.......................................................................................................................................
„Zaśpiewaj mi do snu,
zaśpiewaj mi do snu.
Nie chcę już więcej
budzić się samotnie.
Nie czuj się przeze
mnie źle.
Chcę, żebyś
wiedziała, że
z całego serca chcę
odejść.”
The Smiths „Asleep”
Po chwili drzwi się otworzyły.
Stała w nich roześmiana Lily. Na widok jej przyjemnie uchylonych ust
zachłysnął się powietrzem. Znów było mu zbyt ciężko utrzymać maskę cynika,
zresztą jak zawsze, gdy była obok.
Jej rude włosy nadal były w ten
przyjemny sposób rozwiane, niedające się w żaden sposób poskromić, a oczy
rozbiegane, figlarnie skrzące się na tle jasnej, otwartej twarzy. On zaś za swą
boleśnie zobojętniałą maską korzystał z tej sekundy, podczas której mógł się
bezkarnie napawać ciepłem jej spojrzenia.
Jest piękna. Nawet ten bydlak, Potter, nie był wstanie tego zmienić. Ona
nadal jest piękna. Piękna i dobra.
Jego serce szarpnęło się w ostrym
spazmie bólu, gdy z ciemnego holu wyłonił się On – James Bydlak Potter i objął
ramieniem Lily, szepcząc jej coś do ucha na widok Snape’a. Z pewnością nie był zadowolony tą wizytą,
lecz nie okazał tego, gdy uprzejmie, acz z nutą rezerwy, podał rękę swojemu
wrogowi, po czym znów odwrócił się w stronę żony z uśmiechem na ustach i
blaskiem w oczach.
Severus poczuł, jak jedna z
barier w jego wnętrzu zostaje z chirurgiczną dokładnością rozcięta, a jego
samego zaś zalewa fala bólu. Nabrał gwałtownie powietrza zaciskając usta w
wąską kreskę, po czym, nie mogąc już znieść widoku tego bydlaka bezczeszczącego
ciepło Lily, odwrócił od nich swoje spojrzenie.
Jego wzrok padł na ogródek po
przeciwległej stronie ulicy, gdzie figura ubranego na czerwono, spasionego
gnoma żałośnie wyła wciąż ten samą kolędę przerywaną skrzeczącym „ho ho ho”.
Skupił na niej całą swoją uwagę, by choć na chwilę oderwać się od myślenia. Po chwili
rzeźba eksplodowała, pozostawiając po sobie jedynie kupkę porcelanowych skorup
przemieszanych ze strzępami szkarłatnego kubraka i długiej brody.
Cholera.
Jego spojrzenie znów przykuł
Potter wiszący na Lily.
– Dawno cię u nas nie było,
Severusie – stwierdziła Lily, zapraszając go do środka. – Byłeś zajęty przez te
dwa miesiące?
– Tak – odparł bez namysłu.
Wiedział, że Lily nie będzie chciała drążyć tego tematu.
Bydlak Potter przesunął się w
progu, robiąc mu miejsce. Skorzystał. Przeszedł obok, starannie unikając
jakiegokolwiek kontaktu z nim, po czym, z wyuczoną już i nieuleczalną
ostrożnością, skierował się w głąb mieszkania.
Kto raz wstąpi w kręgi śmierciożerców, nie będzie już nigdy umiał
inaczej patrzeć na świat.
Salon był jasny, pełen światła.
Severus czuł się w nim przesadnie odsłonięty, więc, nie czekając na
zaproszenie, zapadł się w głębokim fotelu zastygając w wystudiowanej pozie
arystokraty. Bruzda na jego czole pogłębiła się, gdy Lily i Potter usiedli
naprzeciwko. Coś uwięzione w jego środku boleśnie szarpnęło się w swej klatce,
gdy Ona oparła głowę na ramieniu bydlaka.
Nie musiałem tu przychodzić.
– Dlaczego tu przeszedłeś? –
zapytał bydlak, podczas gdy jego ręka zacisnęła się na drobnej dłoni Lily.
To zabolało. Wykrzyczało
Severusowi prosto w twarz, że Lily należy do Bydlaka Pottera. Że Bydlak Potter
odebrał mu to, co kochał najbardziej.
Snape położył głowę na oparciu
fotela, zaś spojrzenie utkwił w przebarwieniu na suficie. Zaczerpnął głęboki
oddech, starając się uspokoić serce boleśnie szamoczące się w klatce
piersiowej. Usłyszał szept Pottera. Lily zaśmiała się cicho w odpowiedzi, on
sam zaś zadrżał w duchu, próbując pohamować zalewającą go kolejną falę bólu.
Nie, na pewno nie musiałem tu przychodzić. Nie powinienem…
Gdy upewnił się, że jego postura
i twarz nie wyrażają tego, co właśnie czuł, znów na Nią spojrzał.
Piękna.
Ostrożnie nabrał powietrza w
płuca.
– Zniknę na pewien czas. Chciałem
się pożegnać – stwierdził wymuszenie obojętnym, cichym głosem, patrząc w Jej
oczy.
Oczy Lily były tak samo zielone
jak wtedy, gdy mając jedenaście lat opowiadał jej o magii. Jak wtedy, gdy
spoglądała na niego ze smutkiem, kierując się w stronę stołu wspólnego
Gryffindoru. Gdy pomagał jej zbierać książki. Gdy nazwał ją szlamą. Gdy
spoglądała na Pottera.
Nie!
Pochylił głowę, pozwalając włosom
opaść na twarz. Jego powieki zamknęły się, zaś dłonie kurczowo zacisnęły na
kolanach, pragnąc pohamować mimowolne drżenie. Głos uwiązł mu w krtani i czuł,
że nie zdoła w tej chwili niczego więcej powiedzieć.
Cóż za niegodna szpiega postawa, bydlaku nad bydlaki.
Coś cicho zastukało w drzwi
wejściowe.
–James, to kot – Snape usłyszał
szept Lily. – Wpuść go do domu i nakarm. Możesz też nam zrobić herbatę.
Sofa naprzeciw Severusa
zaskrzypiała wdzięcznie, uwalniając się od ciężaru Pottera.
– Lily? – mruknął niepewnie
bydlak.
– James, proszę. Nie martw się,
idź.
Severus jeszcze mocniej zacisnął
dłonie.
Ironia.
Nie skrzywdzę jej, nie masz się czego obawiać.
Z cichnących kroków bydlaka
wywnioskował, że ten wyszedł. Po sekundzie kanapa naprzeciw niego znów
zaskrzypiała, zaś jego ukryte za powiekami oczy wychwyciły zmianę z natężeniu
światła. Poczuł ciepłą dłoń na swym ramieniu.
– Severus? – usłyszał przed sobą
szept Lily.
Uchylił oczy, spoglądając na nią
wykrzywiony prawie niezauważalnym grymasem bólu. Przypomniał sobie, po co tu
przyszedł. Co prawda, do misji pozostało wiele czasu, lecz on nie potrafił już
patrzeć Lily w oczy. Pragnął zaszyć się w laboratorium na dworze Voldemorta,
pozwolić sobie wciąż i wciąż na nowo przeżywać swą karę, gdy patrzył na
katowanych ludzi.
Wtedy, gdy nazwał Lily szlamą,
nie chciała go znać. Próbował odzyskać jej przyjaźń, lecz nadaremno. To, jak i
czysta nienawiść do huncwotów, pchnęła go po ukończeniu Hogwartu w stronę
śmierciożerców. Przyjął mroczny znak. Tylko ona to wiedziała, zauważyła pomimo
tego, iż widziała go pierwszy raz od miesięcy. Miał ochotę kląć.
To, co tamtego dnia ujrzał w jej
oczach…
Strach, ból, krzywdę i już ostateczną, nieodwracalną nienawiść. Koniec…
Po prostu pierdolony koniec.
Wtedy zrozumiał, że postąpił
lekkomyślnie, że nikła szansa, którą wciąż u niej posiadał, zniknęła. Obwiniał
się o to, boże, obwiniał się cholernie, lecz jeszcze bardziej obwiniał Pottera.
Gdyby nie ten Bydlak, gdyby nie to, co tamtego dnia mu uczynił, jak bardzo go
poniżył, nigdy nie znieważyłby Lily. Gdy wspomnieniami wracał do tamtego dnia, wciąż
na nowo przypominał sobie, dlaczego lepiej jest gnębić, niż samemu być
gnębionym. W tym sensie przypominał Voldemorta. To dlatego do niego dołączył,
prawda? Pragnął siły, potęgi groźniejszej od legilimencji. Nie znajdował dla
siebie usprawiedliwienia, znał przecież czarną magię już prędzej, znał skutki.
Głupi, głupi Severus.
Jestem zły. Jestem bydlakiem gorszym od Pottera. Nie zasługuję na Nią
jeszcze bardziej, niż nie zasługuje on.
Snape wiedział, że nie będzie
łatwo przedostać się przez potężne zaklęcia i strażników, którzy zapewne
chronili dzieciaka z przepowiedni. To niebezpieczne zadanie. Pragnął, by w tej
misji zostało mu dane umrzeć, by cały świat ujrzawszy jego martwe oblicze, mógł
na nie splunąć.
Śmierć godna śmierciożercy, bydlaka nad bydlaki.
Severus nie oczekiwał od Lily
zapomnienia. Nie oczekiwał również zrozumienia. Nie zamierzał nawet wyjaśniać
jej, w jakich okolicznościach dane mu będzie zginąć, a już z pewnością nie
zamierzał mówić tego, że umrze. Nie chciał widzieć bólu w jej radosnych oczach.
Nie pragnął nawet, by mu
przebaczyła.
Pragnął, by skłamała. By
powiedziała, że już nie ma do niego aż takiego żalu. Wtedy będzie mógł umrzeć,
wystawić swe zwłoki na publiczny osąd z pełną świadomością tego, że nie ma już
po co żyć. Mówią; „nadzieja matką głupich”. A wtedy nadzieja odejdzie, głupiemu
Severusowi zostanie dane zdechnąć. Powinni wymyślić temu jakąś fachową nazwę.
Może Syndrom Ikara? Nie, Ikar miał szczytny cel, miał marzenie.
Drobna dłoń zacisnęła się mocniej
na jego ramieniu, druga zaś dotknęła policzka.
– Severusie, gdzie chcesz odejść?
Dlaczego? – jej szept przepełniony był goryczą.
Żałuje mnie?
Wyrzucił z oczu wszelkie emocje,
nie chcąc jej jeszcze bardziej niepokoić. Spojrzał na nią. Klęczała przed nim
nie dbając o to, że kolanami dotyka jego szaty. Zbolałe serce szarpnęło się w
jego piersi.
– Nie martw się o mnie – jego
głos był zachrypnięty. – Chciałem się tylko pożegnać przed drogą.
– Chciałeś wyjechać z czystym
sumieniem? – dłoń delikatnie przesunęła się po jego policzku.
Severus zaśmiał się rozgoryczony,
zaś jego twarz przeciął nieskrywany grymas bólu.
– Lily, do cholery, ja nie mam
sumienia, nie po tym wszystkim, co… – jego głos załamał się, nie pozwalając mu
dokończyć zdania. Wiedział, że przy niej nie musi się kryć za żadną maską, nie
teraz.
Lily chwyciła jego podbródek i
stanowczo skierowała jego spojrzenie na siebie. W jej oczach widział skrywany
gdzieś głęboko ból tak bardzo różny od radosnych iskierek, które zazwyczaj w
nich gościły.
Z mojej winy ten ból.
– Severusie, nie jesteś zły.
Mówiłeś i robiłeś złe rzeczy. Nadal robisz – ból w jej spojrzeniu pogłębił się.
– Severusie, na boga, robisz rzeczy potworne, ale nie jesteś zły. Nie jesteś i
nigdy nie będziesz, choćbyś bardzo się starał. Wiesz, najgorsze rzeczy czynią
najlepsi z nas. Nie gniewam się na ciebie o to, że nazwałeś mnie szlamą. Wtedy
też nie umiałam powstrzymać śmiechu, więc w pewnym stopniu to również moja
wina. Wybaczyłam ci. Nie potrafię zapomnieć ci tylko tego, jaką decyzję
podjąłeś. Wiem przecież, że nie należysz do tamtego świata.
– Więc kim jestem, Lily? Kim jest
człowiek, który robi złe rzeczy, jeśli nie złem?
Jego głos był roztrzęsiony.
Kobieta wstała i podeszła do okna,
za którym tańczył śnieg. Oparła się o parapet zwrócona w stronę chłodnej szyby
i zastygła w tej pięknej pozie. Jej twarz odbijała się niewyraźnie w tafli
szkła. Coś ponownie zaszamotało we wnętrzu Severusa, rozpaczliwie pragnąc się
uwolnić i wypłynąć na powierzchnię.
– Jesteś dobrym człowiekiem –
stwierdziła Lily pewnym, lecz cichym głosem. – Możesz odejść od Voldemorta.
– Nawet gdy to zrobię, ludzie
zlinczują byłego śmieriożercę – zaśmiał się nieco zbyt zachrypnięty. – Nie
znajdę nigdzie pracy, odtrącą mnie. Nie będę miał dokąd iść. Czarny Pan, chcąc
mnie dopaść, zniszczy mój dom. On nie wybacza zdrajcom.
– Nikt nie wie, nikomu nie
powiedziałam. Możesz mi wierzyć, inaczej James nie wpuściłby cię do domu. Nie
zostawiłby nas samych, wiesz o tym.
Ujrzał, jak rozmazane odbicie
twarzy Lily uśmiecha się delikatnie. Drgnął niepewnie i wstał. Podszedł do
niej, stając tuż za nią. Nadal widział jej uśmiech. Znów zabolało go to, jak
wiele stracił. To uczucie zaś zostało spotęgowanie wyznaniem dziewczyny, że nie
czuje do niego żalu.
Już za późno. Nawet jeśli odejdę od Voldemorta, Lily już nigdy nie
będzie moja.
– Możesz zwrócić się o pomoc do
Dumbledore’a – kontynuowała po chwili ciszy. – On da ci schronienie, jestem
tego pewna, on do nikogo nie żywi urazy.
Severus uśmiechnął się ironicznie
pod nosem.
– Nie byłbym tego taki pewien,
Lily. Dumbledore jest potężnym magiem, bardzo potężnym, lecz nadal pozostaje
tylko człowiekiem. Ta właśnie ta cecha w połączeniu z diabelną inteligencją
sprawia, że dyrektor, chcąc doprowadzić sprawy do jak najkorzystniejszego
finału, wybiera zawsze mniejsze zło. Nie mówię, że go potępiam. Potępiam to, że
znając konsekwencje swoich decyzji, manipuluje ludźmi będąc w pełni świadomym
tego, co stawia na szali. On jest w stanie poświęcić tych, których musi. Tylko
po to, by doprowadzić do jak najbardziej pozytywnego obrotu sprawy.
Lily zadrżała lekko. Objęła
ramiona dłońmi, jakoby szukając schronienia przed przejmującym chłodem. Severus
wiedział, że dziewczyna intensywnie myśli, jak odwieźć go od jego decyzji, jak
zatrzymać go blisko siebie. Zacisnął szczękę. Musiał odejść, ponieść karę za
swoje grzechy. Musiał. Podświadomie czuł, że tym spotkaniem chciał się tylko
pognębić.
– A Lucas? – ciche pytanie Lily
wplotło się w ciszę.
Severus drgnął. Nie chciał myśleć
o Lucasie, zbyt wiele pozytywnych wspomnień się z nim wiązało. On zawsze stał
po stronie mistrza eliksirów, potrafił wytłumaczyć każde jego przewinienie,
każdą złą podjętą decyzję.
Lucas znał Severusa jak nikt
inny.
Nie zasługujesz na jego przyjaźń. Zniszczysz go.
Severus westchnął cicho,
odpychając od siebie niechciane myśli.
– Lucas zrozumie – stwierdził po
chwili to, czego był pewien. – Dobrze mu się żyje i tak powinno pozostać.
– Więc to koniec, Severusie?
Lily zamilkła. Snape czuł jej smutek
zawieszony gdzieś pomiędzy nimi. Czy płakała? Jego serce pękało na miliony
kawałków.
Nie powinienem tu przychodzić. Nie powinienem tak bardzo pragnąć
ostatni raz ją zobaczyć.
Niepewnie położył ręce na jej
ramionach. Wciąż pamiętał, że kiedyś jego dotyk ją uspokajał. Nie chciał, by
była smutna. Powinna o nim nie myśleć, zapomnieć tak, jak zrobili to wszyscy
inni.
– Już niedługo święta, prawda? –
zapytał po chwili milczenia. – Zawsze je lubiłaś. Wyjeżdżałaś wtedy do
rodziców, a gdy wracałaś, godzinami opowiadałaś mi o tym, jak je spędziłaś.
Zawsze przywoziłaś mi jakiś prezent. Do tej pory mam wrażenie, że nie spodobała
ci się replika tłuczka, którą podarowałem ci na pierwszym roku na gwiazdkę.
Przerwał mu śmiech Lily.
– Może to dlatego, że był
niebezpieczny i bałam się go wziąć do ręki – odparła radosnym głosem.
Nie potrafił powstrzymać uśmiechu
wpełzającego mu na twarz.
– Nie pomyślałem o tym –
przyznał, pragnąć rozśmieszyć ją jeszcze bardziej. – Za to zrehabilitowałem się
w kolejne święta, gdy na drugim roku podarowałem ci różę, która rozkwitała za
każdym razem, gdy brałaś ją do ręki. Spędziłem każdy wieczór grudnia na tworzeniu
jej.
Lily chwyciła pudełko leżące na
parapecie i wyciągnęła z niego zwiędłą różę, która zaczęła rozkwitać, gdy tylko
jej dotknęła. Severus popatrzył na nią zdziwiony.
– Nie podejrzewałem, ze nadal ją
masz.
– To bardzo piękne czary. –
stwierdziła dziewczyna, dotykając palcem szkarłatnego płatka. – Jesteś dobrym
człowiekiem, Severusie. Wierzę w to. Jestem tego pewna. Właśnie dzięki tej
róży.
Nie odważył się odpowiedzieć. Nie
spodziewał się, że kiedykolwiek usłyszy od kogokolwiek takie słowa. Słowa,
które były zaprzeczeniem wszystkiego złego, czego do tej pory w swym życiu
dokonał. Poczuł, jak po raz kolejny tego dnia coś w nim pęka.
Delikatnie pogłaskał Lily po
włosach drżącą dłonią. Nie dbał już o to, że ona to zauważy. Był słaby, nie
chciał temu zaprzeczać. Z całej siły zacisnął oczy.
Jej nie mogę okłamywać.
– Lily, nie potrafię spać –
szepnął jej w ucho łamiącym się głosem. – Widzę, co Voldemort im wszystkim
robi. Boże, nie chciałbym, byś kiedykolwiek coś takiego ujrzała. To potworne, a
ja nie mogę im pomóc. Nie mogę krzyczeć. Nie mogę nawet odwrócić wzroku. A
później to wszystko do mnie wraca, gdy śnię. Nawet wtedy, gdy tylko zamykam
oczy. Ich wrzaski zalewają moje uszy i nie jestem w stanie już niczego innego
słyszeć. Wszystko we mnie zaprzecza temu, co musze robić.
Umilkł. Drżał całym ciałem, nie
mógł się przed tym powstrzymać. Tak bardzo pragnął zapłakać nad sobą w jej
ramię. By mogła go ukoić. By choć na chwilę przestał o tym wszystkim myśleć i
był tylko Severusem.
Nie śmierciożercą, nie bestią. Po
prostu Severusem.
Poczuł, jak Lily odwraca się w
jego stronę. Po chwili zamknęła go w swoich objęciach. Zesztywniał zaskoczony.
Usłyszał jej głos.
– Wszystko będzie dobrze,
Severusie – szeptała w jego włosy cichą litanię. – Będzie dobrze, jestem tego
pewna. Wszystko się ułoży i będzie dobrze. Nie bój się, zawsze możesz do mnie
przyjść. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze.
Kocham ją.
Szept nadal płynął z ust Lily,
zaś ciało Severusa rozluźniło się. Przestał drżeć, swojej głowie pozwolił opaść
na ramię kobiety. Objął ją delikatnie, nie chcąc jej skrzywdzić. Czuł jakby po
wielu latach snu powoli budził się do życia.
W tej chwili jasny salon nie
zdawał mu się już tak otwarty i niebezpieczny, jak wcześniej. Teraz był
przytulny. Wszystko zdawało się dokładnie takie, jak powinno. Świat zatrzymał
się wokół niego w idealnej harmonii, światło równoważyło się cieniem, chłód
grudniowej nocy z ciepłem pokoju, w którym się znajdowali.
Lily zaś była w tej chwili tylko
jego.
Trwali tak przez długie minuty,
Lily szeptała, zaś on pozwalał sobie na poczucie bezpieczeństwa podsycane
wytłumionym, zaszytym gdzieś głęboko strachem.
W końcu Severus wydobył z rękawa
różdżkę.
– Lily – szepnął jej do ucha. –
Święta tak blisko, a ty nadal nie masz choinki.
Zaśmiała się w jego ramię.
– Byłam ostatnio bardzo zajęta,
nie miałam do tego głowy.
Severus wymruczał ciche
inkantacje, po czym zgrabnym ruchem machnął różdżką w stronę kąta, w którym
natychmiast pojawiła się wypełniona ziemią donica. Po chwili wykiełkowało z
niej zielone źdźbło rosnące w tak zastraszającym tempie, że po minucie było już
sięgającą po sufit choinką.
Kolejne machnięcie różdżki
wystarczyło, by zwisły na niej kolorowe bombki i łańcuchy. Gałęzie ugięły się
odrobinę pod ich ciężarem. Sekundę później zielone igły zostały rozjaśnione
przez liczne świeczki.
Lily obróciła się zachwycona w
stronę choinki. Z ciężkim sercem Severus postanowił ją puścić, lecz dziewczyna
przytrzymała jego dłonie na swoim brzuchu i oparła się o jego klatkę piersiową.
Wtulił twarz w jej włosy i uśmiechnął się mimowolnie.
– Brakuje gwiazdy na czubku –
usłyszał głos Lily.
Poczuł jak chwyta dłoń, w której
trzymał różdżkę. Z uśmiechem na ustach wyszeptał w jej włosy zaklęcie, zaś ona
poruszyła jego ręką w odpowiedni sposób. Gwiazda zajaśniała na czubku choinki,
jarząc się delikatnym światłem.
Severus odetchnął głęboko. Czuł
się…
Szczęśliwy. Tak mógłby wyglądać każdy mój dzień. Z nią w objęciach
mógłbym się budzić i zasypiać. Boże, z tą kobietą mógłbym wychowywać dzieci,
przeżyć całe życie nie wadząc już nikomu. Byłbym cholernie szczęśliwy.
Coś uderzyło w szybę. Severus
instynktownie zacisnął dłoń na różdżce, automatycznie już spodziewając
najgorszego, lecz Lily w jego objęciach wyciągnęła dłoń i zwinnie otworzyła
okno. Do salonu z zawrotną prędkością wleciała czarna sowa, pośpiesznie zapikowała
nad podłogą mało nie zabijając się o meble, po czym porzuciła na parapecie
pękatą kopertę i wyfrunęła z powrotem w śnieg. Snape z niechęcią stwierdził, że
tak destrukcyjne stworzenie mogło należeć tylko do Blacka.
Severus zaklęciem zamknął okno,
gdy Lily rozrywała kopertę. Wyciągnęła z niej list i przeczytała go pobieżnie.
– Syriusz każe pozdrowić
wszystkich w domu – stwierdziła z uśmiechem. – Załapałeś się na pozdrowienia,
Severusie.
Przez twarz Snape’a przebiegł
nieprzyjemny grymas.
– Podziękuję – stwierdził o wiele
łagodniejszym tonem, niż zazwyczaj, gdy rozmowa dotyczyła któregoś z huncwotów.
– Coś jeszcze jest w kopercie?
– Spójrz – uśmiechnęła się nieco
niepewnie Lily.
Wsunęła dłoń w kopertę, po czym
wyjęła z niej dwa białe, skórzane przedmioty.
Boże…
Snape powstrzymał się przed
przeklęciem czegokolwiek, co znajdowało się w zasięgu jego różdżki.
Boże, nie…
– To dopiero początek, ale
Syriusz już teraz szaleje z radości – stwierdziła dziewczyna łagodnym tonem. –
Już teraz zaoferował się, że zostanie chrzestnym. James się zgodził, więc Łapa
przysyła co tydzień prezenty. Jest na tyle inteligentny, że podarunki są
uniwersalne, więc nie ważne, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Białe
buciki będą pasowały każdemu dziecku.
Boże, nie… Tylko nie to…
Puścił Lily i zachwiał się na
nogach. Kurczowo uczepił się chudymi palcami ściany.
To nie może być prawda, na pewno się mylę!
Spojrzał na wystraszoną
dziewczynę przyglądającą mu się bacznie. Przerażenie wyrysowało na jego twarzy
głębokie bruzdy, usta uchyliły się lekko.
– Lily – zaczął zdławionym
głosem. – Lily, błagam cię, Lily, powiedz, który to miesiąc.
– Drugi – drżąca odpowiedź
zawisła w powietrzu.
Nie!
„Zrodzony z tych, którzy
trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca…”
Nie!
– Lily, muszę skontaktować się z
Dumbledorem – głos wiązł mu w krtani. – Idź do Pottera, spakujcie się,
czekajcie na dyrektora. Nie wychodźcie z domu. Słyszysz?
Była wystraszona, jednak widział
to jak przez mgłę. Zataczał się z bólu, miał ochotę zwrócić wszystko, co zjadł
w przeciągu ostatniego tygodnia. Myśli bezwładnie tłukły mu się w głowie, a jego
zdolność oklumencji nagle zmalała do zerowego poziomu.
– Severusie… – usłyszał
przerażenie w jej głosie. – Dlaczego, co się dzieje?
Boże, nie ona…
– Lily – szepnął, chwytając jej
twarz w dłonie. – Boże, Lily. Musisz mi zaufać. Nie ruszaj się z domu, nie
zostawiaj nigdzie różdżki. Lily, rozumiesz? Nie wychodź, czekaj na dyrektora!
Ja wszystkim się zajmę, czekaj!
Zrób coś, głupcze!
Nerwowym machnięciem różdżki
zablokował kominek stojący obok choinki. Nie chciał, by ktokolwiek dostał się
do domu przez Sieć Fiuu. Ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Usłyszał za sobą
łkanie Lily i przekleństwo Pottera oraz jego donośnie kroki , gdy biegł do
żony.
Ujrzał, że jest już za progiem.
Zatrzasnął za sobą drzwi, po czym spędził długie minuty pieczętując je najsilniejszymi
zaklęciami, jakie przyszły mu do głowy. Gdzieś tam, w środku, była bezbronna
Lily zdana tylko na siebie i na tego głąba, Pottera. Musiał zapewnić jej
minimum bezpieczeństwa, więc bez namysłu zaczął rzucać czary również na okna.
Po dłuższej chwili opadł
wyczerpany na kolana.
Głupi!
Musiało mu wystarczyć siły na
teleportację do Hoggsmeade. Nie mógł zawieść. Nie Lily. Zebrał się w sobie i
zacisnął różdżkę mocniej w dłoni chcąc wypowiedzieć zaklęcie, lecz w tej chwili
napłynęła do niego myśl, która przecięła jego umysł niczym topór.
Boże, to moja wina…
Skulił się w sobie, nie mając
siły do żadnego ruchu.
To ja powiedziałem Voldemortowi o przepowiedni, to przeze mnie Czarny
Pan chce zabić Lily i jej dziecko… Boże… Nie… Nie… Nie!
Załkał, nie potrafiąc złapać
oddechu. Osunął się na ziemię. Czarna szata kontrastowała ze śniegiem. Igły
chłodu uderzyły w ciało Severusa, lecz ten nic nie czuł, zamknięty w swym
umyśle, targany poczuciem winy.
Zabił kobietę ,którą kochał nad
własne życie.
Boże, nie ona…
Dumbledore będzie wiedział, jak ich ochronić. Musi wiedzieć, musi jej
pomóc!
Podniósł się i na drżących nogach
przeszedł parę kroków, po czym uniósł różdżkę i zacisnął oczy. Zaklął szpetnie,
nie mogąc sobie przypomnieć zaklęcia. Bruzda na jego czole pogłębiła się, gdy
odsunął od siebie gonitwę myśli, starając się wydobyć na wierzch chaosu odpowiednią
formułę. Jego usta poruszyły się, gdy wyszeptał inkantację, po czym z cichym
trzaskiem zniknął, pozostawiając za sobą jedynie ciemną mgiełkę leniwie
unoszącą się w powietrzu.
Mam problem z tym rozdziałem. Początek był świetny, bo wszyscy bohaterowie byli ciekawie zarysowani, a w szczególności Severus. Podobała mi się też sowa Syriusza i gnomy (xD), więc mogę stwierdzić, że masz interesujące pomysły. Natomiast rozdział kłócił z moją osobistą wrażliwością. Cała scena z Lily była tak egzaltowana i dramatyczna, że przerysowałaś całkiem fajne rozpoczęcie. Czy naprawdę ta scena wymagała aż takiej emocjonalności? Przecież Severus przyszedł się pożegnać, więc czuł gorycz, smutek i zrezygnowanie. Reakcje jednak były takie, jakby mu dziś umarł ktoś bliski ;) Te wszystkie "spazmy bólu" i im podobne nie wypadły dobrze. Do tego Severus okropnie się nad sobą użalał - ciągle i ciągle powracało, jakim to jest złym człowiekiem, jak mu strasznie źle, jak okropnie nie zasługuje na to czy ta tamto. Zdecydowanie zabrakło tu umiaru. Zdecydowanie zbyt dużo rzeczy się powtarzało (słowo "ból" wracało jak bumerang). Bo o ile wspomnienie raz, że nie zasługuje, itd, byłoby okej, o tyle ciągnięcie w tym tonie pezez cały rozsział, już dobre nie jest. I kurczę, szkoda, bo o ile zdarzały się warsztatowe wpadki (rozbiegane oczy Lily), to językowo pociągnąć umiesz (choć przydałaby się beta, żeby wykosić babole). Zastanawia mnie też jedno - czemu Lily była taka pewna dobroci Severusa, skoro ten przyłączył się do Voldemorta? Każda racjonalnie myśląca osoba miałaby duuuże wątpliwości, nawet jeśli jest to przyjaciel z dziecięcych lat. No i James tak po prostu zgodził się ugościć śmierciożercę? I do tego Snape'a? Nie klei mi się to. No nic, idę czytać dalej, bo skoro to severitus, to jestem ciekawa, jak Snape zmajstrował Lily dziecko. I czy James w ogóle o tym wie?
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy, to mam ogromne problemy z tym, w jaki sposób zacząć. Nie przepadam za pisaniem pierwszych rozdziałów, bo zawsze coś mi w nich nie wychodzi :) O ile dalej jakoś to się toczy z górki, o tyle początek, tak z zasady, jest dla mnie pionową drogą wzwyż. Przyznaję więc rację, rozdział zionie niepotrzebnym patosem i nawałem zbyt płaczliwej emocjonalności :)
UsuńBeta, owszem, przydałaby mi się bardzo. Niestety, z mojej strony jest jakikolwiek brak doświadczenia w sprawach organizacyjnych i w ogóle w blogowej hierarchii, więc zwyczajnie nie mam bladego pojęcia, jak się o nią postarać :/ Zastanawiam się, czy może nie wrzucić notki z zapytaniem, czy nie znajdzie się ktoś chętny…
W każdym razie dziękuję za rzeczowy komentarz :) Do rad postaram się stosować i już więcej nie polewać tekstów tęczą :)