Jest kolejna część „Bezdomnych”. Mam nadzieję, że się Wam
spodoba. Jak zawsze proszę o opinie i tym razem chciałabym też zapytać Was, czy
sądzicie, że opowiadanie idzie w dobrym kierunku? Zastanawiam się, czy za
bardzo nie odeszłam od kanonu. Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale w moim tekście
cały rocznik Severusa Snape’a jest starszy o pięć lat…
.......................................................................................................................................
Severus cicho wsunął się do
pokoju. Harry wiercił się nieco w łóżku, więc mężczyzna na palcach przeszedł w stronę
garderoby. Nie chciał przypadkiem wyrwać chłopca z jego płytkiego snu. Co
miałby zrobić z płaczącym, półprzytomnym dzieckiem?
Na długim drążku w garderobie
wisiała pokaźna kolekcja ubrań. Severus miał ochotę parsknąć.
Trochę, Lucas, trochę…
Na dnie stało spore, kartonowe
pudło. Severus spodziewał się, że w nim znajdują się ubrania po kilkuletnim
Lucasie, więc przejrzenie zawartości zostawił sobie na rano. Tymczasem ściągnął
z wieszaka kraciastą piżamę i wsunął ją na siebie. Wyszedł z pomieszczenia i
zamknął za sobą drzwi. Oparł się o nie.
Było o wiele lepiej, niż się
spodziewał. Lucas go nie nienawidził. Nie brzydził się nim. Wydawał się nawet
cieszyć z tego, że znów widzi brata. Zdziwiło go to odkrycie. Mimo wszystko,
postanowił nie pozostawać tu długo. Luc nigdy nie miał w sobie niczego ze
Snape’ów i Severus chciał, by tak zostało.
Niechętnie spojrzał na „swoją”
połowę łóżka. Powinien się położyć. Naprawdę powinien. Był potwornie zmęczony
chronicznym brakiem snu, całym tym zakręconym dniem. Gdyby tak udało mu się
spokojnie przespać choć pół godziny…
Z ociąganiem podszedł do łóżka.
Położył się niepewnie na samym krańcu i spojrzał na niespokojnie wiercącego się
chłopca. Skopał z siebie całą pościel, więc mężczyzna ponownie otulił go
kocami. Przesunął dłonią po włosach dziecka i odgarnął je z czoła. Przez chwilę
przyglądał się cienkiej bliźnie w kształcie błyskawicy i sam nie wiedział, co o
niej sądzić. Harry uspokoił się nieco i chyba instynktownie odwrócił się w stronę
Severusa, ten zaś w bezmyślnym odruchu ujął jego drobną dłoń i delikatnie
zacisnął na niej palce. Zdziwiło go jego własne zachowanie. Próbował zabrać
swoją rękę, lecz dzieciak nie chciał jej puścić. Z cichym westchnieniem poddał
się.
Po chwili Harry przysunął się w
jego stronę i przylgnął do jego klatki piersiowej. Severus znieruchomiał i
napiął wszystkie mięśnie, niespokojny i gotów na atak, który przecież nie mógł
nadejść. Uczucia odegnała od niego dopiero świadomość, że chłopiec się trzęsie.
Delikatnie położył dłoń na jego czole i poczuł, że dzieciak jest rozpalony.
Zaniepokoił się, lecz przypomniał sobie, że podał malcowi eliksir pieprzowy,
więc za parę godzin wszystko powinno wrócić do normy. Znieruchomiał nie
wiedząc, co robić.
Odkąd to obchodzi cię ktokolwiek poza tobą samym?
Chłopiec nadal drżał, z pewnością
było mu zimno. Severus poczuł dziwne uniesienie, gdy zdał sobie sprawę z tego,
że dzieciak ciepła szukał u niego. Skarcił się za tą myśl. To była tylko
naturalna reakcja organizmu. Prawda? Po chwili wahania, objął delikatnie
chłopca ramieniem. Spojrzał na drobną twarz Harry’ego. Zaczerwieniony od
intensywnego ssania kciuk nadal znajdował się w jego ustach. Mężczyzna
westchnął. Kolejny raz. Czy chciał teraz o tym wszystkim myśleć? Nie, chyba
nie. Odetchnął ciężko, gdy ponownie skrywał się za zasłoną oklumencji. Cóż
więcej mógł zrobić? Z westchnieniem zapatrzył się w spektakl za oknem.
Wysoko w górze, na granatowej
zasłonie nieba ostre punkty gwiazd powoli umierały niczym zgaszone świece, zaś
tuż nad horyzontem eksplodował całą gamą oranży odległy poranek. Pomiędzy wzgórzami
leniwie rozlewała się perłowa mgła, zaś skryte gdzieś nad pokrywą świata chmury
łkały drobnym, chłodnym deszczem, który powoli obmywał łąki z ostatnich śladów
nocy.
Severus pierwszy raz od dawna nie
zarejestrował, gdy jego umysł poddał się bez jakiejkolwiek walki i odpłynął w
krainę snu.
--
Severus poczuł poruszenie obok
siebie. W pierwszej sekundzie zesztywniał, lecz w następnej zaczął już
racjonalnie myśleć. Powoli nabrał w płuca powietrza powstrzymując się
jednocześnie przed nerwowym napięciem mięśni. Wiedziony instynktem śmierciożercy,
szpiega, zlęknionego dzieciaka i bóg wie kogo jeszcze zacisnął palce na
różdżce…
Kurwa! Gdzie jest różdżka?!
Znieruchomiał oczekując tego, że
za chwilę wreszcie dane mu będzie umrzeć. Nie musiał się zbyt długo
przygotowywać, bo już od wielu lat wiedział, jak chce, by to wszystko się
potoczyło. Przywołał do siebie obraz Lily i przeprosił ją w myślach. Nie
przypuszczał, by nawet po tym mógł ją ujrzeć. Cóż, jeśli po śmierci jest
jakiekolwiek cokolwiek…
Dokonałeś rzeczy zbyt strasznych, by dane ci było znaleźć się tam, gdzie
jest ona.
Zacisnął szczęki błagając w
myślach o to, by po tym wszystkim nie obudził się w jakimś innym miejscu;
niebie, piekle, innym wcieleniu. Nie, tylko nie inne wcielenie. To, co przeżył
w tym wystarczyłoby na kolejnych kilkanaście żywotów. Miał dość życia. Zdecydowanie
bardziej wolał zwyczajnie sczeznąć.
W myślach wyliczał nazwiska
wszystkich ludzi, których zabił. Przypominał sobie wbite w niego agonalne oczy
każdego z nich. Śmierciożercy, którzy zawiedli. Czarodzieje. Mugole. Winni.
Niewinni. Mężczyźni. Kobiety. Dzieci. Bogowie, był zły, zły do szpiku kości.
Zacisnął powieki oczekując, aż
„To” wreszcie się dokona.
Dopiero po długich minutach
zaczął się niepokoić. Po kwadransie niepokój przerodził się we wściekłość,
która z kolei zmieniła się po jakimś czasie w szewską pasję. Po pół godzinie
nie wytrzymał i uchylił delikatnie powieki.
Ujrzał przed sobą czarnowłosego
chłopca klęczącego wśród białej pościeli i wpatrującego się w niego zielonymi
oczami jego najpiękniejszego, świętego koszmaru. I wtedy uderzył go swym
obuchem młot świadomości.
Harry. Lucas.
Momentalnie podniósł się do
idealnie prostego siadu. Wystraszony chłopiec podszkoczył, lecz nie odważył się
cofnąć, zaś sam Severus miał ochotę walić głową w ścianę. Nie, zdecydowanie nie
był najlepszą partią na opiekuna pięcioletniego dziecka. Zdusił w sobie
zrezygnowane westchnięcie i spróbował złagodzić nieco ostre rysy swojej twarzy.
Powoli zaczynało do niego docierać, że jego maska stała się nie tylko
bezpieczną zasłoną dla wszystkich uczuć, ale też czymś w rodzaju blizny.
Cichy szelest pościeli obok niego
przypomniał mu o Harrym.
– Dzień dobry, Harry – przywitał
się głosem zupełnie różnym od tego, którego używał do rozmów z uczniami.
Chłopiec pochylił głowę i
spojrzał na Severusa uważnie. Ciotka Petunia nauczyła go, że powinien być
uprzejmy i odzywać się tylko wtedy, gdy jest pytany, lub gdy wymaga tego
sytuacja. A ta sytuacja tego wymagała, czyż nie?
– Dzień dobry panie profesorze. –
głos chłopca drżał lekko.
– Wystarczy tylko „profesorze”,
Harry.
Severus spróbował się uśmiechnąć,
widząc dziecięcą niepewność. Po minie dzieciaka zrozumiał, że z jego wysiłku
nic nie wyszło, więc przestał się krzywić. Zlustrował Harry’ego uważnym
spojrzeniem. Doszedł do wniosku, że w tym przypadku nie obejdzie się bez
kąpieli i grzebienia.
– Musisz się wykąpać, chłopcze –
stwierdził. Dłonią wskazał na drzwi obok łóżka. – Tam jest łazienka. Gdzieś
koło lustra powinieneś znaleźć grzebień, radzę ci go użyć.
– Dobrze, proszę pana.
Severus obserwował, jak chłopiec
prędko wstaje z łóżka i nerwowo wygładza włosy drżącymi, zapewne ze strachu,
dłońmi. Dzieciak nie odważył się na niego spojrzeć, lecz bez ociągania
skierował się w stronę łazienki. Mężczyzna nie potrafił znaleźć w sobie odwagi,
by odprowadzić go wzrokiem. To dziecko w żaden możliwy sposób nie należało go
niego i nie miał do Harry’ego prawa. Mimo to, słuchał odgłosu drobnych stóp
uderzających najpierw o parkiet, a później o kafelki. Zdziwiło go to, że
spodobał mu się ten dźwięk. Z rozmyślań wyrwało go dopiero ciche trzaśnięcie
drzwiami.
Nie namyślając się już dłużej,
wstał z łóżka i otworzył drzwi garderoby. Spojrzał niechętnie na swoje
codzienne ubranie schludnie rozwieszone na wieszakach. Wyjrzał przez okno i
stwierdził, że na zewnątrz nie może być więcej niż dwanaście stopni. Szukając
wymówki w tym, że Lucas nigdy nie przepadał za nim w tym sztywnym, oficjalnym
ubiorze, sięgnął po jeansy i ciepły, wełniany sweter zapinany pod szyją na parę
guzików. Wsunął go przez głowę i westchnął cicho – nigdy nikomu by się nie przyznał,
że zawsze brakowało mu tej odrobiny wygody.
Spojrzał na dno garderoby. W
kącie obok kartonowego pudła sponiewierana leżała jego różdżka. Musiała mu
wypaść, gdy przebierał się przed snem. Zaklął. Co się wczoraj stało z jego
rozważnym, analitycznym umysłem, że zachował się jak typowy gryfon?
Zrezygnowany pokręcił głową i nie namyślając się długo, rzucił na siebie
szybkie zaklęcie czyszczące. Odetchnął głęboko.
Po chwili wydobył z garderoby
kartonowe pudło i postawił je na łóżku. Było ciężkie. Otworzył je i rozbawiony
prychnął pod nosem na widok wielu, stanowczo zbyt wielu równo poskładanych i
dokładnie wyprasowanych ubrań. Tak, to zdecydowanie było w stylu Lucasa. Wełniane
swetry i koszule z szeregami guzików, jeansy i marynarki z ozdobnymi łatami na
łokciach, mokasyny i kaszkiety, płaszcze i dziergane zestawy zimowe. Cały góry
podkoszulków, skarpet i innych elementów odzieży.
Przy takim zaopatrzeniu, Harry, nie musisz się martwić o odzież przez
dłuższy czas.
Severus odwrócił się w stronę
łazienki gdy usłyszał, jak otwierają się drzwi. W progu stał Harry owinięty
puchowym ręcznikiem. Chłopiec był zdrowo zarumieniony i wyglądał o wiele lepiej
niż wczoraj. Cała opuchlizna zeszła, brud został zmyty, zaś dokładnie
wyszczotkowane i wilgotne jeszcze włosy opadały na czoło. Malec spojrzał na
niego niepewnie, nieco lękliwie.
– Ręcznik leżał na regale koło
wanny – zaczął się niespokojnie tłumaczyć, próbując nie patrzeć mężczyźnie w
oczy. – Musiałem się wytrzeć, a moje ubrania zniknęły, choć pamiętam, że
położyłem je na koszu na bieliznę. Przepraszam.
– Nie szkodzi, Harry – Severus
poklepał karton leżący obok niego. – Chodź tu, zobacz.
Patrzył, jak chłopiec posłusznie
podchodzi do niego i nienaturalnie wyprostowany staje obok. Ponownie ogarnęła
go pokusa, by teleportować się do Dursley’ów i ukręcić im karki za cały ten
strach, który nieustannie towarzyszył chłopcu. Od ciemnych myśli oderwało go
zielone spojrzenie Lily wpatrujące się w niego ze sporą dozą niepewnej
ciekawości. Dotarło do niego, że chłopiec nie wie, gdzie jest, ale z jakiegoś
powodu boi się zapytać.
– Chciałbyś o coś zapytać, Harry?
Chłopiec zarumienił się nagle i
uciekł spojrzeniem. Severus widział, jak Harry walczy ze sobą. Poczuł dziwną
potrzebę, by ułatwić mu to wszystko.
– Harry, popatrz na mnie –
wpatrujące się w niego zielone oczy, tak bardzo podobne do oczu Lily, na chwilę
zaparły dech w jego piersi. – Pytaj, chłopcze.
Harry skrzywił się nieznacznie na
to ostatnie słowo i Severus zanotował w pamięci, by więcej nie używać tego
określenia w stosunku do chłopca. Po chwili uzmysłowił sobie, że słyszał
Dursley’a nazywającego tak dzieciaka i przeklął się w myślach za to, że nie
pomyślał o tym prędzej.
Harry nadal nie odważył się
spojrzeć w jego oczy.
– Przepraszam, proszę pana, ale
gdzie jesteśmy? – zapytał po chwili nieco zbyt piskliwie, zupełnie jakby nie
przywykł do tego, że ma prawo głosu.
– To dom mojego brata, Lucasa –
Severus patrzył badawczo na chłopca. – Zostaniemy tu przez jakiś czas.
Harry spojrzał na niego szeroko
otwartymi ze zdziwienia oczami.
– To pan zostanie ze mną? –
zapytał nim zdążył się pohamować i szybko zatkał sobie usta dłonią. Wystraszony,
oczekiwał reakcji mężczyzny. Bał się, że jeśli nie będzie się dobrze
zachowywał, przyjaciel jego mamy odejdzie.
– Tak, Harry, zostanę – odparł
Severus. Miał nadzieję, że ta deklaracja uspokoi nieco chłopca. – Obiecałem ci
to, pamiętasz?
Chłopiec pokiwał głową, zaś
Severus, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachowywać w towarzystwie
pięcioletniego, zastraszonego dziecka, po chwili wahania wskazał karton leżący
na łóżku.
– Mój brat podarował ci trochę
ubrań – stwierdził.
– To wszystko jest moje? – Harry
wyglądał na szczerze zdziwionego perspektywą posiadania tylu ubrań i nie
zwrócił uwagi na to, że zadał kolejne pytanie, choć nikt go o to nie prosił.
– Tak, to wszystko należy teraz
do ciebie. Gdy się ubierzesz, zejdziemy na śniadanie.
Chłopiec niepewnie oglądał
ubrania. Było ich tak wiele, że nie miał pojęcia, co powinien ubrać. Zwykle
wybór miał niewielki, bądź też nie posiadał go wcale, więc to była dla niego
zupełna nowość. Severus westchnął cicho widząc nieporadność Harry’ego. Sięgnął
do pudła i podał dziecku bieliznę i ciepłe skarpety.
– Włóż to. Poradzisz sobie?
Gdy Harry pokiwał głową i zaczął
wciągać na stopę pierwszą skarpetkę, Severus, po chwili zastanowienia, wydobył
z pudła koszulę w kratę, ciepły sweter zapinany na zamek błyskawiczny (Lucas zawsze lubił mugolskie ubrania…) i
ciemne jeansy. Podał wszystko chłopcu i usiadł na łóżku czekając, aż ten się
ubierze.
Spojrzał na Harry’ego. Nie znał
się na dzieciach, ale jak na pięciolatka, chłopiec był zaskakująco
samowystarczalny i zaradny. Choć tak właściwie nie powinno go to tak dziwić
zważywszy na to, że Dursley’owie nie z pewnością nie poświęcali małemu zbyt
wiele uwagi. Musiał taki być, jeśli chciał funkcjonować w ich domu. Severus
zmusił się, by przestać o tym myśleć, nim ogarnęła go wściekłość.
Widząc, jak Harry zmaga się z
koszulą, bez słowa pomógł mu zapiąć guziki. Chłopiec spojrzał na niego zawstydzony,
zaś Severus był zdziwiony, że nie pomyślał o użyciu różdżki przy tej czynności.
Wymówki szukał w tłumaczeniu, że nie chciał wystraszyć chłopca.
Po chwili Harry stał przed nim
już ubrany. Severus zlustrował go wzrokiem i wiedziony obcym mu impulsem,
poprawił zawinięty kołnierzyk w dziecięcej koszuli. Harry spoglądał na niego
badawczo. Mężczyzna stwierdził, że przed śniadaniem musi mu wyjaśnić parę
spraw.
– Harry, jeśli masz jakieś
wątpliwości, chętnie je rozwieję. – stwierdził, klękając przed chłopcem. –
Możesz pytać, kiedy tylko chcesz, nie będę miał ci tego za złe. Rozumiesz?
Chłopiec pokiwał głową i utkwił w
nim analizujące spojrzenie.
– Panie profesorze, czy
akceptowalne jest pójście już na śniadanie? – zapytał poważnym tonem.
Mężczyzna miał ochotę cię zaśmiać
słysząc, jak chłopiec usilnie próbuje naśladować styl jego mówienia. Przypomniał
sobie, jak sam kiedyś starał sie upodabniać się do swojego ojca, by zaskarbić
jego przychylność. Czyżby Harry chciał, by Severus go polubił? Czyżby Harry sam
już go lubił?
O czym ty myślisz, Severusie. Dzieciaki chłoną otoczenie jak gąbka, nic
więcej.
Pomyślał, że musi postarać się dać
dzieciakowi dobry przykład. W końcu, jakim przykładem może świecić
śmierciożerca? Potrząsnął głową, wyrzucając z niej te myśli.
Podniósł się z kolan i spojrzał
na chłopca. Elegancko ubrany i zdrowo zarumieniony miał w sobie wiele z tamtego
dziecka, które kiedyś trzymał na kolanach. Coś ciepłego wypełniło jego płuca na
to wspomnienie.
Poczuł, jak przez szpary w
drzwiach przeciska się zapach smażonej na maśle cebuli. Zdziwiło go ssące
uczucie w żołądku. Dopiero po dłużej chwili przypomniał sobie, że tak właśnie
wygląda głód. Nie czuł go już od bardzo dawna, więc dlaczego teraz...
Utkwił w chłopcu intensywne
spojrzenie i wiedziony nagłym, głupim i bezsensownym dla niego instynktem,
wyciągnął dłoń w stronę Harry’ego.
– Śniadanie jest jak najbardziej
akceptowalne. Idziemy, Harry?
– Tak, proszę pana – chłopiec
posłusznie chwycił jego dłoń.
Hejo ^^ Uratowałaś mi nastrój w czasie kolokwiów, kolejnym fragmentem :D Gdzieś mojej czepialskiej części rzuciła się w oczy literówka "go" zamiast "do" ;)
OdpowiedzUsuńAktualne odejście od kanonu nie wydaje mi się przesadne. Mnie pasuje do całości i tworzy coś niepowtarzalnego.
Odwołując się do jednego z poprzednich fragmentów, nie pogardziłabym też spojrzeniem na wydarzenia z perspektywy Samwise'a :) Oczywiście nic na siłę :)
Ze świeczkami super pomysł, chociaż w wypadku "nadzdolnej" Erel zapewne skończy się zrobieniem świeczki z siebie samej, ale koniecznie popróbuję w wakacje ;)
Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg, pozdrawiam i weny życzę :)
A widzisz, czasami robię błędy "w locie" i zdarza mi się ich później nie zauważyć. Uroki braku bety ;) Może z czasem i ten aspekt ulegnie poprawie ;)
UsuńTo świetny pomysł, żeby jeden z kolejnych rozdziałów został przedstawiony z perspektywy Sama! Myślę, że jak najbardziej, jak najbardziej ;)
Miłego dnia i dzięki za opinię ;)
Wiadomo, że zawsze można czegoś nie zauważyć. Poza tym przyłapałam Cię na czymkolwiek po 7 rozdziałach, jak na mój gust to właściwie brak błędów ;)
OdpowiedzUsuńJeeeeej, mój pomysł się komuś przyda! ;)
Również życzę miłego dnia :)
Akcja bardzo ładnie się rozwija. Pokazujesz, że Severus nie jest bryłą lodu bez uczuć i mały chłopiec może go zmienić. Opanowany profesor będzie też idealnym oparciem dla maltretowanego chłopca, który potrzebuje czegoś stałego w życiu.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)
Dzięki za komentarz ;)
UsuńMam nadzieję, że wszystko uda mi się rozwinąć tak, jak powinnam. Czasami ciężko mi opisywać temat maltretowania Harry'ego... Muszę się starać, żeby całokształt nie wyszedł zbyt cukierkowy, bo to przecież zupełnie pasuje do kanonicznego Snape'a. Taaak, zmieniłam wiele rzeczy i ogromna część kanonu odeszła w niepamięć, ale jakoś nie potrafię tak łatwo zmienić Severusa w ciepłego, kochającego tatusia. To takie... nie Snape'owe ;)
Czekaj cierpliwie, na razie męczy mnie sesja, ale kto wie ;)
Jaki ten Harry z opowiadania jest uroczy... A Snape swietny jak zawsze.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń