poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 2. To, co właściwe. Część II

Przed chwilą dowiedziałam się, że z racji nadchodzących świąt (a dokładniej konieczności przygotowywania uszek, pierogów, krokietów i całej reszty osławionych wigilijnych potraw) nie będzie mnie na blogu przez pewien czas. Prędko publikuję więc zakończenie drugiego rozdziału.
.......................................................................................................................................


Potter szedł przed nim. Severusowi nie podobało się to, że musi podążać za tym bydlakiem, jakoby zdany  na jego łaskę. Czuł się wręcz paskudnie, więc jego twarz zdobił latami wypracowany grymas cynizmu. Cieszył się tylko z tego, że od zwięzłego, formalnego powitania nie odezwali się do siebie ani słowem. Odpowiadało mu również to, że dom w Dolinie Godryka był o wiele mniej otwarty od poprzedniego mieszkania Lily i głąba Pottera. Panujący w nim półmrok sprawiał o wiele bezpieczniejsze wrażenie, niż przesadnie jasny salon.
Potter z ociąganiem uchylił przed nim drzwi sypialni, po czym utkwił w Snape’ie to spojrzenie, którym poniżał go przez siedem lat nauki w Hogwarcie. Mimo tego, nie powiedział niczego niestosownego, nadal uparcie milczał. Niechętnym, nerwowym gestem zaprosił Severusa do środka.
Bydlak.
–Zostawię was samych – Snape wiedział, że gdyby nie życzenie Lily, bydlak nie spuściłby go z oczu.
Potter rzucił mu pełne wściekłości, jadowite spojrzenie. To było ostrzeżenie. Severus powstrzymał ironiczny uśmiech wpływający mu na wargi.
Nędzny bydlak.
Otworzył drzwi i cicho wszedł do środka.
Błękitne ściany. Białe, drewniane meble. Niemowlęce łóżeczko. Lily siedząca na łóżku. Dziecko na jej kolanach.
Zapatrzył się na ten obrazek. Tępy, pulsujący ból narastał mu w piersi wraz z każdym oddechem. Widział, jak Lily uśmiecha się na jego widok, jak zawiesza na nim swoje szmaragdowe tęczówki.
Piękna.
– Podejdź.
Podszedł. Po chwili wahania, ukląkł przed nią. Nie odważył się jednak spojrzeć jej w oczy. Nie odważył się nawet odezwać. Trwał w tej niewygodnej pozie kilka minut. Prócz tego, że dla jej bezpieczeństwa nie może tu długo zostać, nie wiedział niczego.
– Przyszedłem skontrolować zabezpieczenia – stwierdził tonem wyprutym z emocji. – Nie spędzę tu zbyt wiele czasu, to zbyt nie… - zamilkł, gdy drobna dłoń schwyciła kosmyk jego włosów i z radością zaczęła go szarpać.
Usłyszał śmiech Lily. Podniósł wzrok i wtedy pierwszy raz przyjrzał się dziecku.
Cholera…
Było bardzo podobne do Pottera. Prawie identyczne rysy twarzy, karnacja. Usta. Severus poczuł nagłą ochotę odwrócić się od „tego”, lecz powstrzymał się całą siłą woli. Nie chciał skrzywdzić Lily. Jednocześnie nie chciał również oglądać miniaturowej kopi bydlaka. Zadrżał prawie niezauważalnie, tocząc bitwę między odrazą, a… A Lily.
I wtedy właśnie jego spojrzenie zostało uchwycone przez niemowlęce oczy. Zieloną, idealnie zarysowaną kopię oczu Lily. Nienawiść zniknęła z jego wnętrza, odraza wyciszyła się. Patrzył w te szmaragdowe tęczówki, roześmiane w sposób, który w tajemnicy podziwiał od wielu lat. Poczuł coś na kształt szczęścia, ulgi spowodowanej tym, że ten chłopiec jest nie tylko synem swojego ojca. Gdzieś w tym dziecku dojrzał zamknięty, nieusuwalny obraz matki.
Lekki półuśmiech zastygł gdzieś w cieniu jego warg.
– Nazywa się Harry – słowa Lily zawisły w powietrzu. – Harry, to Severus, najlepszy człowiek, jakiego znam. Gdybyś kiedyś miał problemy, zawsze możesz się do niego zwrócić.
Ze zdziwieniem zauważył, że te słowa nie rozbudzają w nim złości. Wręcz przeciwnie, jego pierś wypełniło coś na kształt dumy. Dziwne uczucie rozlało się z nim, gdy zdał sobie sprawę z tego, że chłopczyk widzi w nim jedynie Severusa. Nie śmierciożercę, nie zimnego skurwiela. Tylko Severusa. Przypomniał sobie słowa swojej matki.
„Miłość dziecka jest bezinteresowna, synku. Możesz być kiedyś najgorszym z wszystkich, a twój syn będzie widział w tobie jedynie ojca, będzie łaknął twojej uwagi i miłości nade wszystko. Nawet nie wiesz, jak długo ty kochałeś swojego ojca, nim zacząłeś go nienawidzić.”
– Nie martw się, będę mieć na niego oko – zaśmiał się cicho.
Zdał sobie sprawę, że właśnie złożył obietnicę nie tylko Lily, ale również sobie. Chciał, aby dziecko zatrzymało w sobie obraz Tylko Severusa, aby nie postrzegało go tak, jak wszyscy ludzie wokół.
– Wiedziałam, że go polubisz, Severusie. Nie da się go nie kochać, jest idealny.
Jest podobny do ciebie.
– Mam nadzieję, że charakter odziedziczy po tobie, inaczej możesz się nie doczekać kolejnego pokolenia – wymruczał meżczyzna.
Śmiech Lily wypełnił sypialnie. Severusa poczuł znajome ciepło. Patrzył, jak Harry spogląda na matkę i zaczyna radośnie wykrzywiać usta w śmieszny sposób. Patrzył i chłonął ich ciepło.
Dziewczyna pochyliła się w stronę jego ucha.
– Ufam, że jeśli w Hogwarcie będzie pod twoją kuratelą, wyrośnie na dobrego chłopca – szepnęła.
Severus spojrzał na nią zdziwiony, gdy poprawiła sobie Harry’ego na kolanach. Zaśmiał się smutno, gdy pojął, że to Potter każdego dnia będzie oglądał ten obraz.
Aż tyle straciłem? Ten bydlak zabrał mi wszystko. Kobietę, która mogłem otwarcie kochać. Syna, którego mogłem wychowywać. Rodzinę, która mogła być moją.
Patrzył na nich, na matkę i syna i nie potrafił przestać myśleć inaczej, niż w ten sposób. Bolesna, zazdrość i gorycz wypełniły jego umysł, gdy zdał sobie sprawę z tego, że dla tych dwóch osób mógłby się zmienić. Mógłby nigdy więcej nie unieść różdżki. Mógłby nauczyć się kochać w zupełnie inny sposób, pozbawiony jakiekolwiek destrukcji. Mógłby się śmiać, by czuli się bezpiecznie. Bogowie, mógłby być mężem i ojcem, może nie idealnym, ale kochającym ich nade wszystko.
Zobaczył, jak Lily podaje mu dziecko. Po chwili wahania wziął je na ręce, nie wiedząc nawet, jak je trzymać. Było lekkie, drobne. Kruche. Przeraźliwie ciepłe w porównaniu z chłodem Severusa. Jasne na tle jego ciemnych szat. Uśmiechnięte.
Boże, to takie naturalne…
Tak, to było zupełnie naturalne. Nie potrafił nawet się temu dziwić. Trzymał to dziecko w ramionach, jakoby własne. Harry patrzył wprost w jego oczy, zaś mężczyzna nadal milczał przez bardzo długie minuty.
I to właśnie było naturalne, tak powinien czuć.
Utkwione w nim zielone oczy Harry’ego.
Kurwa, o kurwa!
Szybko oddał dziecko Lily i zachwiał się na nogach. Złapał się za ramię czując, jakby ktoś powoli wyrywał z niego mięsnie rozgrzanym pogrzebaczem. Zza mgiełki bólu ujrzał zlęknione oczy Lily.
Nie chciał jej wystraszyć.
– Muszę iść – szepnął przez zaciśnięte szczęki.
Pośpiesznym krokiem opuścił sypialnie nie odważywszy się spojrzeć za siebie. Dziękował bogom za to, że Bydlak Potter nie widzi go teraz, gdy kurczowo przyciska ramię do klatki piersiowej. Kopnięciem otworzył drzwi wyjściowe i znalazł się zewnątrz. Pozwolił sobie na jęk bólu. Bez zastanowienia oczyścił myśli i szybkim zaklęciem zmienił swoje szaty w strój śmierciożercy. Deportował się z cichym trzaskiem.
Po paru minutach stał już przed obliczem Czarnego Pana i kłamał.

1 komentarz: