Przed chwilą dowiedziałam się, że z racji nadchodzących
świąt (a dokładniej konieczności przygotowywania uszek, pierogów, krokietów i
całej reszty osławionych wigilijnych potraw) nie będzie mnie na blogu przez
pewien czas. Prędko publikuję więc zakończenie drugiego rozdziału.
.......................................................................................................................................
Potter szedł przed nim.
Severusowi nie podobało się to, że musi podążać za tym bydlakiem, jakoby
zdany na jego łaskę. Czuł się wręcz
paskudnie, więc jego twarz zdobił latami wypracowany grymas cynizmu. Cieszył
się tylko z tego, że od zwięzłego, formalnego powitania nie odezwali się do
siebie ani słowem. Odpowiadało mu również to, że dom w Dolinie Godryka był o
wiele mniej otwarty od poprzedniego mieszkania Lily i głąba Pottera. Panujący w
nim półmrok sprawiał o wiele bezpieczniejsze wrażenie, niż przesadnie jasny
salon.
Potter z ociąganiem uchylił przed
nim drzwi sypialni, po czym utkwił w Snape’ie to spojrzenie, którym poniżał go
przez siedem lat nauki w Hogwarcie. Mimo tego, nie powiedział niczego
niestosownego, nadal uparcie milczał. Niechętnym, nerwowym gestem zaprosił
Severusa do środka.
Bydlak.
–Zostawię was samych – Snape
wiedział, że gdyby nie życzenie Lily, bydlak nie spuściłby go z oczu.
Potter rzucił mu pełne
wściekłości, jadowite spojrzenie. To było ostrzeżenie. Severus powstrzymał
ironiczny uśmiech wpływający mu na wargi.
Nędzny bydlak.
Otworzył drzwi i cicho wszedł do
środka.
Błękitne ściany. Białe, drewniane
meble. Niemowlęce łóżeczko. Lily siedząca na łóżku. Dziecko na jej kolanach.
Zapatrzył się na ten obrazek.
Tępy, pulsujący ból narastał mu w piersi wraz z każdym oddechem. Widział, jak
Lily uśmiecha się na jego widok, jak zawiesza na nim swoje szmaragdowe
tęczówki.
Piękna.
– Podejdź.
Podszedł. Po chwili wahania,
ukląkł przed nią. Nie odważył się jednak spojrzeć jej w oczy. Nie odważył się
nawet odezwać. Trwał w tej niewygodnej pozie kilka minut. Prócz tego, że dla
jej bezpieczeństwa nie może tu długo zostać, nie wiedział niczego.
– Przyszedłem skontrolować zabezpieczenia
– stwierdził tonem wyprutym z emocji. – Nie spędzę tu zbyt wiele czasu, to zbyt
nie… - zamilkł, gdy drobna dłoń schwyciła kosmyk jego włosów i z radością
zaczęła go szarpać.
Usłyszał śmiech Lily. Podniósł
wzrok i wtedy pierwszy raz przyjrzał się dziecku.
Cholera…
Było bardzo podobne do Pottera.
Prawie identyczne rysy twarzy, karnacja. Usta. Severus poczuł nagłą ochotę
odwrócić się od „tego”, lecz powstrzymał się całą siłą woli. Nie chciał
skrzywdzić Lily. Jednocześnie nie chciał również oglądać miniaturowej kopi
bydlaka. Zadrżał prawie niezauważalnie, tocząc bitwę między odrazą, a… A Lily.
I wtedy właśnie jego spojrzenie
zostało uchwycone przez niemowlęce oczy. Zieloną, idealnie zarysowaną kopię
oczu Lily. Nienawiść zniknęła z jego wnętrza, odraza wyciszyła się. Patrzył w
te szmaragdowe tęczówki, roześmiane w sposób, który w tajemnicy podziwiał od
wielu lat. Poczuł coś na kształt szczęścia, ulgi spowodowanej tym, że ten
chłopiec jest nie tylko synem swojego ojca. Gdzieś w tym dziecku dojrzał
zamknięty, nieusuwalny obraz matki.
Lekki półuśmiech zastygł gdzieś w
cieniu jego warg.
– Nazywa się Harry – słowa Lily
zawisły w powietrzu. – Harry, to Severus, najlepszy człowiek, jakiego znam.
Gdybyś kiedyś miał problemy, zawsze możesz się do niego zwrócić.
Ze zdziwieniem zauważył, że te
słowa nie rozbudzają w nim złości. Wręcz przeciwnie, jego pierś wypełniło coś
na kształt dumy. Dziwne uczucie rozlało się z nim, gdy zdał sobie sprawę z
tego, że chłopczyk widzi w nim jedynie Severusa. Nie śmierciożercę, nie zimnego
skurwiela. Tylko Severusa. Przypomniał sobie słowa swojej matki.
„Miłość dziecka jest bezinteresowna, synku. Możesz być kiedyś
najgorszym z wszystkich, a twój syn będzie widział w tobie jedynie ojca, będzie
łaknął twojej uwagi i miłości nade wszystko. Nawet nie wiesz, jak długo ty
kochałeś swojego ojca, nim zacząłeś go nienawidzić.”
– Nie martw się, będę mieć na
niego oko – zaśmiał się cicho.
Zdał sobie sprawę, że właśnie
złożył obietnicę nie tylko Lily, ale również sobie. Chciał, aby dziecko
zatrzymało w sobie obraz Tylko Severusa, aby nie postrzegało go tak, jak
wszyscy ludzie wokół.
– Wiedziałam, że go polubisz,
Severusie. Nie da się go nie kochać, jest idealny.
Jest podobny do ciebie.
– Mam nadzieję, że charakter
odziedziczy po tobie, inaczej możesz się nie doczekać kolejnego pokolenia –
wymruczał meżczyzna.
Śmiech Lily wypełnił sypialnie.
Severusa poczuł znajome ciepło. Patrzył, jak Harry spogląda na matkę i zaczyna
radośnie wykrzywiać usta w śmieszny sposób. Patrzył i chłonął ich ciepło.
Dziewczyna pochyliła się w stronę
jego ucha.
– Ufam, że jeśli w Hogwarcie
będzie pod twoją kuratelą, wyrośnie na dobrego chłopca – szepnęła.
Severus spojrzał na nią
zdziwiony, gdy poprawiła sobie Harry’ego na kolanach. Zaśmiał się smutno, gdy
pojął, że to Potter każdego dnia będzie oglądał ten obraz.
Aż tyle straciłem? Ten bydlak zabrał mi wszystko. Kobietę, która mogłem
otwarcie kochać. Syna, którego mogłem wychowywać. Rodzinę, która mogła być
moją.
Patrzył na nich, na matkę i syna
i nie potrafił przestać myśleć inaczej, niż w ten sposób. Bolesna, zazdrość i
gorycz wypełniły jego umysł, gdy zdał sobie sprawę z tego, że dla tych dwóch
osób mógłby się zmienić. Mógłby nigdy więcej nie unieść różdżki. Mógłby nauczyć
się kochać w zupełnie inny sposób, pozbawiony jakiekolwiek destrukcji. Mógłby
się śmiać, by czuli się bezpiecznie. Bogowie, mógłby być mężem i ojcem, może
nie idealnym, ale kochającym ich nade wszystko.
Zobaczył, jak Lily podaje mu
dziecko. Po chwili wahania wziął je na ręce, nie wiedząc nawet, jak je trzymać.
Było lekkie, drobne. Kruche. Przeraźliwie ciepłe w porównaniu z chłodem Severusa.
Jasne na tle jego ciemnych szat. Uśmiechnięte.
Boże, to takie naturalne…
Tak, to było zupełnie naturalne.
Nie potrafił nawet się temu dziwić. Trzymał to dziecko w ramionach, jakoby
własne. Harry patrzył wprost w jego oczy, zaś mężczyzna nadal milczał przez
bardzo długie minuty.
I to właśnie było naturalne, tak
powinien czuć.
Utkwione w nim zielone oczy
Harry’ego.
Kurwa, o kurwa!
Szybko oddał dziecko Lily i
zachwiał się na nogach. Złapał się za ramię czując, jakby ktoś powoli wyrywał z
niego mięsnie rozgrzanym pogrzebaczem. Zza mgiełki bólu ujrzał zlęknione oczy
Lily.
Nie chciał jej wystraszyć.
– Muszę iść – szepnął przez
zaciśnięte szczęki.
Pośpiesznym krokiem opuścił
sypialnie nie odważywszy się spojrzeć za siebie. Dziękował bogom za to, że
Bydlak Potter nie widzi go teraz, gdy kurczowo przyciska ramię do klatki
piersiowej. Kopnięciem otworzył drzwi wyjściowe i znalazł się zewnątrz.
Pozwolił sobie na jęk bólu. Bez zastanowienia oczyścił myśli i szybkim
zaklęciem zmienił swoje szaty w strój śmierciożercy. Deportował się z cichym
trzaskiem.
Po paru minutach stał już przed
obliczem Czarnego Pana i kłamał.
Ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuń