środa, 18 marca 2015

Rozdział 7. Weź oddech. Część I

W połowie zeszłego tygodnia zaczęła rozkładać mnie grypa. Deszczowy i mroźny weekend spędzony na bieganiu między budynkami uczelni znokautował mnie już w pierwszej rundzie. Aktualnie leżę pod zwałami koców i chusteczek higienicznych i zastanawiam się, czy nie zacząć pisać testamentu. Dobijająca jest świadomość ogłuszających 18°C na zewnątrz. Chyba muszę zatroszczyć się o domową wizytę jakiegoś okolicznego szamana.
Miniaturka nadal spoczywa niesprawdzona, więc w ramach zadośćuczynienia wrzucam kolejną część „Bezdomnych”. Jak zawsze proszę o komentarze, choć tym razem nie pogniewam się również za transfery choćby minimalnych ilości energii życiowej. W każdym razie, miłego dnia wam życzę.
.......................................................................................................................................


„Boże, uwolnij nas
Od naszego, naszego sumienia
Abyśmy mogli odpłynąć”
Archive „Consience”

Ta aportacja była nieco zbyt gwałtowna i nie należała do przyjemnych. Severus zachwiał się, gdy jego stopy z impetem uderzyły o podłoże. Mimo tego, dziecko nadal spało.
Choroba i emocje musiały cię naprawdę wyczerpać.
Rozejrzał się wokół. Zewsząd przywitały go zazielenione trawą pagórki, zaś gdzieś obok siebie usłyszał szum wody. Wiedział, że gdyby wspiął się na wzniesienie po prawej stronie, ujrzałby ciągnącą się kilometrami i mocno wcinającą się w ląd zatokę. Pamiętał, jak Lucas dawno temu pokazywał mu fiordy. To „dawno” wydawało mu się teraz odległe o miliony lat.
Westchnął cicho, wyrzucając z głowy myśli o Lucasie. Wystarczająco przerażało go to, że za parę chwil będzie musiał przed nim stanąć. O mało się nie wzdrygnął. Zdziwiło go to, że powstrzymał się nie tylko z przyzwyczajenia, lecz również przez to, by nie zbudzić śpiącego w jego ramionach chłopca.
Co się z tobą dzieje, Severusie?
Nie chciał o tym myśleć. Przed sobą ujrzał wysoki mur wyłożony jasnymi kamieniami i wgryzającą się w niego czarną, stalową bramę. Uchylił lekko jej skrzydło i cicho wsunął się na teren posiadłości. Wiedział, że nawet jeśli syberyjski pies Lucasa jest na zewnątrz, nie wzniesie alarmu. Samwise od początku miał do niego swobodne, życzliwe podejście. Ten fakt od zawsze zastanawiał Severusa, który nigdy nie miał ani przyjaznego wyglądu, ani tym bardziej usposobienia.
Zamknął za sobą bramę i ruszył białą, żwirową aleją. Otaczały go krzewy i choinki. Przypomniał sobie, jak kiedyś przesiadywał wśród nich z Lucasem i Marią, która przez te dwa lata, nim przystąpił do Czarnego Pana, była mu niczym prawdziwa matka. Nie mógł zdecydować, czy to wspomnienie napawa go szczęściem, czy też raczej bólem. Mimo wszystko obstawiał to drugie uczucie.
Przed sobą ujrzał biały, przeszklony dom o czarnym, dwuspadowym dachu. Dawno temu to był jego synonim bezpieczeństwa. Cichego azylu i strefy, w której nie spodziewał się wrogich oddziałów budzących lęk. Kiedyś kochał to miejsce i choć te uczucia próbowały teraz wypłynąć na zewnątrz, zostały pociągnięte do środka przez pokłady niepokoju.
Teraz nie czuł się tu bezpiecznie. Ogarną go niepokój, gdy powoli zbliżał się do przeszklonych drzwi. Zatrzymał się tuż przed nimi. Poczuł, że jego ręce zaczynają drżeć, lecz zacisnął je w pięści, dusząc w sobie ten haniebny odruch. Położył dłoń na klamce i zastygł w bezruchu. Ogarnęło go jakieś nieprzyjemne uczucie. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że to panika.
I po co tu przychodziłeś? Lucas nie zechce cię widzieć. W jego życiu nie ma dla ciebie miejsca.
Nieświadomie otulił Harry’ego szczelniej swoim płaszczem, gdy ten zaczął drżeć z zimna. Początek lipca w Norwegii jest mroźniejszy niż w Anglii. Nie mogło być więcej, niż dziesięć stopni, więc chłopiec trząsł się coraz bardziej. Naga stopa wysunęła się spod prowizorycznego przykrycia. Severus skrył ją w wolnej dłoni.
Nagle usłyszał przytłumiony pisk. Sam pojawił się po drugiej stronie drzwi i ucieszony widokiem dawnego przyjaciela, opierał się o szkło przednimi łapami. Po chwili wewnątrz zapaliło się światło i do Severusa dobiegł niewyraźny, lecz znajomy mu głos. Całe jego żelazne opanowanie, z którego przecież słynął, w jednej chwili runęło. Miał ochotę odwrócić się i uciec. Przez myśl przemknęło mu, że nie tylko Harry jest wyczerpany tym wszystkim. Poczuł, jak oddech więźnie mu w gardle, zaś dłonie zaczynają się pocić.
O, kurwa… Co ja robię?!
Po chwili z korytarza wyłoniła się znajoma mu głowa o niezwykle jasnych, przydługich włosach i zaspanych, wodnistych oczach. Typowe, norweskie rysy wyraźnie odznaczały się na bladej twarzy mężczyzny. Przez chaos w umyśle Severusa przebiegła myśl, że nigdy nie był podobny do swojego brata.
Cholera…
Severus chciał przekląć, lecz żadne słowa nie potrafiły wydobyć się z jego kurczowo zaciśniętych warg. Tymczasem Lucas podszedł do psa i poklepał go po głowie. Dopiero po przeraźliwie długich sekundach podniósł wzrok. Jego źrenice rozszerzyły się na widok jego brata. Brata trzymającego w ramionach dziecko. Mimowolnie wstrzymał oddech. Stał przez chwilę nieruchomo, po czym przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. Bez słowa przesunął się na bok robiąc przejście dla Severusa i jednocześnie bezgłośnym szeptem powstrzymując Sama przed rzuceniem się na przybysza.
Severus machinalnie odsunął od siebie wszystkie myśli. To było chyba najlepsze, dostępne mu wyjście. Lepiej rozbroić kogoś, nim ten zdąży sięgnąć po różdżkę, czyż nie? Pożałował, że nie może się upić, czuł bowiem, że na trzeźwo z pewnością nie przełknie „tego wszystko”. W najlepszym wypadku stanie mu to w gardle. Perspektywa nienawiści i zawodu w oczach Lucasa sprawiała, że tylko śpiące w jego ramionach dziecko powstrzymywało go od natychmiastowej deportacji. To właśnie przez Harry’ego zmusił swoje otępiałe ciało do ruchu i, utrzymując pozory obojętnej pogardy, wszedł do środka pozornie pewnym krokiem.
Stanął w progu salonu. Usłyszał, jak w drzwiach za nim zostaje przekręcony klucz i po paru sekundach pojawił się Lucas. Norweg wskazał bratu jeden z białych foteli stojących obok kominka, tuż pod ogromną, przeszkloną ścianą. Severus usiadł w nim bez słowa protestu. Spięty do granic możliwości, przyjął wystudiowaną, lekceważąco uprzejmą pozę i niewerbalnym zaklęciem odkleił od siebie Harry’ego. Ułożył chłopca wygodniej na swoich kolanach mimo tego, iż niedaleko niego stała sofa. Sam natychmiast doskoczył do niego i obwąchawszy pierw dziecko, wsunął łeb pod dłoń czarodzieja domagając się pieszczot. Mężczyzna machinalnie pogładził długą sierść i utkwił wzrok w jakimś martwym punkcie za oknem. Nie był pewien, czy da radę spojrzeć w oczy Lucasa.
– Wino, whisky, burbon? – ciche pytanie Lucasa zawisło gdzieś nad nim. Severus, nie będąc pewnym swojego głosu, pokręcił przecząco głową.
I tak nie dam rady się upić.
Norweg bez słowa postawił przed nim wodę z lodem, Severus zaś natychmiast wlał w siebie zawartość. Czuł, że musi jakoś przełknąć drżenie zbierające się w jego gardle. Po chwili Lucas usiadł w fotelu naprzeciw niego. W dłoni trzymał kielich z winem, co wyglądało tak irracjonalnie, że w zimnych kątach salonu rozlała się mgła surrealizmu. Norweg westchnął cicho i spojrzał pytająco na swojego marnotrawnego brata.
– Ten dzieciak jest synem Lily, prawda? – głos Lucasa był wyraźnie zmęczony. – Wiesz, że o jej śmierci dowiedziałem się z Proroka?
– Zdziwiłbym się, gdybyś się o tym nie dowiedział. Nawet gryfoni posiadają szczątkowe umiejętności czytania.
Śmiech Lucasa wypełnił salon.
– Jak zawsze sarkastyczny. Widzę, że wyostrzył ci się humor, Sev.
– Lata ćwiczeń w komentowaniu „elaboratów” autorstwa Hogwarckiej indolencji zmusiły mnie do znacznego poszerzenia repertuaru inwektyw.
Mimo poczucia winy, Severus poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają. Za sprawą Proroka Lucas był poinformowany o większości jego upublicznionych grzechów, a mimo to śmiał się w jego towarzystwie. Zupełnie jakby nic się przez te lata nie zmieniło. Wreszcie mężczyzna odważył się spojrzeć w oczy swojego brata. Nie było w nich ani litości, ani rozczarowania, ani wściekłości, ani nawet żalu. Odetchnął. Powietrze w końcu smakowało tak, jak powinno.
– Skąd on się tu wziął? – zapytał Lucas patrząc wymownie na Harry’ego, który właśnie poruszył się na kolanach Severusa.

