czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 7. Weź oddech. Część II

Jest kolejna część „Bezdomnych”. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jak zawsze proszę o opinie i tym razem chciałabym też zapytać Was, czy sądzicie, że opowiadanie idzie w dobrym kierunku? Zastanawiam się, czy za bardzo nie odeszłam od kanonu. Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale w moim tekście cały rocznik Severusa Snape’a jest starszy o pięć lat…


.......................................................................................................................................
Severus cicho wsunął się do pokoju. Harry wiercił się nieco w łóżku, więc mężczyzna na palcach przeszedł w stronę garderoby. Nie chciał przypadkiem wyrwać chłopca z jego płytkiego snu. Co miałby zrobić z płaczącym, półprzytomnym dzieckiem?
Na długim drążku w garderobie wisiała pokaźna kolekcja ubrań. Severus miał ochotę parsknąć.
Trochę, Lucas, trochę…
Na dnie stało spore, kartonowe pudło. Severus spodziewał się, że w nim znajdują się ubrania po kilkuletnim Lucasie, więc przejrzenie zawartości zostawił sobie na rano. Tymczasem ściągnął z wieszaka kraciastą piżamę i wsunął ją na siebie. Wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o nie.
Było o wiele lepiej, niż się spodziewał. Lucas go nie nienawidził. Nie brzydził się nim. Wydawał się nawet cieszyć z tego, że znów widzi brata. Zdziwiło go to odkrycie. Mimo wszystko, postanowił nie pozostawać tu długo. Luc nigdy nie miał w sobie niczego ze Snape’ów i Severus chciał, by tak zostało.
Niechętnie spojrzał na „swoją” połowę łóżka. Powinien się położyć. Naprawdę powinien. Był potwornie zmęczony chronicznym brakiem snu, całym tym zakręconym dniem. Gdyby tak udało mu się spokojnie przespać choć pół godziny…
Z ociąganiem podszedł do łóżka. Położył się niepewnie na samym krańcu i spojrzał na niespokojnie wiercącego się chłopca. Skopał z siebie całą pościel, więc mężczyzna ponownie otulił go kocami. Przesunął dłonią po włosach dziecka i odgarnął je z czoła. Przez chwilę przyglądał się cienkiej bliźnie w kształcie błyskawicy i sam nie wiedział, co o niej sądzić. Harry uspokoił się nieco i chyba instynktownie odwrócił się w stronę Severusa, ten zaś w bezmyślnym odruchu ujął jego drobną dłoń i delikatnie zacisnął na niej palce. Zdziwiło go jego własne zachowanie. Próbował zabrać swoją rękę, lecz dzieciak nie chciał jej puścić. Z cichym westchnieniem poddał się.
Po chwili Harry przysunął się w jego stronę i przylgnął do jego klatki piersiowej. Severus znieruchomiał i napiął wszystkie mięśnie, niespokojny i gotów na atak, który przecież nie mógł nadejść. Uczucia odegnała od niego dopiero świadomość, że chłopiec się trzęsie. Delikatnie położył dłoń na jego czole i poczuł, że dzieciak jest rozpalony. Zaniepokoił się, lecz przypomniał sobie, że podał malcowi eliksir pieprzowy, więc za parę godzin wszystko powinno wrócić do normy. Znieruchomiał nie wiedząc, co robić.
Odkąd to obchodzi cię ktokolwiek poza tobą samym?
Chłopiec nadal drżał, z pewnością było mu zimno. Severus poczuł dziwne uniesienie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że dzieciak ciepła szukał u niego. Skarcił się za tą myśl. To była tylko naturalna reakcja organizmu. Prawda? Po chwili wahania, objął delikatnie chłopca ramieniem. Spojrzał na drobną twarz Harry’ego. Zaczerwieniony od intensywnego ssania kciuk nadal znajdował się w jego ustach. Mężczyzna westchnął. Kolejny raz. Czy chciał teraz o tym wszystkim myśleć? Nie, chyba nie. Odetchnął ciężko, gdy ponownie skrywał się za zasłoną oklumencji. Cóż więcej mógł zrobić? Z westchnieniem zapatrzył się w spektakl za oknem.
Wysoko w górze, na granatowej zasłonie nieba ostre punkty gwiazd powoli umierały niczym zgaszone świece, zaś tuż nad horyzontem eksplodował całą gamą oranży odległy poranek. Pomiędzy wzgórzami leniwie rozlewała się perłowa mgła, zaś skryte gdzieś nad pokrywą świata chmury łkały drobnym, chłodnym deszczem, który powoli obmywał łąki z ostatnich śladów nocy.
Severus pierwszy raz od dawna nie zarejestrował, gdy jego umysł poddał się bez jakiejkolwiek walki i odpłynął w krainę snu.

  -- 

Severus poczuł poruszenie obok siebie. W pierwszej sekundzie zesztywniał, lecz w następnej zaczął już racjonalnie myśleć. Powoli nabrał w płuca powietrza powstrzymując się jednocześnie przed nerwowym napięciem mięśni. Wiedziony instynktem śmierciożercy, szpiega, zlęknionego dzieciaka i bóg wie kogo jeszcze zacisnął palce na różdżce…
Kurwa! Gdzie jest różdżka?!
Znieruchomiał oczekując tego, że za chwilę wreszcie dane mu będzie umrzeć. Nie musiał się zbyt długo przygotowywać, bo już od wielu lat wiedział, jak chce, by to wszystko się potoczyło. Przywołał do siebie obraz Lily i przeprosił ją w myślach. Nie przypuszczał, by nawet po tym mógł ją ujrzeć. Cóż, jeśli po śmierci jest jakiekolwiek cokolwiek…
Dokonałeś rzeczy zbyt strasznych, by dane ci było znaleźć się tam, gdzie jest ona.
Zacisnął szczęki błagając w myślach o to, by po tym wszystkim nie obudził się w jakimś innym miejscu; niebie, piekle, innym wcieleniu. Nie, tylko nie inne wcielenie. To, co przeżył w tym wystarczyłoby na kolejnych kilkanaście żywotów. Miał dość życia. Zdecydowanie bardziej wolał zwyczajnie sczeznąć.
W myślach wyliczał nazwiska wszystkich ludzi, których zabił. Przypominał sobie wbite w niego agonalne oczy każdego z nich. Śmierciożercy, którzy zawiedli. Czarodzieje. Mugole. Winni. Niewinni. Mężczyźni. Kobiety. Dzieci. Bogowie, był zły, zły do szpiku kości.
Zacisnął powieki oczekując, aż „To” wreszcie się dokona.
Dopiero po długich minutach zaczął się niepokoić. Po kwadransie niepokój przerodził się we wściekłość, która z kolei zmieniła się po jakimś czasie w szewską pasję. Po pół godzinie nie wytrzymał i uchylił delikatnie powieki.
Ujrzał przed sobą czarnowłosego chłopca klęczącego wśród białej pościeli i wpatrującego się w niego zielonymi oczami jego najpiękniejszego, świętego koszmaru. I wtedy uderzył go swym obuchem młot świadomości.
Harry. Lucas.
Momentalnie podniósł się do idealnie prostego siadu. Wystraszony chłopiec podszkoczył, lecz nie odważył się cofnąć, zaś sam Severus miał ochotę walić głową w ścianę. Nie, zdecydowanie nie był najlepszą partią na opiekuna pięcioletniego dziecka. Zdusił w sobie zrezygnowane westchnięcie i spróbował złagodzić nieco ostre rysy swojej twarzy. Powoli zaczynało do niego docierać, że jego maska stała się nie tylko bezpieczną zasłoną dla wszystkich uczuć, ale też czymś w rodzaju blizny.
Cichy szelest pościeli obok niego przypomniał mu o Harrym.
– Dzień dobry, Harry – przywitał się głosem zupełnie różnym od tego, którego używał do rozmów z uczniami.
Chłopiec pochylił głowę i spojrzał na Severusa uważnie. Ciotka Petunia nauczyła go, że powinien być uprzejmy i odzywać się tylko wtedy, gdy jest pytany, lub gdy wymaga tego sytuacja. A ta sytuacja tego wymagała, czyż nie?
– Dzień dobry panie profesorze. – głos chłopca drżał lekko.
– Wystarczy tylko „profesorze”, Harry.
Severus spróbował się uśmiechnąć, widząc dziecięcą niepewność. Po minie dzieciaka zrozumiał, że z jego wysiłku nic nie wyszło, więc przestał się krzywić. Zlustrował Harry’ego uważnym spojrzeniem. Doszedł do wniosku, że w tym przypadku nie obejdzie się bez kąpieli i grzebienia.
– Musisz się wykąpać, chłopcze – stwierdził. Dłonią wskazał na drzwi obok łóżka. – Tam jest łazienka. Gdzieś koło lustra powinieneś znaleźć grzebień, radzę ci go użyć.
– Dobrze, proszę pana.
Severus obserwował, jak chłopiec prędko wstaje z łóżka i nerwowo wygładza włosy drżącymi, zapewne ze strachu, dłońmi. Dzieciak nie odważył się na niego spojrzeć, lecz bez ociągania skierował się w stronę łazienki. Mężczyzna nie potrafił znaleźć w sobie odwagi, by odprowadzić go wzrokiem. To dziecko w żaden możliwy sposób nie należało go niego i nie miał do Harry’ego prawa. Mimo to, słuchał odgłosu drobnych stóp uderzających najpierw o parkiet, a później o kafelki. Zdziwiło go to, że spodobał mu się ten dźwięk. Z rozmyślań wyrwało go dopiero ciche trzaśnięcie drzwiami.
Nie namyślając się już dłużej, wstał z łóżka i otworzył drzwi garderoby. Spojrzał niechętnie na swoje codzienne ubranie schludnie rozwieszone na wieszakach. Wyjrzał przez okno i stwierdził, że na zewnątrz nie może być więcej niż dwanaście stopni. Szukając wymówki w tym, że Lucas nigdy nie przepadał za nim w tym sztywnym, oficjalnym ubiorze, sięgnął po jeansy i ciepły, wełniany sweter zapinany pod szyją na parę guzików. Wsunął go przez głowę i westchnął cicho – nigdy nikomu by się nie przyznał, że zawsze brakowało mu tej odrobiny wygody.
Spojrzał na dno garderoby. W kącie obok kartonowego pudła sponiewierana leżała jego różdżka. Musiała mu wypaść, gdy przebierał się przed snem. Zaklął. Co się wczoraj stało z jego rozważnym, analitycznym umysłem, że zachował się jak typowy gryfon? Zrezygnowany pokręcił głową i nie namyślając się długo, rzucił na siebie szybkie zaklęcie czyszczące. Odetchnął głęboko.
Po chwili wydobył z garderoby kartonowe pudło i postawił je na łóżku. Było ciężkie. Otworzył je i rozbawiony prychnął pod nosem na widok wielu, stanowczo zbyt wielu równo poskładanych i dokładnie wyprasowanych ubrań. Tak, to zdecydowanie było w stylu Lucasa. Wełniane swetry i koszule z szeregami guzików, jeansy i marynarki z ozdobnymi łatami na łokciach, mokasyny i kaszkiety, płaszcze i dziergane zestawy zimowe. Cały góry podkoszulków, skarpet i innych elementów odzieży.
Przy takim zaopatrzeniu, Harry, nie musisz się martwić o odzież przez dłuższy czas.
Severus odwrócił się w stronę łazienki gdy usłyszał, jak otwierają się drzwi. W progu stał Harry owinięty puchowym ręcznikiem. Chłopiec był zdrowo zarumieniony i wyglądał o wiele lepiej niż wczoraj. Cała opuchlizna zeszła, brud został zmyty, zaś dokładnie wyszczotkowane i wilgotne jeszcze włosy opadały na czoło. Malec spojrzał na niego niepewnie, nieco lękliwie.
– Ręcznik leżał na regale koło wanny – zaczął się niespokojnie tłumaczyć, próbując nie patrzeć mężczyźnie w oczy. – Musiałem się wytrzeć, a moje ubrania zniknęły, choć pamiętam, że położyłem je na koszu na bieliznę. Przepraszam.
– Nie szkodzi, Harry – Severus poklepał karton leżący obok niego. – Chodź tu, zobacz.
Patrzył, jak chłopiec posłusznie podchodzi do niego i nienaturalnie wyprostowany staje obok. Ponownie ogarnęła go pokusa, by teleportować się do Dursley’ów i ukręcić im karki za cały ten strach, który nieustannie towarzyszył chłopcu. Od ciemnych myśli oderwało go zielone spojrzenie Lily wpatrujące się w niego ze sporą dozą niepewnej ciekawości. Dotarło do niego, że chłopiec nie wie, gdzie jest, ale z jakiegoś powodu boi się zapytać.
– Chciałbyś o coś zapytać, Harry?
Chłopiec zarumienił się nagle i uciekł spojrzeniem. Severus widział, jak Harry walczy ze sobą. Poczuł dziwną potrzebę, by ułatwić mu to wszystko.
– Harry, popatrz na mnie – wpatrujące się w niego zielone oczy, tak bardzo podobne do oczu Lily, na chwilę zaparły dech w jego piersi. – Pytaj, chłopcze.
Harry skrzywił się nieznacznie na to ostatnie słowo i Severus zanotował w pamięci, by więcej nie używać tego określenia w stosunku do chłopca. Po chwili uzmysłowił sobie, że słyszał Dursley’a nazywającego tak dzieciaka i przeklął się w myślach za to, że nie pomyślał o tym prędzej.
Harry nadal nie odważył się spojrzeć w jego oczy.
– Przepraszam, proszę pana, ale gdzie jesteśmy? – zapytał po chwili nieco zbyt piskliwie, zupełnie jakby nie przywykł do tego, że ma prawo głosu.
– To dom mojego brata, Lucasa – Severus patrzył badawczo na chłopca. – Zostaniemy tu przez jakiś czas.
Harry spojrzał na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
– To pan zostanie ze mną? – zapytał nim zdążył się pohamować i szybko zatkał sobie usta dłonią. Wystraszony, oczekiwał reakcji mężczyzny. Bał się, że jeśli nie będzie się dobrze zachowywał, przyjaciel jego mamy odejdzie.
– Tak, Harry, zostanę – odparł Severus. Miał nadzieję, że ta deklaracja uspokoi nieco chłopca. – Obiecałem ci to, pamiętasz?
Chłopiec pokiwał głową, zaś Severus, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachowywać w towarzystwie pięcioletniego, zastraszonego dziecka, po chwili wahania wskazał karton leżący na łóżku.
– Mój brat podarował ci trochę ubrań – stwierdził.
– To wszystko jest moje? – Harry wyglądał na szczerze zdziwionego perspektywą posiadania tylu ubrań i nie zwrócił uwagi na to, że zadał kolejne pytanie, choć nikt go o to nie prosił.
– Tak, to wszystko należy teraz do ciebie. Gdy się ubierzesz, zejdziemy na śniadanie.
Chłopiec niepewnie oglądał ubrania. Było ich tak wiele, że nie miał pojęcia, co powinien ubrać. Zwykle wybór miał niewielki, bądź też nie posiadał go wcale, więc to była dla niego zupełna nowość. Severus westchnął cicho widząc nieporadność Harry’ego. Sięgnął do pudła i podał dziecku bieliznę i ciepłe skarpety.
– Włóż to. Poradzisz sobie?
Gdy Harry pokiwał głową i zaczął wciągać na stopę pierwszą skarpetkę, Severus, po chwili zastanowienia, wydobył z pudła koszulę w kratę, ciepły sweter zapinany na zamek błyskawiczny (Lucas zawsze lubił mugolskie ubrania…) i ciemne jeansy. Podał wszystko chłopcu i usiadł na łóżku czekając, aż ten się ubierze.
Spojrzał na Harry’ego. Nie znał się na dzieciach, ale jak na pięciolatka, chłopiec był zaskakująco samowystarczalny i zaradny. Choć tak właściwie nie powinno go to tak dziwić zważywszy na to, że Dursley’owie nie z pewnością nie poświęcali małemu zbyt wiele uwagi. Musiał taki być, jeśli chciał funkcjonować w ich domu. Severus zmusił się, by przestać o tym myśleć, nim ogarnęła go wściekłość.
Widząc, jak Harry zmaga się z koszulą, bez słowa pomógł mu zapiąć guziki. Chłopiec spojrzał na niego zawstydzony, zaś Severus był zdziwiony, że nie pomyślał o użyciu różdżki przy tej czynności. Wymówki szukał w tłumaczeniu, że nie chciał wystraszyć chłopca.
Po chwili Harry stał przed nim już ubrany. Severus zlustrował go wzrokiem i wiedziony obcym mu impulsem, poprawił zawinięty kołnierzyk w dziecięcej koszuli. Harry spoglądał na niego badawczo. Mężczyzna stwierdził, że przed śniadaniem musi mu wyjaśnić parę spraw.
– Harry, jeśli masz jakieś wątpliwości, chętnie je rozwieję. – stwierdził, klękając przed chłopcem. – Możesz pytać, kiedy tylko chcesz, nie będę miał ci tego za złe. Rozumiesz?
Chłopiec pokiwał głową i utkwił w nim analizujące spojrzenie.
– Panie profesorze, czy akceptowalne jest pójście już na śniadanie? – zapytał poważnym tonem.
Mężczyzna miał ochotę cię zaśmiać słysząc, jak chłopiec usilnie próbuje naśladować styl jego mówienia. Przypomniał sobie, jak sam kiedyś starał sie upodabniać się do swojego ojca, by zaskarbić jego przychylność. Czyżby Harry chciał, by Severus go polubił? Czyżby Harry sam już go lubił?
O czym ty myślisz, Severusie. Dzieciaki chłoną otoczenie jak gąbka, nic więcej.
Pomyślał, że musi postarać się dać dzieciakowi dobry przykład. W końcu, jakim przykładem może świecić śmierciożerca? Potrząsnął głową, wyrzucając z niej te myśli.
Podniósł się z kolan i spojrzał na chłopca. Elegancko ubrany i zdrowo zarumieniony miał w sobie wiele z tamtego dziecka, które kiedyś trzymał na kolanach. Coś ciepłego wypełniło jego płuca na to wspomnienie.
Poczuł, jak przez szpary w drzwiach przeciska się zapach smażonej na maśle cebuli. Zdziwiło go ssące uczucie w żołądku. Dopiero po dłużej chwili przypomniał sobie, że tak właśnie wygląda głód. Nie czuł go już od bardzo dawna, więc dlaczego teraz...
Utkwił w chłopcu intensywne spojrzenie i wiedziony nagłym, głupim i bezsensownym dla niego instynktem, wyciągnął dłoń w stronę Harry’ego.
– Śniadanie jest jak najbardziej akceptowalne. Idziemy, Harry?
– Tak, proszę pana – chłopiec posłusznie chwycił jego dłoń.

7 komentarzy:

  1. Hejo ^^ Uratowałaś mi nastrój w czasie kolokwiów, kolejnym fragmentem :D Gdzieś mojej czepialskiej części rzuciła się w oczy literówka "go" zamiast "do" ;)
    Aktualne odejście od kanonu nie wydaje mi się przesadne. Mnie pasuje do całości i tworzy coś niepowtarzalnego.
    Odwołując się do jednego z poprzednich fragmentów, nie pogardziłabym też spojrzeniem na wydarzenia z perspektywy Samwise'a :) Oczywiście nic na siłę :)
    Ze świeczkami super pomysł, chociaż w wypadku "nadzdolnej" Erel zapewne skończy się zrobieniem świeczki z siebie samej, ale koniecznie popróbuję w wakacje ;)
    Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg, pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, czasami robię błędy "w locie" i zdarza mi się ich później nie zauważyć. Uroki braku bety ;) Może z czasem i ten aspekt ulegnie poprawie ;)
      To świetny pomysł, żeby jeden z kolejnych rozdziałów został przedstawiony z perspektywy Sama! Myślę, że jak najbardziej, jak najbardziej ;)
      Miłego dnia i dzięki za opinię ;)

      Usuń
  2. Wiadomo, że zawsze można czegoś nie zauważyć. Poza tym przyłapałam Cię na czymkolwiek po 7 rozdziałach, jak na mój gust to właściwie brak błędów ;)
    Jeeeeej, mój pomysł się komuś przyda! ;)
    Również życzę miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja bardzo ładnie się rozwija. Pokazujesz, że Severus nie jest bryłą lodu bez uczuć i mały chłopiec może go zmienić. Opanowany profesor będzie też idealnym oparciem dla maltretowanego chłopca, który potrzebuje czegoś stałego w życiu.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz ;)
      Mam nadzieję, że wszystko uda mi się rozwinąć tak, jak powinnam. Czasami ciężko mi opisywać temat maltretowania Harry'ego... Muszę się starać, żeby całokształt nie wyszedł zbyt cukierkowy, bo to przecież zupełnie pasuje do kanonicznego Snape'a. Taaak, zmieniłam wiele rzeczy i ogromna część kanonu odeszła w niepamięć, ale jakoś nie potrafię tak łatwo zmienić Severusa w ciepłego, kochającego tatusia. To takie... nie Snape'owe ;)
      Czekaj cierpliwie, na razie męczy mnie sesja, ale kto wie ;)

      Usuń
  4. Jaki ten Harry z opowiadania jest uroczy... A Snape swietny jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń