czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 10. W ciemność. Część I

Nie kamienujcie! Proszę, proszę, nie zabijajcie mnie! Tak długo tu mnie nie było… Dlaczego? Za dwa dni mam urodziny, na które przychodzą przyszli (!) teściowie, więc wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Do tego doszedł jeszcze błogosławiony wyjazd (wyurlopowałam się na dobre) i szukanie pracy celem odbycia praktyk. W związku z tym ostatnim pragnę wszystkich przestrzec przed załatwianiem czegokolwiek w dziekanacie w wakacje. Brak mi słów, żeby opisać niekompetencję pań tam pracujących...
Mam dla Was za to kolejny rozdział. Można powiedzieć, że to cisza przed burzą, ale więcej nie zdradzę :)
.......................................................................................................................................


„Strach sam w sobie
wykorzysta Cię i złamie
jakbyś nie był wystarczający.
Upadałem.”
Blue October “Fear”

Ze snu wyrwał go niepokojący chłód. Uchylił oczy, lecz otaczał go tylko mrok nocy. Nie wiedział dlaczego, ale poczuł dziwny niepokój. Coś było nie tak. Odruchowo wymacał pod poduszka różdżkę i zacisnął na niej dłoń. Dopiero po paru sekundach nerwowego nasłuchiwania wyszeptał bezgłośne „Lumos” i zdał sobie sprawę, że Harry wyplątał się z jego ramion i leży po drugiej stronie łóżka. Czyżby to to go obudziło? W duszy zaśmiał się kpiąco z samego siebie i delikatnie odgarnął zbłąkane włosy z czoła chłopca. Ostrożnie przesunął palcami wzdłuż blizny zazwyczaj skrytej za zasłoną rozwichrzonej grzywki. Wyczuł jej nierówny kształt, wyraźnie odznaczający się na tle gładkiej i ciepłej skóry.
Zawsze tam była. Od czterech lat, w każdej chwili jego życia.
Poczuł dziwne pieczenie pod powiekami. Ta blizna była jedynym śladem, jaki pozostał Harry’emu po miłości jego matki. Severus miał zdjęcia niemal z każdego okresu jej życia i kartki świąteczne, które dostawał od niej co roku w ostatnich dniach grudnia. Srebrny sygnet, który podarowała mu na piętnaste urodziny. Zeschniętą różę, która bezpowrotnie umarła w dniu śmierci Lily. Gdzieś na dnie szafy w jego komnatach w Hogwarcie leżał nawet jej szal, nadal przesiąknięty jej zapachem, choć mężczyzna nie był do końca pewien, czy to nie złudzenie, które jego umęczone serce podsuwa mózgowi. Czasami miał wrażenie, że nienawidzi tego szala tak bardzo, jak go kocha.
Harry nie miał niczego. Nie miał zdjęć, pamiątek, ubrań przesiąkniętych jej zapachem. Nie miał wspomnień. Jedynie ta cienka blizna. Rozpaczliwy dowód miłości… I śmierci. Bał się, że pewnego dnia dzieciak zapyta o ten znak, to piętno. Bał się, bo nie chciał snuć tej historii. Chłopiec był przecież zbyt mały, bezbronny. Na razie wiedział tylko, że matka oddała za niego życie. Severus lękał się, że malec pewnego dnia utożsami to ze stwierdzeniem, że Lily umarła za niego. „Zamiast” niego. Lękał się, bo to była przykra prawda, za którą jednak kryły się niezmierzone pokłady miłości i poświęcenia.
Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na ciemnowłose dziecko śpiące u jego boku. Lily, jego piękna Lily umarła za tego chłopca i jedyny jej obraz tkwił właśnie w nim.

  -- 

Severus obudził się jeszcze zanim wstało słońce. Niechętnie uchylił powieki i spojrzał w stronę garderoby. Bez wahania rzucił milczące „Accio” i obserwował, jak na pościli w nogach łóżka lądują kolejne sztuki odzieży. Przeciągnął się i usiadłszy na łóżku, zaczął powoli zakładać na siebie ciemne spodnie i szarą koszulę, którą pierwszy raz od wielu lat zapiął za pomocą magii. Westchnął cicho, przeklinając się jednocześnie za ten denerwujący nawyk.
Spojrzał na zarumienionego chłopca wtulającego twarz w pościel. Włosy malca rozsypały się na poduszce i Severusowi przemknęło przez myśl, że być może powinien pozwolić dzieciakowi nadal spać. Mężczyzna przesunął dłonią po głowie dziecka i westchnął kolejny raz. Spróbował zmusić się do podniesienia się z łóżka.
Pięć minut, jeszcze tylko pięć minut i wstanę.
Zaczął zastanawiać się, w którym momencie pozwolił sobie na lenistwo. Zawsze starał się wszystko wykonywać ręcznie, gdyż magia zostawiała człowiekowi zbyt dużo czasu na myślenie, zaś tego Severus w żadnym wypadku nie potrzebował. Wystarczająco męczące były dla niego noce. Oszalałby, gdyby swoje koszmary rozpamiętywał także za dnia. Co się więc zmieniło?
Teraz koszmary wydawały mu się odległe. Rana nie zabliźniła się, nie zabliźni się już nigdy, lecz nagle przestała krwawić. Nadal przypominała o sobie przy zbyt nagłym ruchu, lecz teraz Severus Snape potrafił z nią żyć. Dobrowolnie.
Co się zmieniło? Zasypiał bez pobożnego życzenia, by więcej się nie obudzić. Rankiem nie zwlekał z otwarciem oczu. Pierwszy raz od lat czuł wiatr na twarzy. Wiatr, chłód, ciepło i przyjemny dotyk wełnianego swetra. Nie tylko rejestrował smak, lecz potrafił go „czuć”. W zamyśleniu położył dłoń na klatce piersiowej. Zdziwiło go to, że prędzej nie zwrócił uwagi na to, że jego serce bije.
Co się zmieniło? Spojrzał na niespokojnie wiercącego się chłopca. Punktem odniesienia nie była już utrata Lily. Punktem odniesienia stał się Harry.

  -- 

Po śniadaniu, podczas którego Sam zdążył ukraś mu z talerza kiełbaskę, mężczyzna wrócił do sypialni z zamiarem obudzenia Harry’ego. W pokoju zaczynało robić się jasno. Słońce leniwie sączyło się przez drewniane okiennice rzucając na ściany wąskie, podłużne smugi światła. Severus cicho zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Leżący wśród białej pościeli chłopiec wyglądał niewinnie i jeszcze bardziej dziecięco niż zazwyczaj. Czarne włosy malca kontrastowały z poduszką, zaś jego usta były uchylone.
To niemożliwe, żeby ten dzieciak miał już pięć lat. Żeby mówił pełnymi zdaniami, czytał i biegał. Przeżył u Dursley’ów.
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie obudził się przed chłopcem. Nie miał pojęcia, jak wyrwać ze snu pięcioletnie dziecko, by nie nabawiło się fobii do końca życia. Uśmiechnął się złośliwie na myśl, że gdyby rankiem jako pierwszą rzecz ujrzał nagle własną mordę, z pewnością byłby nie mniej przerażony, niż gdyby zobaczył samego Voldemorta tańczącego kankana.
Niepewnie położył dłoń na ramieniu Harry’ego i potrząsnął nim najdelikatniej, jak tylko potrafił. Chłopiec momentalnie napiął wszystkie mięśnie i wręcz boleśnie powoli uchylił powieki. Severusa zdziwiło to, ze malec rozluźnił się dopiero wtedy, gdy ujrzał jego twarz.
– Cześć – wymruczał chłopiec i uśmiechnął się nieśmiało.
Severus poczuł, jak na jego usta również wpływa mimowolny, nieproszony uśmiech. W jakiś dziwny sposób poczuł jak jego płuca wypełnia coś na kształt dumy.
– Witaj Harry. Długo dziś spałeś.
– Spóźniłem się? – wystraszył się chłopiec.
– Nie. To ja wstałem wcześniej. Lucas zostawił dla ciebie maślane bułeczki i gorącą czekoladę. Jesteś głodny?
Chłopiec nie poruszał się przez dłuższą chwilę analizując sytuację, w której kiedyś zostałby srogo ukarany. Spóźnił się na śniadanie, to prawda, ale profesor nie wyglądał na złego. Profesor się uśmiechał. Poza tym, Harry już trochę znał profesora i wiedział, że w podstawowych kwestiach może mu zaufać. Na przykład w tym, ze gdy profesor się uśmiecha, to nigdy po to, by po chwili go uderzyć. Wuj Vernon często bił z uśmiechem na ustach, zupełnie jakby to go uspokajało i satysfakcjonowało. Profesor nie był jak wuj Vernon. Na pewno taki nie był.
Po dłuższej chłopiec w końcu skinął głową.
– Tak, jestem głody panie profesorze.
– Chodź, podgrzeję ci czekoladę – stwierdził mężczyzna, po czym wstał z łóżka i uchylił okno sypialni.
Harry posłusznie wygrzebał się z pościeli i ruszył w stronę garderoby zastanawiając się, czy powinien założyć dziś ciepły sweter na koszulę. Severus spojrzał na jego drobne, wychudzone ciało i westchnął cicho. Kłócąc się z samym sobą, doszedł do wniosku, że chłopcu nie zaszkodzi odrobina swobody. To, że on sam jako smarkacz był chowany pod twardą ręką ojca nie znaczyło, że żadne dziecko nie zasługuje czasami na odrobinę rozpieszczania. To element szczęśliwego dzieciństwa…
Prawda?
Harry nigdy nie był rozpieszczany. Nie pozwalano mu usiąść do niedzielnego śniadania w piżamie. Czasami w ogóle go nie dostawał. Severus z bólem pomyślał o tym, że Lily pękłoby serce, gdyby o tym wiedziała. Jego piękna kobieta kochała swojego syna nade wszystko.
Była kobietą Pottera, Severusie. Pamiętasz? Należała do Pottera. Tak samo, jak ten dzieciak.
Spojrzał na Harry’ego i zdziwiło go to, że w jego rysach nie dostrzega żadnego podobieństwa do Pottera. Potarł oczy, po czym zmrużył je przypatrując się badawczo zaspanemu chłopcu, lecz to nie zmieniło niczego. Malec był tylko sobą. Synem Lily.
– Ubierzesz się później, Harry – Severus postarał się, by w jego głosie nie było słychać smutku. – Możesz zjeść w piżamie, w kuchni jest ciepło.
Chłopiec spojrzał na niego, jakby nie pojął znaczenia tych słów, lecz zaspany posłusznie skierował się w stronę drzwi. Severus ruszył za nim, lecz zatrzymał się w progu i obejrzał za siebie.
Obiecałeś, czyż nie?
Bez zastanowienia chwycił koc leżący na fotelu i przywołał do siebie jedną z książek z małego, czerwonego regału Harry’ego. Spojrzał na okładkę zastanawiając się, czy na pewno powinien to zrobić. Przypomniał sobie swoje wykłady z eliksirów i nieprzytomne spojrzenia uczniów. Zaklął cicho. Najwyżej chłopiec stwierdzi, że woli czytać sam.

  -- 

– „I tak rozmawiali, aż Prosiaczek z Puchatkiem poszli sobie do domu. Z początku, gdy maszerowali ścieżką biegnącą brzegiem Stumilowego Lasu, niewiele do siebie mówili. Ale gdy doszli do strumyka i pomogli sobie wzajemnie przejść po spadzistych kamieniach, i znowu dreptali przez wrzosowisko, zaczęli przyjacielską pogawędkę o tym i o owym.”
Severus czytał chłopcu już dość długo. Malec nie odezwał się od początku ani słowem. Słuchał jak urzeczony i mężczyzna nie chciał tego przerywać. Zaskakująco dobrze było mu z tym, że Harry patrzy na niego, jakby świat wokół przestał istnieć. Chyba pierwszy raz aż tak bardzo poczuł, jak ważny jest dla tego dziecka. Odpychając od siebie wyrzuty sumienia, spojrzał znad stron na Sama, który spał rozłożony u jego stóp.
Poczuł, jak Harry, który od początku czytania coraz bardziej się do niego zbliżał, teraz niepewnie opiera się o jego bok. Nie przerywając czytania i nie analizując zbytnio swojego zachowania, objął chłopca ramieniem. Malec rozłożył się na jego klatce piersiowej, zaś Severus okrył kocem jego bose stopy szukając jednocześnie wymówi dla swojego zachowania.
Harry potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Lily by mi nie wybaczyła, gdybym źle traktował jej syna.
Tak, te alibi mógł przyjąć. Starając się nie myśleć o tym już więcej, posadził sobie chłopca na kolanach i dopiero po dłużej chwili dotarło do niego, że tym razem malec nie poczuł się przy tym zagrożony, lecz zwyczajnie oparł głowę o jego bark i wraz z nim śledził czytany tekst.
Być może zawdzięczał to książce, która wyraźnie przypadła Harry’emu do gustu, lecz mimo wszystko poczuł się, jak w tej chwili zdobył coś bardzo cennego. To było zdecydowanie dobre uczucie i wbrew rozsądkowi, Severus postanowił pozwolić mu trwać.
– „Puchatek był bardzo dumny, gdy to usłyszał, i czuł się tak, jakby Słoń już był złapany”.

  -- 

Gdy po obiedzie Lucas zaproponował profesorowi wspólne zwiedzanie plaży, Harry nie był pewien, czy powinien się cieszyć, czy też może bać. Zazwyczaj na zewnątrz wychodził tylko po to, żeby pracować, więc nie widział w tym żadnej rozrywki. Co prawda, rok temu parę razy zdarzyło mu się spacerować, lecz jego wspomnienia z tamtego okresu ograniczały się jedynie do niekończącej się ucieczki przed Dudley’em, który niezwykle zawzięcie manifestował tym swoją niechęć do pieszego pokonywania jakichkolwiek odległości.
Może jednak bezcelowe chodzenie u boku profesora okaże się w jakiś dziwny sposób przyjemne?
Sięgnął pamięcią wstecz, próbując sobie przypomnieć wcześniejsze lata. Jak przez mgłę pamiętał, że stał w progu obok pani Figg i spoglądał na pośpiesznie oddalającą się ciotkę Petunię, która pchała przed sobą wózek z wrzeszczącym Dudley’em. Ciotka płakała i Harry wiedział, że to jego wina.
Harry’emu przemknęła przez głowę ponura myśl, że nawet jeśli spacer okaże się przyjemny, niekoniecznie przyjemni mogą być napotkani ludzie. Ktoś przecież mógł go poznać i chcieć z powrotem zabrać do wujostwa.

  -- 

Severus przebrał się w swoje szaty. Zapiął wszystkie guziki w surducie, aż po samą szyję, a na ramiona zarzucił swój długi, czarny płaszcz. Wiedział, że poza tym domem nie będzie czuł się już tak pewnie i chciał zapewnić sobie choć minimum poczucia bezpieczeństwa w swoich szatach.
Harry od dłuższego czasu siedział nieruchomo z butem w ręce i spoglądał nieprzytomnie w przestrzeń. Severus początkowo chciał dać chłopcu trochę czasu, lecz gdy ten nie poruszył się po pięciu minutach, mężczyzna zaczął się niepokoić. Powoli ukląkł przed malcem i położył dłoń na jego ramieniu.
– Harry? Wszystko w porządku?
Chłopiec spojrzał na niego nieco nieprzytomnie i powoli pokiwał głową.
– Tak, przepraszam. Tylko myślałem o kiedyś. Tamtym kiedyś, co już było kiedyś, nie tym, co kiedyś dopiero będzie.
Severus przełknął parsknięcie. Doszedł do wniosku, że szkolne wypracowania Harry’ego staną się kiedyś prawdziwą legendą wśród kadry nauczycielskiej Hogwartu. Jednak gdy ponownie spojrzał na chłopca, wesołość natychmiast go opuściła. Malec przypominał mu teraz zranione zwierzę zagnane w róg.
I co ja mam teraz zrobić?
Mężczyzna poczuł, jak mięsnie jego pleców mimowolnie się napinają. Jeszcze nigdy nie poruszał tematu przeszłości Harry’ego, zaś chłopiec praktycznie o tym nie wspominał. Czasami jakieś mętne uwagi wkradały się do jego wypowiedzi, dzięki czemu Severus posiadał względny obraz tego, jak wyglądało owe „kiedyś”. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w tym wszystkim jest zbyt wiele luk i niedopowiedzeń, by milczeć w nieskończoność. Pewnego dnia temat wypłynie i chłopiec będzie musiał zmierzyć się z przeszłością.
Szkopuł tkwi jednak w tym, że to jeszcze nie czas. Harry nie jest gotowy.
– Ubierz buty, Harry – ponaglił cicho chłopca. – Sam się niecierpliwi.
Spojrzenie chłopca padło na Sama, który warował przy drzwiach patrząc na nich błagalnie. Harry uśmiechnął się do zwierzęcia i posłusznie zaczął sznurować swoje niebieskie trampki. Może ten spacer będzie lepszy, niż się spodziewał. No i w końcu Sam jest trochę jak prawdziwy pies obronny.


.......................................................................................................................................
Na prawdę dziękuję Wam za wszystkie komentarze :) Tyle miłych słów i pomyślnych życzeń... Łza się w oku kręci :)

14 komentarzy:

  1. Troska i opieka Severusa jest, aż wzruszająca. Robi to tak jakby od zawsze. A mały Harry jest wprost przeuroczy :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się postać Severusa :) Zawsze miałam do niego sentyment, a postawienie go w roli "ojca" było czymś, co chodziło za mną od paru lat :)
      Dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Uh, jeszcze troche pożyjesz, nasza kochana Intro! :)
    Tym razem nie wyszło mi z pierwszym komentarzem D:

    Ale co tam :D.
    Severus zaczyna mi coraz bardziej wyglądać na tatuśka. Jest bardzo opiekuńczy, ale bez zbędnej przesady. Jego myśli o Harry'm są bardzo pocieszne, grzeją serducho :). Nie wiem, jak Ty to robisz. Opisy są super, podobają mi się. Tańczący Voldemort rozwalił system XD. Najgorsze jest to, że to sobie wyobraziłam.
    Brrr. ;-;
    Cieszy mnie też bardzo samo wspomnienie Lily i to, jak pokazałaś co Severus zaczął czuć do malucha. Motywacyjny ten rozdział :D. Pokazałaś w nim wiele. A teraz... SAM! Matko, jak ja cieszyłam się, kiedy się pojawił :D. Niby nie ma go dużo, ale jednak ...brakuje tego futrzaka :). Ten pies jest cudowny! Powstarzam podanie o fanclub Sama, może kiedyś powstanie :D. Bardzo podobał mi się sam motyw tej róży Lily. Pomysł przedni. :) Przepraszam, że tak rwę ten komentarz w różne strony, ale mam bałagan w głowie :b.

    Pewnie za jakieś pięć minut do głowy przyjdzie mi drugie tyle przemyśleń, ale narazie chyba skończę ten komentarz. Raczej dziwnie zabrzmi, że pozdrawiam Twoich przyszłych teściów, więc poprostu... trzymaj się! :D Gratuluje kolejnego roku spędzonego na tym różnorakim świecie :). Wakacje się kończą, a ja idę do nowej szkoły, więc mam nadzieję, że u Ciebie będzie w tym czasie wszystko dobrze :). Cieszę się, że wypoczęłaś :D (To wcale nie jest manipulacja. Wcale.) Jeszcze raz gorąco pozdrawiam, trzymaj się jak najlepiej!
    Wierna, wysyłająca buziaki,
    ~Ślizgonka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślizgonko kochana, Ty masz chyba jakiś radar, albo to ja niechcący wysyłam jakieś telepatyczne sygnały, że wstawiam kolejny rozdział :D
      Co do tych opisów, to też nie wiem, jakim cudem udaje mi się to wszystko tak ładnie ubrać w słowa. Ja tu tylko piszę, przecież żaden ze mnie cudotwórca :) Mówiąc inaczej, niezmiernie się cieszę, że wyrabiam swoje normy, a jednocześnie udaje mi się zaspokoić często rozbieżne gusta aż Tylku osób.
      (Kankana pominę uprzejmym milczeniem, takich traum się nie zapomina :D)
      Lily, Lily… Szkoda mi ją było pochować. Może to dziwnie zabrzmi, ale samo opisywanie „straty” Severusa było dla mnie nieco… depresyjne. Lily była przecież pełna ciepła i zrozumienia dla Seva. No po prostu, aż się powtórzę, szkoda mi jej. Severusowi zaś szkoda jeszcze bardziej….
      Sam? W kolejnym rozdziale postaram się go wcisnąć nieco więcej :) Niby postać drugoplanowa, ale jaka pocieszna :D!
      Dziękuję Ci, Ślizgonko, za wszystkie twoje życzenia i sama życzę Tobie powodzenia w nowej szkole :) W końcu szkolne lata to przeważnie najpiękniejsze lata :)

      Usuń
  3. W Severusie obudził się instynkt ojcowski. Harry jest słodki. Mam nadzieję iż kolejna część będzie szybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również mam nadzieję, że uda mi się jak najszybciej znaleźć czas, żeby dopiąć kolejny rozdział na ostatni guzik :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Hejka :)
    Nie mordujemy (nie ma tak dobrze), bo nie będzie dalszej części, mijałoby się z celem ;)
    Wszelkiego co najlepsze w życiu, ale wiadomo, jak wszystko z umiarem, by jednak umieć to docenić i przede wszystkim życzę powodzenia we wszystkim za co się zabierzesz, droga Intro :D

    To teraz część właściwa ;)
    Taki coraz bardziej ludzki Sever jest cudowny. Widać, że się wczuwa i mu zależy :) Nie musi wiedzieć dlaczego, ani jak to się dzieje, ważne, że czuje.
    Za to Voldemort tańczący kankana jest rozbrajającą myślą :D Jednak nie chciałabym takowego zobaczyć po przebudzeniu xD
    Sam mega pocieszny, jak zawsze :D (Chcemy więcej Sama! - zaczątek fanklubu, jeszcze powstanie^^) Zwłaszcza, że dziś... ym wczoraj, byłam z psem przyjaciółki i nią na spacerze. Nie dorówna wielkością Samowi, ale na pewno tym proszącym o wyjście spojrzeniem;) Swoją drogą wyprowadzać Voldemorta na spacer na smyczy, to jednak rzecz bezcenna, równie jak kankan ^^

    Mam nadzieję, że o takiej porze, to nie powypisywałam za mocno chaotycznego nawału myśli i jest jakimś cudem czytelnie ;)
    Trzymaj się Intro ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest już więcej Sama, jest już :) Nawet jest fragment nijako oczami Sama. Co prawda to nadal nie jest Voldemort na smyczy (jak Wy na niego wołacie, Voldzio :D), ale równie pocieszny!

      Usuń
  5. Oto ja znowu spóźniona! Ty kajasz się, bo długo nie pisałaś (wybaczam), a ja, ponieważ nie komentowałam (błagam o przebaczenie). Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo jestem tu w twoje urodziny!
    Życzę ci standardowego zdrowia i szczęścia oraz miłości ze strony narzeczonego i fajnej przyszłej rodziny, większej ilości czytelników, masy pomysłów, weny i determinacji do skończenia tego opowiadania. Życzę ci, byś spełniła swoje marzenia i wydała książkę (jeśli masz coś w planach to pisz, chętnie przeczytam) oraz by ci się dobrze w życiu wiodło :-).
    Wracając do komentantarza (troszkę się rozpisałam) rozdział bardzo mi się podobał, okropnie zaintrygowałaś mnie tą ciszą przed burzą (musisz szybko napisać nowy rozdział, bo umrę...), czyżby na spacerku spotkali dyrektora? Cudowne przemyślenia Severusa, zwłaszcza podobała mi się myśl, że Snape nie dostrzega już w Harry'm Jamesa, ze postrzega go jak oddzielną osobę. Rozwaliłaś mnie tym Voldemortem tańczącym kankana, wyobraziłam to sobie i... :-D. Świetne było również kiedyś Harry'ego <3 i to wspólne czytanie. Młodego Pottera wciąż nękają demony przeszłości, ale zaczyna już wychodzić na prostą, co bardzo mnie cieszy.
    To byłoby chyba na tyle, następnym razem postaram się być wcześniej.
    Pozdrawiam i z niecierpilowością czekam na kolejny rozdział,
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia, dziękuję po nie w czasie :) Tak mnie wzięło na nadrobienie zaległości jakoś...
      Ale chyba nie umarłaś, co :)?

      Usuń
  6. Ten rozdział jest bardzo fajny, chociaż było kilka lepszych. Severitusy są uważane za najmniej ambitne z opowiadań HP, ale je uwielbiam. Moim ulubionym jest "Whelp", albo "Szczeniak", jak kto woli. Twoje opowiadanie jest nieco podobne do "Szczeniaka", ale Twój Harry chyba bardziej mi się podoba. Jest wspaniały! Takie urocze dziecko z nigdy niezaspokojoną ciekawością świata... Akcja toczy się wolno, ale to za bardzo nie przeszkadza. Widać rozwój relacji między bohaterami, nie mogę jednak zaprzeczyć, że ciekawi mnie, co będzie dalej, już poza domem drugiego Snape'a.
    Co do Eileen: możliwe, że jej historia była słabo zaplanowana przez Rowling. Wyobrażałam ją sobie jako wiecznego męczennika, który nie wie, jak się obronić. Jak chodziła do Hogwartu, najprawdopodobniej była tam grupa gryfońskich osiłków, którzy znecali się nad innymi, bo Severus od początku uważał ich za bezmózgich mięśniaków. To raczej nie wzięło się znikąd, można więc wnioskować, że byli jacyś Gryfoni dręczący Eileen. W paradokumentach typu Trudne Sprawy często pojawia się motyw sąsiadki, nad którą mąż się znęca, ale ona i tak nie obroni ani siebie, ani swoich dzieci. Eileen mogła być właśnie taką osobą. Też mnie to dziwi, że nie dała sobie rady z byle mugolem i nawet nie zapewniła bezpieczeństwa Severusowi. Musiałaby być bardzo naiwna.
    Co uważam również za słabo zaplanowane: wszyscy uczniowie Slytherinu za czasów Harry'ego są tacy sami, może tylko Nott jest nieco inny. Ale bardzo brakowało mi takiego ucznia będącego odpowiednikiem Andromedy, który nie lubi Draco, nie popiera Voldemorta, ma przyjaciół z innych domów i należy do Gwardii Dumbledore'a. To, że ktoś jest ambitny i sprytny, nie oznacza, że musi popierać tych złych, bo ludzie są różni. Miałam gdzieś rozpisany plan takiego opowiadania, może kiedyś zaryzykuję publikację.
    Jest jeszcze jedna rzecz, którą zauważyłam już dawno temu w podstawówce i do dziś jej nie potrafię zrozumieć: skoro Severus uczęszczał do Hogwartu i Hagrid znał go od czasów, gdy ten był dzieckiem, nie mam pojęcia, dlaczego gajowy zwraca się do niego per pan. To również było dość mało przemyślane...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również mam wrażenie, jakby Rowling potraktowała Ślizgonów bardzo po... Macoszemu. Jakby już w wieku tych jedenastu lat byli zkazani na zostanie śmierciożercami i życie w ogólnej niełasce. Trochę to smutne, bo przecież wystarczy spojrzeć na Severusa, który, moim zdaniem, był chyba najbardziej "pozytywną" (nieco to naciągane, ale chyba rozumiesz ogólny zamysł :) ) postacią z całego siedmioksięgu.

      Usuń
  7. Gdzie kolejna część Kochana ?

    OdpowiedzUsuń