Piosenki w playliście nie pasowały mi do kolejnych kilku
rozdziałów, więc musiałam je zmienić.
Mam nadzieję, że te nieco bardziej oddają charakter tekstu. Zdjęcie Severusa w
wersji świątecznej będzie tu widniało jednak nieco dłużej, gdyż nie potrafię
omówić Snape’owi jego uroku osobistego.
Przed Wami zakończenie trzeciego rozdziału. Chyba tylko ja
wiem, jak wiele przysporzyło mi pracy. Wciąż poprawiane i zmieniane, to w
aktach zupełnej desperacji pisane zupełnie od nowa. Mam nadzieję, że tym razem tekst jest już dokładnie taki, jakim być powinien. Krótki, to prawda, jednak... Sami oceńcie.
I tym razem proszę Was jednak o komentrze, bo nie mam pewności co do tego, jak wyszedł mi ten rozdział. Powinnam coś zmienić? Napisać jeszcze raz?
.......................................................................................................................................
Nie…
Drzazgi pozostałe z drzwi
wejściowych leżały wszędzie w promieniu kilkudziesięciu metrów. Musiały zostać
wyważone potężnym zaklęciem.
Nie!
To było gorsze niż poprzedni ból.
Nie potrafił się przed nim schronić, nie mógł uciec. Czuł jak narasta w nim
panika, przerażająca pewność.
Nie! Nie! Nie!
Nie chciał wierzyć. Nie wierzył.
Nie myślał.
Minął osmolony próg. Z mroku nocy
wszedł w jeszcze koszmarniejszy mrok sieni. Otoczyły go popękane ściany i
przypalone, drewniane szczątki podłogi usłane gruzem.
Bogowie…
Utkwił obłąkany wzrok w ciele
Pottera. Było dziwnie martwe, puste, zastygłe z pękniętą różdżką w dłoni.
Zawisł nad jego zwłokami, wpatrując się w nie niewidzącym spojrzeniem. Nie napłynęła
do niego jednak nienawiść, nie napłynęło nic. Jedynie ślepymi oczyma przyjmował
ten porażający obraz, w którym jego wróg zamknął swój żywot.
Nie czuł nic.
Kolejne drzwi zniknęły, jakby
nigdy ich tu nie było. Na ich miejscu ściana zionęła przeraźliwą dziurą.
Severus szedł przed siebie uwięziony w dudniącym echu własnych kroków.
Machinalnie przekroczył kolejny próg.
Ciemny korytarz. Szczątki drzwi
na podłodze. Błękitne ściany sypialni. Przeraźliwie żółta szafa na jej końcu.
Odświętne ubranko Harry’ego zawieszone na jej drzwiach. Cisza.
Pył, który zdążył już opaść.
Cisza.
Przerażająca cisza wżerająca się
w mózg niczym gęsta mgła.
Umysł mężczyzny zastygł.
Przemierzał korytarz, którym szedł dziesiątki razy. Teraz potwornie obcy.
Powolne kroki.
Cisza.
Pył pod jego stopami tłumił
odgłos stąpania. Coś ściskało jego gardło, kurczowo uczepione wrażenia, jakoby cały świat
zamarł w tej jednej chwili, jakby nie było już niczego więcej poza tym
złamanym, milczącym aktem. Powoli zaczerpnął w płuca zbyt ostrego w swej przejrzystości
powietrza.
Koniec korytarza.
Wyciągnął przed siebie drżącą
dłoń. Pochylając się, przeszedł pod pękniętą futryną.
Zachwiał się. Uchylone usta nie
wychwytywały tlenu. Źrenice rozszerzyły się w niemym przerażeniu.
Boże…
Zataczając się, opadł na ścianę.
Boże, nie…
Obok żółtej szafy leżała Lily.
Rude włosy rozsypały się wokół jej twarzy. Zamknięte oczy i uchylone usta.
Martwa.
Nie, nie, nie!
Osunął się po ścianie patrząc na
kobietę przerażonym wzrokiem. Nie był już w stanie myśleć. Ciemna rozpacz przemieszana
z goryczą spłynęła do jego wnętrza. Serce zatrzymało się. Łapczywie chwytał
trujące powietrze nie mogąc nim jednak oddychać. Jak przez mgłę słyszał płacz
dziecka siedzącego w łóżeczku, spoglądającego na to wszystko załzawionym oczyma
spod krwawej blizny na czole.
Podpełzł do Lily. Podniósł ją
delikatnie i oparł o swą pierś, zamykając w rozpaczliwym uścisku. Łkał,
wtulając policzek w jej włosy.
Bezsilnie przyciskał ją do swej
piersi zanosząc się płaczem, choć z jego oczu nie potrafiły popłynąć łzy.
Przerażone dziecko łkało gdzieś
za nim. Spojrzał na nie nieprzytomnie, by wychwycić z jego umysłu ostatnie
słowa Lily.
„Harry bardzo cię kochamy... Harry, tak bardzo... Harry, mamusia Cię
kocha... Tatuś Cię kocha... Harry, bądź dzielny... Bądź silny”
Załkał w policzek Lily. Żałosny
jęk zatonął w jej włosach.
Cały jego świat złamał się w tym
momencie. Umarł wraz z Lily. Godziny i dni, czas zlał się w jedno.
Bogowie, tak bardzo pragnął
przestać oddychać, przestać czuć. Oddać całe swoje nędzne życie za to, by Ona
nie była aż tak bardzo martwa.
Przerażające było to uczucie, że
już nigdy nic nie będzie dobrze, że nawet śmierć nie przyniesie mu wybawienia.
Zawył.
Bezsilnie wył w przestrzeń, nie
mogąc unieść w sobie bólu straty, umierając w samym sobie. Nie było już
niczego.
Nie było niczego.
--
– To proste pytanie, Albusie.
Chłopiec. Mały Harry Potter. Co chcesz z nim zrobić?!
– Chłopcze, uspokój się.
Umieszczę go w jego najbliższej żyjącej rodzinie.
– Nie! Black to
nieodpowiedzialny, arogancki skur…
– Severusie! Nie mogę go umieścić
u Syriusza. Właśnie jest w więzieniu ministerstwa, jutro zostanie przewieziony
do Azkabanu.
– Kundel zerwał się ze smyczy?
– Severusie, uspokój się! Syriusz
zabił Petera, a przy okazji dwunastu mugoli. Harry’ego umieszczę w rodzinie ze
strony matki.
– Albusie, nie! Nie wyrażam
zgody!
– Lily oddała za niego życie,
więc Harry będzie tam bezpieczny. To bardzo stara i potężna magia. Chłopiec
potrzebuje ochrony, Severusie.
– Umieść go w innym miejscu.
Rzucimy tarcze i utajnimy miejsce pobytu dziecka, a pan, dyrektorze, będzie
strażnikiem tajemnicy.
– Severusie…
– Lily nie chciałaby, aby jej syn
dorastał pod kuratelą jej siostry. Albusie, nie znasz tej kobiety, to mugol
nienawidzący magii! Nie możesz skazać chłopca na takie życie!
– Będzie bezpieczny u Petuni
Dusley. Severusie, sława zniszczy Harry’ego. Chyba nie chcesz, by stał się
podobny do swego ojca?
– Nie, nie chcę, ale nie sądzę
też, żeby to było najlepsze rozwiązanie problemu. Albusie, do cholery, już ja
bym się lepiej zajął dzieciakiem, niż ta kobieta!
– Aurorzy ministerstwa
przesłuchują wszystkich śmierciożerców. Wstawię się za tobą, chłopcze, lecz
obawiam się, że spędzisz parę miesięcy w Azkabanie. Poza tym, Harry potrzebuje
zwyczajnej, pełnej rodziny, która da mu to, czego nie potrafiłbym podarować nawet
ja.
– Kurwa, Albusie, ta przeklęta
kobieta nie da mu niczego!
– Severusie, koniec! Podjąłem już
decyzję i wierzę, że jest najlepszą z możliwych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz