Planowałam dzisiaj opublikować początek drugiego rozdziału…
Tak genialnie planowałam, że gdyby nie przypadkowe spojrzenie w historię przeglądania,
zupełnie bym zapomniała.
Tak więc jest oto przed Wami. Zapraszam.
PS: Jeśli ktoś jest wrażliwy wzgędem obecności wulgaryzmów, szczerze odradzam czytanie. Nie potrafię wyobrazić sobie Snape'a, który nie klnie w myślach.
PPS: Druga część, zamykająca tym samym rozdział drugi, pojawi się w weekend.
PPS: Druga część, zamykająca tym samym rozdział drugi, pojawi się w weekend.
.......................................................................................................................................
„Tam jest ciemność,
głęboko w mojej duszy,
Wciąż moim celem jest
służyć,
Więc dajecie światłu
świecić, w mojej głębi,
Boże, nie pozwól mi
stracić odwagi,
Stracić odwagi.”
Carlos Santana „Put your lights on”
Krzesło z hukiem uderzyło o
podłogę, gdy poderwał się nagle do pionu, by utkwić wzrok prosto w
dyrektorskich oczach. Stężałe rysy nadawały jego zapadniętej twarzy koszmarnego
charakteru. Zastanawiał się, czy w łagodnych tęczówkach Dumbledore’a nie kryje
się zalążek szaleństwa. Severus Snape był wściekły.
– Nie możesz uczynić Blacka
strażnikiem! – podniesiony głos Snape’a przepełniony był jadem. – Albusie, nie
możesz skazać ich na pewną śmierć!
Poważne oczy dyrektora spoglądały
na niego przenikliwie, zbyt przenikliwie, jak na gust Severusa. Te cholernie
czyste i dobre oczy przewiercały jego duszę na wylot.
Coś w jego wnętrzu zaniosło się
sarkastycznym, szyderczym śmiechem.
Dusza? To coś, co nie pozwala ci sypiać? Czy to, co sprowadziło cię roli
podnóżka Voldemorta?
– Severusie… – spokojny głos
dyrektora dołączył do przenikliwego spojrzenia. – To jest decyzja Lily i
Jamesa, nie mamy na nią żadnego wpływu. Musisz to zrozumieć, James odrzucił
nawet moją kandydaturę.
Zaciśnięte pięści Snape’a
pobielały i choć jego twarz pozostawała zamknięta w szyderczym grymasie,
głęboko w środku wył z wściekłości. James to głupiec. Cholerny, ułomny głupiec!
Odrzucił pomocną dłoń Dumbledore’a, jedynego czarodzieja, którego lękał się
Czarny Pan. I komu postanowił powierzyć życie swojej żony? Psu… Kundel był nieodpowiedzialny,
Severus wiedział o tym od pierwszej chwili, gdy go ujrzał – impertynenckiego,
rozpuszczonego jak dziadowski bicz bachora, który całe życie opływał w
luksusach. Tak właściwie, Severus nie miał nic przeciwko takiej postawie, o ile
Black trzymał się z dala od wszystkiego, co wymagało choć znikomych
umiejętności zdrowego rozsądku. Jednak teraz, do cholery jasnej, chodziło o
Lily! Ta zapchlona karykatura psa nie była w stanie niczego jej zapewnić,
żadnego minimum bezpieczeństwa!
Jakbyś ty mógł to zrobić.
Och, zamknij się!
Snape ponownie spojrzał w oczy
dyrektora i pozwolił wypłynąć na wierzch temu wspomnieniu, w którym o mało nie
umarł rozszarpany z winy przeklętego Blacka.
– Dyrektorze, nie możemy zaufać
Blackowi – wysyczał przez zaciśnięte szczęki. – To nieodpowiedzialny, narwany
choleryk nie mający żadnych skrupułów! On jest gotów dla własnej rozrywki
poświęcić cudze życie!
Kurwa!
Drgnął.
Brawo, Severusie, oklumencja poszła się jebać. Przy twoich
umiejętnościach Lily zginie przy pierwszej lepszej okazji!
Był tak uniesiony, że nie
usłyszał za sobą kroków i w tej chwili czuł, jak jego gardło jest boleśnie
dźgane zimnym końcem różdżki Blacka.
– Ja?! – usłyszał za sobą
podniesiony głos kundla. – Ja cholerykiem?! Spójrz na siebie! Nie panujesz nad
emocjami, dajesz się podejść jak dziecko! Gdybym chciał, mógłbym cię teraz
zabić!
Snape odwrócił się powoli w jego
stronę i ujrzał, że Black drży w ślepej furii. Jego oczy przysłaniała chęć
mordu
I on ma być Strażnikiem? Ten
kundel nie potrafi nawet utrzymać języka za zębami, wystarczy go odpowiednio
zmanipulować i wykrzyczy wszystko, co wie! On nie ochroni Lily, narazi ją!
Posłał Blackowi szydercze
spojrzenie.
– Ja nie panuję nad emocjami,
Black? A twoja różdżka właśnie postanowiła mi z nudy zadźgać krtań? –
zrykoszetował, czując się coraz bardziej zirytowanym.
– Módl się, żebym ci jej nie
wydrapał tępym końcem, ślizgonie!
Snape spojrzał na niego
cynicznie, z wyraźną pogardą w oczach.
– Właśnie o tym mówiłem,
dyrektorze – Snape zwrócił się ponownie w stronę Dumbledora. – Ten
impertynencki kundel jest w stanie zabić dla własnej uciechy!
– Ty nędzny, ślizgoński padalcu!
– wydarł się Black i mocniej zacisnął drżącą dłoń na różdżce. – Nigdy nie
skrzywdziłbym ani Lily, ani Jamesa, ani mojego chrzestnego syna! Jak śmiesz tak
mówić?! Ty? Parszywy smark, czarną magią wynagradzający sobie braki w życiu
prywatnym?! Do tej pory plujesz sobie w twarz za to, że Lily wybrała Jamesa,
prawda? Nie jesteś jej wart, Snape, nie jesteś wart jakiegokolwiek uczucia
prócz pogardy!
Snape zapomniał o tym, że stoi
tuż obok Dubledore’a. Gniew przysłonił mu pole widzenia rozmywając kształty i
kontury, zalewając obraz stojący przed jego oczami pulsującą czerwienią.
Zesztywniały z wściekłości widział jedynie Blacka.
Zabiję skurwiela! Zabiję!
Ociekał niemą furią, niezdolny do
logicznego myślenia. Całkowicie zapomniał o tym, że może sięgnąć po różdżkę.
Całą siłą woli powstrzymał się przed rękoczynem, przed zmiażdżeniem tej
przeklętej, skundlonej mordy. Miast tego, niezauważalnym, szybkim i pewnym
ruchem zacisnął dłoń w żelaznym uścisku na nadgarstku Blacka.
– Nie wypowiadaj się na tematy, o
których nie masz bladego pojęcia, Black! – wysyczał jadowitym tonem.
– Wiem więcej od ciebie – wytknął
mu drwiąco pchlarz. – Chociażby o tym, jak nie odstręczać od siebie przyjaciół,
Snape.
Uścisk na ręce Blacka zacieśnił
się. Różdżka wysunęła się z jego dłoni i z cichym trzaskiem uderzyła o
posadzkę, po czym potoczyła się wprost pod nogi dyrektora. Dubledore kaszlnął
znacząco i spojrzał na nich z naganą, tym samym ściągając na siebie uwagę
Snape’a i pozwalając mu wrócić za bezpieczne zasłony cynizmu.
– Nie wyrażam zgody, dyrektorze.
Czarny Pan jest inteligentny, przebiegły. Z pewnością będzie się spodziewał, że
strażnikiem jest Black – Snape ujrzał, że wiekowy czarodziej otwiera usta,
więc natychmiast kontynuował. – Albusie. Nawet najsilniejsi łamią się pod
torturami Voldemorta i jego śmierciożerców.
Nas, śmierciożerców.
– Przykro mi, Severusie, ale nie
mogę kwestionować decyzji Jamesa i Lily. Wierzę, że oni sami najlepiej wiedzą,
jak powinni postąpić.
W gabinecie zapadła cisza.
Przerywały ją jedynie dźwięki pracy dziwnych urządzeń należących do dyrektora i
przyspieszone oddechy Snape’a i Blacka.
Po chwili Snape odwrócił się na pięcie i szybkim
krokiem opuścił pomieszczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz