweg.
Severus zacisnął usta. Ponownie usiadł, gromiąc spojrzeniem bezczelnie wyszczerzoną dziewczyną. Gdyby mógł, już dawno wyrzuciłby ją z gabinetu. Przeszkadzało mu w tym jedynie to, że owy gabinet nie należał do niego.
– Severusie, Vivienne, to nie jest czas na kłótnie – zwrócił na siebie uwagę dyrektor. – Muszę was prosić o zawieszenie broni, przynajmniej na czas tej rozmowy.
Obydwoje niechętnie skinęli głowami na znak zgody. Dumbledore uśmiechnął się jowialnie, po czym spojrzał uważnie na Severusa, przewiercając go swoimi błękitnymi oczami.
– Chłopcze, wiedzę jak ty i Harry się do siebie przywiązaliście. Nie sądzę, by było to najlepsze możliwe wyjście z tej sytuacji, jednak jestem skłonny umieścić dziecko pod twoją opieką.
– Czego oczekujesz w zamian? – zapytał podejrzliwie Severus. – Wieczystej przysięgi? Czy też może Harry ma mieszkać w Hogwarcie, żebyś zawsze miał pod ręką Złote Dziecko, które pokonało Czanrego Pana?
– Oczekuję jedynie, że zapewnisz Harry’emu szczęśliwe dzieciństwo – odparł dyrektor. – Co zaś się tyczy miejsca zamieszkania chłopca… Nie może być nim Hogwart.
Severus spojrzał zdziwiony na Dumbledore’a. Spodziewał się, że jeśli już jakimś cudem będzie mu dane zajmować się Harrym, chłopiec zostanie umieszczony pod wzrokiem dyrektora.
– Pozwolisz mi zabrać go do Norwegii? – zapytał, łudząc się nadzieją.
– Tymczasowo. Na dłuższą metę nie będzie to jednak możliwe, jeżeli chłopiec ma pozostać pod twoją opieką.
Lucas podniósł się z fotela, jego dłonie mimowolnie powędrowały do kieszeni.
– Może pan to wyjaśnić? – Spojrzenie Norwega utkwiło w dyrektorze.
– Harry Potter jest wyjątkowym dzieckiem, traktowanym przez Ministerstwo Magii w sposób szczególny. – Dumbledore mówił powoli, jakby każde słowo dobierał z namysłem. – Cztery lata temu Ministerstwo ubiegało się o prawa do chłopca i gdyby nie to, że pokrewieństwa między nim a Petunią było tak bliskie, dziecko wychowywałoby się w jednym z czysto krwistych, zaangażowanych politycznie rodów. Musiałem osobiście udać się do ministra, aby państwu Dursley zezwolono na opiekę nad chłopcem. Musisz mi uwierzyć, że nie było łatwo przekonać Milicentę Bagnold do zaprzestania walki o sławnego Harry’ego Pottera.
Severus zacisnął dłonie na oparciach fotela. Rozumiał.
Kto o zdrowych zmysłach pozwoliłby zająć się mordercy pięcioletnim dzieckiem?
– Rozumiem, co chcesz mi powiedzieć – warknął, spoglądając na jakiś martwy punkt nad głową dyrektora. – Ministerstwo nie będzie skore do powierzenia opieki nad Harry Potterem byłemu Śmierciożercy, który nie siedzi w Azkabanie tylko przez wstawiennictwo Albusa Dumbledore’a. Muszę więc pogodzić się z tym, że chłopcem zajmie się ktoś inny. Czy coś pominąłem?
Cholera spojrzała na niego z czymś w oczach, czego nie był w stanie zidentyfikować. Nie zamierzała jednak niczego komentować, za co po raz pierwszy w życiu mistrz eliksirów był jej wdzięczny.
Lucas zacisnął usta w wąską kreskę, przez co nagle uwydatniło się jego podobieństwo do Severusa.
– Mój brat nie jest już Śmierciożercą – zwrócił się w stronę dyrektora ze złością wypisaną na twarzy. – To, że kiedyś popełnił błąd, nie znaczy, że jest mordercą pozbawionym uczuć.
– Jestem tego świadom – westchnął ciężko Dumbledore, uśmiechając się do Norwega. – Jestem jednak zmuszony nalegać, by pozwolił mi pan kontynuować. Tak więc, ustaliliśmy już, że w tej sprawie Ministerstwo nie będzie naszym sprzymierzeńcem. Pani minister nie wyrazi zgody na to, aby Harrym Potterem zajęła się osoba posądzana o poplecznictwo z Voldemortem. Co więcej, jeśli urzędnicy dowiedzą się, że u państwa Dursley chłopcu stała się jakakolwiek krzywda, stracą do niego jakiekolwiek prawa, a dziecko zostanie umieszczone w rodzinie, która ma największe wpływy.
– Malfoy… – wyszeptał nagle pobladły Severus.
Iskry w oczach dyrektora przygasły.
– Masz rację, Severusie. Z tego powodu nie możemy dopuścić do tego, by smutna prawda o rodzinie Dursley wypłynęła na wierzch. Z tego również powodu prosiłem pannę Loutre o to, by nie wspominała o Harrym w swoich raportach.
Zastanawiałem się nad tym, jak uniemożliwić Ministerstwu jakąkolwiek ingerencję w tę delikatną sytuację i wydaje mi się, że jedynym wyjściem jest bezpośrednie przekazanie opieki przez Dursley’ów. Panno Loutre, zechce pani wytłumaczyć Severusowi i panu Lucasowi, w jaki sposób będzie przebiegał proces?
Vivienne spojrzała na Severusa niechętnie, jednak posłusznie wyprostowała się w fotelu.
– W przypadku bezpośredniego przekazania opieki, Ministerstwo Magii ma bardzo ograniczony wgląd w cały proces. Nie może podważyć decyzji dotychczasowych rodziców co do wyboru nowego opiekuna dziecka.
–  Dlaczego więc Harry nie może zamieszkać ze mną w domu Lucasa? – Severus niechętnie zwrócił się w stronę swojej byłej uczennicy.
– Jeśli się zamkniesz, zaraz do tego dojdę – odgryzła się Vivienne. – Jak już mówiłam, zanim mi przerwano, Ministerstwo nie może podważyć decyzji aktualnych rodziców nieletniego. Obowiązkiem Ministerstwa jest za to skontrolowanie przyszłego opiekuna pod względem warunków, które może zapewnić dziecku. Jednym z tych warunków jest posiadanie nieruchomości, w której dziecko powinno posiadać własny pokój.
– Jakie są inne warunki? – zapytał Lucas.
– Opiekun musi posiadać minimum majątkowe niezbędne do utrzymania dziecka. Wymagane są również dokumenty potwierdzające jego zdrowie fizyczne i psychiczne oraz wypis stanowiący o jego niekaralności.
Severus mimowolnie chwycił się za przedramię. Pod rękawem koszuli tkwił Mroczny Znak, bezsprzeczny dowód jego winy. Zaklął szpetnie i spojrzał na siedzące na sofie dziecko, które z uśmiechem na ustach wodziło placem pod kolejnych stronach grubego woluminu. Poczuł, że zaczyna go boleć głowa.
– Severus nie został skazany – zauważył Lucas.
– I właśnie dlatego Ministerstwo nie będzie mogło podważyć decyzji Dursley’ów – zaśmiała się Vivienne.
– Severusie, twój stan majątkowy… – zaczął Dumbledore.
– Pozwoli mi utrzymać dziecko – uciął mężczyzna.
Mistrz eliksirów doskonale wiedział, że nie posiada dużego majątku. Rodzice zostawili mu jedynie na wpół zrujnowany dom i więcej długów, niż oszczędności. Skończył je spłacać w mugolskim banku dopiero parę lat temu. Pensja nauczyciela nie była imponująca, ale na utrzymanie jego i Harry’ego wystarczy.
Tym, co martwiło Severusa, była konieczność posiadania mieszkania, w którym chłopiec miałby dorastać. Zaniedbana posiadłość leżąca przy Spinner’s End z pewnością nie nadawała się do tego celu. Ze wstydem przyznał sam przed sobą, że nie stać go na zakup innego domu.
– Dom na Spinner’s End… – zamilkł nie wiedząc, co powiedzieć.
– Również o tym myślałem, chłopcze – dyrektor spojrzał na niego z czymś, co Severus zaklasyfikował jako poczucie winy. – Powinieneś o czymś wiedzieć. Jak zapewne wiesz, twoja babka ze strony matki, Astoria Prince, nie żyje od piętnastu lat. Nigdy jej nie poznałeś, jednak mi zdarzyło się z nią kilkakrotnie rozmawiać.
– Co ma do rzeczy moja babka? – zdenerwował się Severus. – Nigdy się mną nie interesowała.
Ostatni ślad poprzedniego uśmiechu zmył się z twarzy Dumbledore’a.
– Nie interesowała się tobą, bo twoja matka się jej wyrzekła. Spotkała jednak twojego ojca i przez całe życie sądziła, że jesteś jego lustrzanym odbiciem. Muszę przyznać, że kiedyś chciała się z tobą skonfrontować, jednak jej to odradziłem. Sądzę, że gdyby cię poznała, zmieniłaby o tobie zdanie.
Coś zabolało Severusa w środku. Babka mogłaby go wyrwać z piekła, którym był jego dom. Nie zrobiła tego, bo nigdy go nie poznała. Nie poznała go, bo Dumbledore ją od tego odwiódł. Mężczyzna poczuł, jak jego mięśnie się napinają. Dobiegło do niego zaskoczone westchnienie Cholery. Dłoń Lucasa wróciła na jego ramię, jednak strząsnął ją zdecydowanym ruchem.
– Majątek Prince’ów przepadł osiemnaście lat temu wraz ze śmiercią twojego dziadka, Stiliusa – kontynuował Dumbledore, jakby nieświadom reakcji, którą wywołały jego wcześniejsze słowa. – Jako, że twój dziadek nie doczekał się męskiego potomka, a twoją matkę wydziedziczył, jego cały majątek, aktywa rodowe i wszystkie posiadłości zostały przejęte przez Ministerstwo. W tej historii istotna jest jednak osoba twojej babki. Choć Stilius Prince był właścicielem wszelkich dóbr, twoja babka posiadała dworek, który w ramach prezentu ślubnego podarował jej mąż.
Gdy Astoria czuła, że zbliża się jej śmierć, postanowiła pozostawić komuś dworek. Twoja matka się jej wyrzekła, a w tobie widziała młodszą kopię swojego zięcia. Jako, że ród Prince’ów już wtedy wygasał, a twoja babka najwidoczniej stwierdziła, że być może z czasem dojrzejesz, zapisała posiadłość twojemu pierwszemu potomkowi. Oznacza to, że jeśli nie będziesz posiadał dziedzica, wraz z twoją śmiercią dworek zostanie przejęty przez Ministerstwo Magii.
Lucas utkwił przenikliwe spojrzenie w dyrektorze.
– Czyli jeśli Severus wyznaczy Harry’ego swoim potomkiem, chłopiec zostanie właścicielem dworku? – zapytał, chcąc się upewnić.
– Dopiero po osiągnięciu pełnoletniości – zaznaczył dyrektor. – Do tego czasu dworek należałby do jego opiekuna, czyli Severusa.
Mistrz eliksirów nie potrafił już dłużej słuchać spokojnego głosu Dumbledore’a. Padło zbyt wiele słów, których nie chciał usłyszeć. Nie spodziewał się, że dyrektor ukrywa przez nim aż tyle tajemnic. Zmęczony tym wszystkim, poderwał się z siedzenia i spojrzał nieprzyjemnie na starszego mężczyznę.
– Zrozumiałem. Czy to już wszystko?
– Tak, tak sądzę – uśmiechnął się dyrektor. – W ciągu najbliższych paru dni powinieneś zgłosić się do państwa Dursley i spróbować namówić ich do przekazania ci prawa do opieki nad Harrym. Arabella już z nimi rozmawiała i wyrazili zgodę na to, byś do tego czasu zajął się Harrym. Gdy już wszystko z nimi ustalisz, zgłoś się do mnie po niezbędne dokumenty, które dostarczy mi panna Loutre. Myślę, że możecie teraz wrócić do domu pana Lucasa i odpocząć.
Severus bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę zatopionego w lekturze dziecka. Harry, gdy tylko usłyszał jego kroki, porzucił książkę i przypadł do jego nogawki. Mężczyzna podniósł dziecko i przycisnął do siebie, upajając się jego obecnością. Chłopcu już nic nie groziło.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Hallo świat

Witam serdecznie. Co tam u Was, moi kochani? Kawa, herbata pod ręką? U mnie jest prawie szósta, bez kawy nie potrafiłabym w tej chwili funkcjonować.
Jak zapewne widzicie, blog zmienił swój wygląd. Nowe tło, nowy nagłówek. Z góry wyleciała play lista, bo chyba i tak nikt jej nie słuchał :) Chciałam, żeby zrobiło się nieco czytelniej, skoro już robię blogoporządki. Więc, jakie jest Wasze zdanie? Zostawiamy, czy składać zamówienie w jakiejś szablonarni?
Kolejną rzeczą, są dwa cudowne fanarty od Zaczytanej. I tak! Był Harry, więc teraz pora na Severusa w tym samym stylu. Zakochałam się bezpowrotnie :) A w kolejce czeka jeszcze Lucas!



Oraz, tam da da dam! Violette Laurent prowadzi bloga, którego sama zresztą czytam w wolnych chwilach, bo jej ostatnie opowiadanie mnie pochłonęło bez reszty. Tak więc, Violette wysłała mi prolog owego opowiadania z pytaniem, czy może pojawić zamieścić go na „Bezdomnych” w ramach akcji „Wasze twory”. Takt spełnia wszystkie kryteria kampanii, więc nie widzę ku temu żadnych przeszkód :) Zapraszam Was serdecznie do czytania :)
.......................................................................................................................................


Gorące podziękowania dla Agrat bat Machlat za zbetowanie tego tekstu. Gdyby nie ona nie mogłabym publikować. Forever in love!

CAMBIARE TEMPUS FUTURUM:
LAPIS PHILOSOPHORUM

PROLOG

LIST OD PRZYJACIELA


Zapadał zmrok, kiedy drzwi do niewielkiego pomieszczenia, wyglądającego na gabinet, otworzyły się cicho i wszedł przez nie średniego wzrostu mężczyzna ubrany w srebrną, atłasową szatę, lśniącą złowieszczo w pomarańczowo-czerwonej poświacie promieni zachodzącego słońca, które wpadały do środka przez wielkie, łukowate okna w stylu gotyckim. Zaraz po nim próg pokoju przekroczyła o wiele mniejsza postać, niosąc w ramionach niezbyt grubą książkę, opakowaną w brązowy papier i owiniętą sznurkiem, którym przyciśnięta została luźno włożona karteczka.

— Jesteś pewien, że chcesz TO zrobić? Jeszcze nie mieliśmy okazji tego przetestować — spytała niższa postać, jednocześnie zasłaniając dłonią oczy przed uciążliwymi promieniami słońca, które ją oślepiały.
— Tak, jestem pewien. Chcę przynajmniej spróbować — odparł z nonszalancją mężczyzna, uśmiechając się delikatnie do swojej towarzyszki. — Skąd ten nagły strach?
— A jeżeli to naprawdę coś zmieni? — Głos kobiety delikatnie zadrżał podczas zadawania tego pytania.

Mężczyzna zamyślił się na chwilę, po czym stwierdził z niesamowitą pewnością siebie:

— Nic złego się nie stanie. Sama mówiłaś, że to niemożliwe.
— Wiem, że tak mówiłam, ale ryzyko... — zacięła się na chwilę. — Ryzyko jest po prostu zbyt wielkie!
— Ufam ci — zapewnił niespodziewanie mężczyzna, czym zaskarbił sobie całą uwagę przyjaciółki. — Poza tym, czy to nie ty ciągle powtarzasz, że nigdy się nie mylisz? — dodał ze śmiechem.
— Jedno to mówić, a drugie to faktycznie mieć rację. Fakty zawsze pozostają faktami i nic, nawet magia, tego nie zmieni, dlatego też niezależnie od tego, jaka jestem i co potrafię, mam świadomość tego, że także popełniam błędy, jak każdy przeciętny człowiek. A skoro tak, to mogę się równie dobrze mylić również i w tej sytuacji! — fuknęła rozeźlona, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przyjaciel specjalnie ją prowokuje.

Mężczyzna westchnął ciężko, po czym znów się do niej uśmiechnął.

— Słuchaj — zaczął. — Pracowałaś nad tym wiele lat, przeprowadzając wszystkie możliwe obliczenia, symulacje i eksperymenty, więc zrozum: bliżej ideału już nie będziesz, dlatego pozwól mi chociaż to wypróbować.

Oboje przez chwilę patrzyli sobie stanowczo w oczy. Żadne z nich nie chciało odpuścić, co szczególnie dało się zauważyć w przypadku kobiety, która już po kilku minutach wpatrywania się w mężczyznę, nagle wciągnęła głęboko powietrze i przeszła do kontrataku.

— A co, jeżeli w wyniku jakiegoś nieprzewidzianego sprzężenia zwrotnego twoja magia oszaleje, przez co oberwiesz rykoszetem i stracisz swoje moce na zawsze!? — wykrzyknęła na jednym wdechu, po czym wstrzymała oddech, czekając na reakcję towarzysza.

Ten jednak jedynie wzruszył delikatnie ramionami.

— To wtedy wymyślisz sposób, jak mi ją przywrócić i po kłopocie.
— Chyba sobie żartujesz! — wrzasnęła dziko, nie mogąc uwierzyć, ze w ogóle brał pod uwagę taką możliwość.

Mężczyzna w odpowiedzi przywołał na twarz poważną minę.

— Powiedziałem przecież, że ci ufam — zadeklarował twardo.
— To za mało. To jest po prostu zbyt niebezpieczne.
— Beze mnie nigdy nie będziesz miała okazji w ogóle tego użyć, więc może z łaski swojej przestaniesz wreszcie narzekać i pozwolisz mi zaryzykować? — warknął, nagle tracąc panowanie nad sobą.

Odpowiedziała mu cisza. Westchnął ciężko.

— Daj mi to — polecił, wyciągając rękę po księgę.

Kobieta, pomimo chwilowego zawahania się, w końcu podała mu przedmiot.

— A teraz patrz — nakazał, podchodząc do marmurowego postumentu, stojącego obok ciemnego, mahoniowego biurka i stanął przed nim tak, by ostatnie promienie słońca oświetlały lśniące runy wykute w kamieniu.

Umieściwszy księgę wewnątrz run, uniósł nad nią obie dłonie, a następnie wypowiedział niesamowicie długą i dźwięczną inkantację w co najmniej trzech różnych językach, w wyniku czego wygrawerowane na jasnej płycie znaki zaczęły jaśnieć od gromadzącej się w nich magii, by na koniec wybuchnąć blaskiem, który rozświetlił całe pomieszczenie, przy okazji oślepiając nie tylko mężczyznę, ale także jego zaskoczoną takim obrotem wydarzeń towarzyszkę. Kobieta aż raptownie cofnęła się, co zaowocowało tym, że potknęła się o skraj dywanu i runęła na ziemię z ogromnym hukiem.

— Ałaaa! — wrzasnęła, po czym zaczęła pocierać swoje poobijane pośladki.

Przez moment nie było słychać nic poza jej stękaniem, które kilka chwil później zostało nagle zagłuszone przez głośny wrzask:

— UDAŁO SIĘ!

Uradowany mężczyzna wskazał ręką na posty postument, kompletnie nie przejmując się tym, że swoim nagłym wybuchem euforii nieomal nie doprowadził koleżanki do ataku serca. Zamiast tego mniej więcej co pięć sekund wymachiwał radośnie ramionami w kierunku cokołu, jakby nadal nie mogąc uwierzyć w to, że księga rzeczywiście zniknęła.

— Dobra! Dobra! Słyszę! — przerwała mu niezadowolonym tonem. — Nie krzycz! Przecież widzę, że jej nie ma — wyburczała rozeźlona, po czym spytała ironiczne. – Czy teraz wreszcie pomożesz mi wstać, czy może mam poczekać do jutra? ­­­­­­­­­­

Zanim jednak udało jej się uzyskać odpowiedź na zadane pytanie, mężczyzna niespodziewanie upadł na ziemię, przez co kobieta szybko zapomniała o swoim bólu. Była tak zmartwiona i wystraszona tym, co się stało, że zamiast wstać, podczołgała się do leżącego ciała i rzuciła na nie, gorączkowo szukając oznak życia. Kilka chwil później natomiast opadła na dywan tuż obok niego i zaśmiała się serdecznie nagle niesamowicie rozbawiona.

— Naprawdę, wybrałeś sobie naprawdę dziwną porę na to, by zemdleć ze zmęczenia.

OOO

To zaledwie fragment Prologu, ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo chciałabym się zareklamować, nie powinnam przy okazji psuć komukolwiek zabawy z czytania całego rozdziału.

Tekst znajduje się w całości na:
1. www.zakrzywienie-czasu.blogspot.com (aktualizacje rozdziałów zawsze najszybciej na blogu)
2. https://www.fanfiction.net/s/10838174/1/Cambiare-Tempus-Futurum-Lapis-Philosophorum (znajdują się tutaj także kolejne rozdziały, jednak niesprawdzone, ponieważ znajdują się aktualnie u mojej kochanej bety :)


.......................................................................................................................................
Z mojej strony to chyba wszystko.
A nie, jednak nie. Jest coś jeszcze. Jak zapewne zauważyliście gdzieś tam po prawej stronie, pojawił się u mnie odnośnik do mojego drugiego bloga. Button ten powstał na potrzeby akcji „Wasze twory”. Kto chce, może go wrzucać do siebie, nie będę mieć nic przeciwko. Nie jest to jednak w żaden sposób wymagane, bowiem button jest tylko po to, żeby istniało ładne, wyraźnie przekserowanie na „Intro, czyli Chaos Kontrolowany”.
Za taki ładny button gorące podziękowania składam Violette, która go dla mnie opracowała.

PS: Kolejny rozdział u Erel. Powinien pojawić się za jakiś czas, bo moja kochana beta ma motorek w dupce i rozpieszcza mnie tym, jak sprawnie odsyła mi już poprawione teksty :)

poniedziałek, 18 lipca 2016

"Wasze twory", czyli oficjalne otwarcie akcji

Tak, tak. Tym razem będzie oficjalnie, ponieważ uroczyście pragnę zaprosić Was do udziału w akcji, którą nazwałam (jakże oryginalnie) "Wasze twory". Wasze, bo tym razem proces twórczy pochodzić będzie od Was :)
Możliwość publikowania fanartów i tekstów na "Bezdomnych" istniała już od jakiegoś czasu. Teraz jednak robię tradycyjne, wiosenne porządki na blogu i dotarło do mnie, że nowi czytelnicy mogą nie wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi... Dlatego też uruchamiam akcję "Wasze twory". Pokrótce, w kampanii chodzi o promowanie twórców, zbieranie opinii o swoich pracach… Sama kiedyś korzystałam z podobnego rozwiązania i wiem, jak wiele mi to dało.
Jeśli tworzycie i jesteście zainteresowani opublikowaniem swojej pracy na „Bezdomnych”, wszelkie potrzebne informacje znajdziecie na moim drugim blogu, o tutaj – klik.
Zastrzegam jednak, że nie chcę robić zbytniego bałaganu na „Bezdomnych” i jeśli okaże się, że Waszych Tworów będzie zbyt dużo (choć nie spodziewam się tego, sądzę raczej, że będzie to dość skromna kampania), miniaturki zacznę publikować na „Intro czyli ChaosKontrolowany”.
Co sądzicie o tej akcji? I o moich zapędach w porządkowaniu bloga :D?
A teraz może taki małe przedsmak „Waszych tworów”, czyli kolejny fanart Zaczytanej. Kocham, zakochałam się od pierwszego wejrzenia, a w podobnym stylu nasza dzielna Zaczytana wysłała mi jeszcze Severusa i Lucasa :)


piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 12. Mój profesor. Część II

W pierwszej kolejności, dwa fanarty od Zaczytanej! Z pierwszym wiąże się nawet pewna teoria spiskowa, jednak nie powiem nic więcej :)



Bardzo podobają mi się choinki z drugiego obrazka. Piękne są, tym bardziej gdy przypomnę sobie, jak sama kiedyś próbowałam jakąś narysować dla bratanka. Za komentarz powinno wystarczyć pytanie młodego: „Ciocia, czemu mi namalowałaś antenę z prezentami?”
Druga sprawa to podziękowania. Cóż, chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować za wsparcie pod ostatnim postem. Każdy taki komentarz wiele dla mnie znaczy :) Cóż, cieszy mnie również, że Vivienne została zaakceptowana. Sporo mnie ta Cholera nerwów kosztowała :)
Ostatnia informacja to mój nowy blog. Czysto informacyjny, bo rzuciło mi się ostatnio w oczy, że na „Bezdomnych” robi się bałagan. Jak pewnie widzicie, spróbowałam nieco wszystko ogarnąć, w efekcie czego nastąpiło kilka zmian. Mam nadzieję, że teraz jest nieco czytelniej. W planach mam jeszcze zmodyfikowaniu paru rzeczy, w tym tła. Co o tym sądzicie?
Z powodu wcześniej wspomnianego „burdelu na kółkach” powstał blog o wdzięcznej nazwie „Intro czyli Chaos Kontrolowany”. Jeśli ktoś jest zainteresowany, więcej na samym blogu. Nie będę już przeciągać :)
Tak więc pozostało mi jedynie podziękować Erel za betowanie i zaprosić Was do kolejnego rozdziału :)
.......................................................................................................................................

Severus otwarł usta, próbując wydobyć z siebie jakiekolwiek sensowne zdanie. Po sekundzie ponownie je zamknął. I znów otworzył i…
Cholera. Żywe uosobienie cholery…
Pierwszy raz od bardzo dawna zwyczajnie nie wiedział, co ma powiedzieć. Vivienne, ta chodząca Cholera na dwóch nogach, bezczelnie przed nim stała i bezczelnie spoglądała w jego oczy bez najmniejszego skrępowania. Odezwała się w nim dawna chęć ukręcenia jej karku.
Tak się cieszył, gdy ukończyła swój siódmy rok nauki i opuszczała Hogwart. Miał tak wielką nadzieję, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Tymczasem ona, skrzyżowawszy ramiona na piersi, stała tuż przed nim, najzwyczajniej w świecie wgapiając się w niego z nieskrywaną złością. On jednak, nie zwracając na to uwagi, patrzył jedynie na przemoczone do suchej nitki dziecko, które podciągając nosem, ściskało w dłoniach topiącą się tabliczkę czekolady.
W pierwszej chwili, Severus poczuł wszechogarniającą ulgę. Harry się znalazł. Był tu, cały i zdrowy. W zasięgu jego ramion. Chciał go chwycić, pocieszyć, zetrzeć z jego twarzy wyżłobione w brudzie i kurzu ślady łez. Wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Nie chciał, by chłopiec znów widział go w tym przedagonalnym stanie, który równał się złamaniu wieczystej przysięgi.
Stał więc jedynie nieruchomo, utrzymując wokół siebie zasłonę oklumencji i starając się nie szarpnąć się do przodu w daremnej próbie zamknięcia Harry’ego w swych ramionach. Do poczucia ulgi dołączyła beznadzieja. Doskonale wiedział, że nie może zrobić niczego. Los dziecka spoczywał w dłoniach Dumbledore’a i choć w środku Severus krzyczał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Lucas, zajmij się Harrym – wyrzucił z siebie po chwili głosem zbyt cichym, by dało się w nim usłyszeć drżenie.
Te słowa, choć ciche, przerwały ciężką kurtynę zawieszenia. Nagle wiele rzeczy zdarzyło się jednocześnie. Vivienne wymierzyła Severusowi celny cios w policzek, nazywając go dupkiem, a Harry rzucił się w jego stronę, jednak nim dotarł do celu, został chwycony przez Lucasa i zamknięty w jego ramionach. Podczas gdy Norweg pocieszająco tulił chłopca i pobieżnie sprawdzał jego stan, dyrektor podniósł się ze swojego fotela i bezskutecznie próbował uciszyć złorzeczącą dziewczynę. Severus wciąż się nie poruszył, nie zareagował nawet na kolejny cios, który wylądował na jego żuchwie. Wpatrywał się w Harry’ego gorejącymi oczyma, próbując przetrawić w sobie to, że malec tu jest i że tak właściwie w ogóle nie zmienia to stanu rzeczy.
Dumbledore potarł nasadę nosa, wzdychając ciężko.
– Panno Loutre, proszę. Wiem, że nie darzy pani profesora Snape’a sympatią, jednak to nie jest odpowiednia chwila na tego rodzaju ekscesy. Straszy pani dziecko.
Vivienne opuściła pięści, patrząc wściekle na swojego dawnego profesora. Jej spojrzenie złagodniało, gdy zwróciła się w stronę dyrektora.
– Wybacz. – Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. – Po prostu nie wyobrażam sobie, jakim trzeba być dupkiem, żeby podrzucać dziecko rodzinie, której ono się wyraźnie boi. Snape jest zwyczajnym, pospolitym bucem i nie zamierzam tego…
– Trzeba być nie tylko dupkiem, ale i ślepym palantem bez serca – przerwał jej Severus, również zawieszając spojrzenie na dyrektorze.
Dyrektor tymczasem ponownie usiadł w swoim fotelu, przywołał herbatę, pięć filiżanek i zdobiony talerzyk pełen ciastek. Spokojnym głosem poprosił wszystkich, by zajęli miejsca w wygodnych, pasiastych fotelach. Z zaproszenia skorzystała jedynie Vivienne, natychmiast częstując się biszkoptem. Severus zaś nie ruszył się z miejsca, był bowiem pewny, że gdyby zmusił swe mięśnie do ruchu, te poniosłyby go w stronę wystraszonego chłopca. Czując gdzieś w potylicy pytającą myśl Lucasa, wskazał mu podbródkiem sofę stojącą we wnęce w przeciwległym końcu gabinetu. Harry patrzył na niego wyczekująco, z przerażeniem dobrze widocznym na twarzy, więc Severus zmusił się, by posłać w stronę chłopca blady uśmiech. Dziecko w końcu powlokło się za Norwegiem, przytulając się niepewnie do jego nogawki.

  -- 

– W domu Evansów. Schował się między śmietnikami. Błagał, żeby nie zabierać go do rodziny. Twierdził, że zna tego dupka – Vivienne spojrzała pogardliwie na Snape’a. – Właśnie dlatego zabrałam go do ciebie, Albusie.
– Słusznie pani postąpiła, panno Loutre. – Dumbledore przez chwilę patrzył, jak kolejna kostka cukru z gracją Tytanica tonie w jego filiżance. – Nie chciałbym, aby Ministerstwo dowiedziało się, że Harry Potter był widziany w naszym świecie. To byłoby dla niego zbyt niebezpieczne.
Vivienne posłusznie skinęła głową.
– Nie martw się tym, w raporcie napiszę, że niczego nie znalazłam i najwyraźniej musiał nastąpić błąd w pomiarze magii – dziewczyna nagle zamilkła, spoglądając na dyrektora spod przymrużonych powiek. – Więc to dziecko naprawdę jest słynnym Harrym Potterem… Co zamierzasz z nim zrobić? Nie odeślesz go do tamtej rodziny, prawda?
Dyrektor uśmiechnął się smutno.
– Nie możemy pozbawiać Harry’ego jego jedynej rodziny. Spędził z Dursley’ami cztery lata, zna ich. Może nie są zbyt przyjemni w obyciu, ale chłopak zdążył nauczyć się z nimi żyć. Czy mamy prawo wyrywać go z tego życia? Zabierać mu możliwość przebywania z siostrą jego matki?
– Wziąłeś na siebie ochronę chłopca, więc wyrwanie go z tamtego życia to twój pierdolony obowiązek! – wysyczał milczący do tej pory Severus. – Miałeś zapewnić mu bezpieczeństwo, tymczasem Harry mieszka z ludźmi, którzy się nad nim znęcają!
Spokojny oddech gdzieś z tyłu powiedział Snape’owi, że Harry najprawdopodobniej zasnął na miękkiej sofie, znużony stresem i wyczerpaniem. Po chwili mężczyzna poczuł na swoim ramieniu dłoń Lucasa.
– Nie widział pan Harry’ego, dyrektorze, gdy mój brat zabrał go od Dursley’ów – wtrącił Norweg. Vivienne zakrztusiła się na wzmiankę o więzach rodzinnych.
– Chłopiec był wyczerpany, lękliwy. Nie potrafił się bawić, śmiać. Do tej pory boi się płakać i hałasować. Boi się zadawać pytania. Obawiam się, że rozumie pan o wiele mniej, niż się panu wydaje.
Kolejna kostka została wrzucona do herbaty. Kostka zatonęła, drobiny cukru umarły.
Dyrektor zgarbił się, wyglądał, jakby nagle ubyło mu pół metra wzrostu. Zmęczenie odrysowało na jego twarzy kolejne zmarszczki. Mieszając łyżeczką słodki napój, popatrzył najpierw na Norwega, a później swój wzrok utkwił w Severusie. Mistrz eliksirów mimowolnie uciekł spojrzeniem.
– Więc co, waszym zdaniem, powinienem zrobić? – zapytał Dumbledore, lecz nim ktokolwiek zdążył otworzyć usta, pociągnął dalej swoją wypowiedź. – Nie mam do tego dziecka żadnych praw. Mają je państwo Dursley. Harry może nie kocha tej rodziny, ale jest w niej bezpieczny. Nie rozumiecie tego, ale bezpieczeństwo chłopca jest tu priorytetem.
– Mógłbym zająć się Harrym – zaczął Severus, czując na karku intensywne spojrzenie Lucasa. – Zapewniłbym mu bezpieczeństwo, wie pan o tym, dyrektorze. Co się tyczy Dursley’ów, jestem pewien, że pozbędą się chłopca bardziej niż chętnie.
Spojrzenie Dumbledore’a nagle stało się współczujące.
– Chłopcze… Rozumiem, że czujesz się winny, że czujesz obowiązek względem Lily i Jamesa, jednak Harry potrzebuje rodziny. Nie kogoś, kto zajmie się nim z powodu długu względem jego rodziców.
Severus poczuł, jak jego szczęki zaciskają się bez udziału woli.
– Jesteś młody – ciągnął dyrektor. – Powinieneś zapomnieć o Potterach, zapomnieć o Harrym. Zacząć układać swoje życie i wreszcie poszukać szczęścia. Znaleźć kogoś, na kim będzie ci zależało i postarać się o własne dziecko, które pokochasz. Żyjesz przeszłością, mój drogi chłopcze, a to nigdy nie jest zdrowe. Musisz mi uwierzyć, że zapomnienie będzie najlepszym wyjściem i dla ciebie, i dla Harry’ego.
Severus jednak nie chciał już dłużej słuchać dyrektora. Zerwał się z miejsca, zrzucając z ramienia dłoń Lucasa. Skrzyżował ręce na piersi, by skryć zaciśnięte pięści przed ciekawskim spojrzeniem Cholery. Gotowało się w nim, jednak nie chciał krzyczeć w obecności śpiącego dziecka. Dał sobie parę sekund na uspokojenie oddechu.
– Nie pozwolę ci zniszczyć temu dziecku życia – wyrzucił z siebie w końcu. – Harry zasługuje na normalną rodzinę…
– Której ty nie jesteś w stanie mu zapewnić – zauważył Dumbledore, bawiąc się kciukami.
I wtedy Severus nie wytrzymał.
– Więc mam się postarać o własną rodzinę i własne dziecko, które pokocham?! A jak, do cholery jasnej, mam zaprzeczyć miłości do dziecka, które już jest?! – Zamilkł uświadomiwszy sobie, co właśnie powiedział.
Ciężka cisza wypełniła dyrektorski gabinet. Kunsztownie wykonane urządzenia zamilkły, wstrzymując swą pracę. Feniks przeleciał nad ich głowami, siadając na ramieniu mistrza eliksirów, jakby chciał go uspokoić swą obecnością.
– Och, Fawkes… – Dumbledore zapadł się w fotelu, ukrywając twarz w dłoniach. – Nie zdawałem sobie sprawy…

  -- 

– Od jak dawna… – zaczął dyrektor.
– Nie wiem – wzrok Severusa był utkwiony w oknie, a słowa wypadające z jego ust martwe. – Chyba od początku. Harry mnie nie pamięta, ale ja pamiętam jego.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć, mój drogi chłopcze.
– Zdejmij ze mnie przysięgę – spojrzenie Severusa nagle zabłysło i zatrzymało się na Dumbledorze. –  Zajmę się Harrym. Ochronię go. Zapewnię mu wszystko, tylko zdejmij ze mnie tę cholerną przysięgę!
– Obawiam się, że to najgorsze możliwe wyjście.
Lucas, do tej pory jedynie przysłuchujący się rozmowie, oderwał się od ściany, o którą się opierał i podszedł do biurka. Wbił dłonie w kieszenie, siadając na oparciu fotela swojego brata.
– Powinien pan pozwolić zdecydować Harry’emu – oznajmił, wytrzymując spojrzenie błękitnych tęczówek. – Chłopiec stracił rodziców, cztery lata żył w domu, w którym zaznał jedynie nienawiści. Nie uważa pan, dyrektorze, że to zbyt wiele cierpienia jak na jedno życie? Harry zasługuje na szczęście, doświadczył już złych rzeczy, które załamałyby niejednego doświadczonego człowieka.
Przez dłuższą chwilę Dumbledore trwał z zamkniętymi powiekami, kalkulując wszystkie za i przeciw. Gdy wreszcie otworzył oczy, wyglądał na o wiele starszego niż w rzeczywistości.
– Muszę przyznać panu rację, panie… Snape – oznajmił w końcu, wyraźnie zmęczony. – Harry doświadczył zbyt wiele cierpienia jak na jedno życie i należy mu się szczęście, bez względu na konsekwencje oddzielenia go od biologicznej rodziny. Severusie, pozwalam ci na kontakt z chłopcem. Harry jest wyczerpany, my wszyscy jesteśmy. Weź stąd dziecko i wraz z panem Lucasem odpocznijcie  w twoich kwaterach.
– To tymczasowe rozwiązanie – zauważył mistrz eliksirów. – Jaka jest twoja decyzja?
– Podejmę ją jutro. Możecie już odejść. Panno Loutre, proszę nie spać. Rozumiem, że jest pani zmęczona, ale chciałbym zamienić z panią jeszcze parę słów, nim wróci pani do Ministerstwa.

  -- 

Severus jeszcze nigdy nie czuł takiej ulgi jak w tym momencie, gdy wreszcie mógł wziąć Harry’ego na ręce. Obejmował drobną sylwetkę, otulając swoim płaszczem drżące plecy dziecka. Chłopiec był brudny, miał na sobie te same ubrania, w których został zabrany przez dyrektora. Mężczyzna miał ochotę deportować się z nim wprost do Norwegii, jakby to mogło ochronić ich przed całym światem.
Zbudzony kołyszącym rytmem korków, Harry uchylił powieki. Początkowo spięty, rozluźnił się dostrzegając, w czyich ramionach się znajduje. Uśmiechnął się sennie.
– Przyszedłeś – wyszeptał.
Severus odwzajemnił uśmiech.
– Jestem. Będę całą noc. Śpij, jesteś zmęczony.

  -- 

Severus ułożył Harry’ego w swoim łóżku. Zdjął z niego buty i oczyścił mu twarz. Okrył go kołdrą, po czym przesunął dłonią po dziecięcym policzku, zupełnie jakby chciał się przekonać, czy chłopiec na pewno tam jest. Spoglądał na niego przez chwilę z jakimś dziwnym uczuciem odbijającym się w jego oczach, po czym cichym zaklęciem zapalił ogień w komiku i wyszedł.
W saloniku Lucas zdążył już zaanektować sofę i wygrzebać ze stojącej pod ścianą skrzyni koc i parę poduszek. Teraz krzątał się po zazwyczaj nieużywanym aneksie kuchennym, w rażąco mugolski sposób przygotowując kolację. Severus stanął obok niego, biorąc na siebie obowiązek zaparzenia herbaty.
– Lucas, ja… – zaczął niepewnie Severus. – Muszę… Chcę ci podziękować. Cokolwiek jutro powie Dumbledore, Harry nie wróci już do Dursley’ów. Tylko to się liczy.
Norweg uśmiechnął się wiedząc, ile te słowa kosztują jego brata.
– Harry powinien wrócić do ciebie.
– To nieistotne – wyrzucił Severus przez ściśnięte gardło. – Ważne jest to, że nikt go już więcej nie skrzywdzi.
– Wiesz, że mnie nie oszukasz?
– Podejrzewam, że to niemożliwe – zaśmiał się cicho mistrz eliksirów.
– Podejrzewam, że masz rację – odparł Norweg, szturchając go łokciem w żebra, po czym uśmiechnął się złośliwie. – Wiesz, że spuchł ci policzek?
Policzek Severusa faktycznie był spuchnięty. Spuchnięty i obolały. Lucas zaśmiał się, widząc kwaśną minę swojego brata.
– Coś ty zrobił tej dziewczynie?
W oczach Severusa zapaliła się chęć mordu.
– Ta Cholera była na siódmym roku, gdy zacząłem uczyć. Nie wiem, jakim cudem dostała się na zaawansowane eliksiry, bo wystarczyło dać jej do ręki kociołek, by ten po minucie wybuchł. Istny jeździec apokalipsy był z niej. Spójrz. – Mężczyzna wskazał mała, okrągłą bliznę tuż pod swoim uchem, niewątpliwie powstałą od kontaktu z palącą cieczą. – W połowie roku coś jej się ubzdurało i stwierdziła, że mnie kocha. Nie dawała mi spokoju, więc przemówiłem jej nieco do rozsądku w obecności wszystkich uczniów i całego grona pedagogicznego.
– Biedna dziewczyna – zaśmiał się Norweg. – Jak się nazywa ta twoja tajemnicza ukochana?
– Vivienne Loutre. Uosobienie cholery.

  -- 

Gdy po kolacji Severus wreszcie przebrał się w piżamę i wrócił do sypialni, zastał w niej wiercącego się niespokojnie w łóżku Harry’ego. Sam odczuwał zaniepokojenie, które minęło dopiero wtedy, gdy wsunął się pod koce i przycisnął do siebie dziecko. Chłopiec uspokoił się, oplatając go ramionami i oddychając głęboko w jego kark. Mężczyzna jednak nie chciał spać. Nie wiedział, czy najbliższego godziny nie są ostatnimi, w których trzyma to dziecko przy sobie, więc przez pozostałą część nocy gładził je uspokajająco po plecach szepcząc mu do ucha, że już wszystko będzie dobrze. Sam rozpaczliwie chciał w to uwierzyć.

sobota, 9 lipca 2016

A miało być tak pięknie...

Miało, oj miało... Zaprzęgłam wszelkie zasoby umysłowe do nauki tego, czego szczerze nienawidzę i pisania na temat, który zawsze mnie odrzucał. Poświęciłam czas wolny, wyjazd na wymarzone wakacje. Poświęciłam nawet Internet i tworzenie czegokolwiek niezwiązanego z moją pracą dyplomową. Miałam ambitne plany obronienia się na początku lipca i swobodnego przejścia na kolejny kierunek. Miałam 12 wrzucić pełną euforii notkę, że mi się udało i dumna jestem z siebie szalenie. Że wreszcie mam wolne i mogę przespać całą noc bez koszmarów związanych z dziedziną nauki, której szczerze nienawidzę (taaak, promotor się wypiął i stwierdził, że łaskawie oceni pracę tylko wtedy, jeśli będzie dotyczyć tego, czego wykłada!) A tymczasem…
Tymczasem przysłowiowa dupa. Pytałam promotora milion razy, w jakim terminie wrzucić pracę do systemu, a kiedy poczyniłam to wyznaczonego przez niego dnia, ten łaskawie napisał mi maila o treści (tak, cytuję): „Dlaczego mi pani tę pracę tak późno wysyła? Mam urlop od jutra, nie zdążę jej sprawdzić. Musi się pani bronić we wrześniu. Pozdrawiam (…)” No szlag mnie jasny trafia!
Żal, rozgoryczenie i wściekłość. Pracę mu wysłałam, niech z nią robi co chce. Ja wracam do pisania, bo jak czymś się nie zajmę, to chyba mnie rozniesie. W ciągu nadchodzącego tygodniu uzupełnię odpowiedzi na komentarze i zacznę pracę nad kolejnym rozdziałem. Dzisiaj zamierzam zapaść w całoniedzielny sen zimowy i przetrawić chęć chwycenia za widły.
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo i mam nadzieję, że nie wywieziecie mnie na taczkach…