  -- 

Harry nie miał siły odwrócić się na drugi bok. Nie miał siły nawet zauważyć tego, że jego łóżko jest nietypowo ciepłe i wygodne. Poruszył się nieznacznie, by umościć się wygodniej.
Jego zaspany umysł pochwytywał niezrozumiałe dla niego słowa, które jednak natychmiast wymykały się gdzieś dalej, nim zdążył cokolwiek z nich zrozumieć.
– Gdybyś widział… eliksiry… zmęczony i…
– … go zabić?!... zbawiciel… zasługuje… to prawdziwe…
– … przede wszystkim dziecko… Wiesz… głupiec…
– Co zamierzasz z… przecież on chciał… inni?
– … nie ma… słowo… przeciw…
– …spokojnie… ona… nadal…
– Nie będę… prywatne…
– … przykro… mówiłeś… Ona zawsze…
Harry zignorował resztę niewyraźnej rozmowy. Zaspany potarł oczy i uchylił je lekko. Gdzieś pod sobą ujrzał syberyjskiego psa zwiniętego w kłębek obok czarnego, znajomego mu skądś materiału. Ucieszony miłym snem, pozwolił swoim powiekom opaść, wsunął kciuk do ust i ponownie zasnął.
Z głębokiego snu wyrwał go dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Gdyby nie był tak skrajnie nieprzytomny, z pewnością zdziwiłby go fakt, że ktoś właśnie gdzieś go niesie i kładzie. Miast tego, z ulgą zapadł się w jakąś miękką powierzchnię pod sobą. Zanim ponownie odpłynął, jego umysł zarejestrował, że jest czymś otulany, lecz pogrążony we śnie chłopiec całkowicie to zignorował.

  -- 

Severus zapalił lampkę nocną stojącą na stoliku obok ogromnego łoża, po czym opuścił sypialnię cicho przymykając za sobą drzwi. Tuż za nimi, opierając się całym ciężarem ciała o ścianę, czekał na niego Lucas.
– Śpi? – ciche pytanie norwega wyrwało go z zamyślenia.
– Tak. Ty również byś spał po tym, co mu zafundowałem.
Lucas uśmiechnął się w odpowiedzi na ten przytyk, po czym spojrzał mu badawczo w oczy.
– Osiem lat to spory okres czasu, Sev.
– Zdaję sobie z tego sprawę – odparł Severus czując, jak bryła lodu wpada mu do żołądka.
I oto nadeszło…
– Więc powiesz mi, dlaczego? – Lucas nie spuszczał z niego bacznego spojrzenia. W jego oczach nie było już wcześniejszego rozbawienia.
Severus zmusił się, by nie uciec spojrzeniem. Przez myśl przemknęło mu, że to kolejny odruch szpiega – zawsze utrzymuj z rozmówcą kontakt wzrokowy, to potwierdza twoją wiarygodność.
– Wiesz, jak było – odparł po chwili ciszy. – Pewnie w Proroku opisali wszystko.
– Owszem. Przeczytałem, że byłeś szpiegiem Dumbledore’a.
– Masz rację, byłem szpiegiem – Severus wiedział, że nie może kłamać. Dla Lucasa oklumencja nie była żadną zasłoną, w końcu to on był jego nauczycielem. – Mimo wszystko, do Czarnego Pana dołączyłem z własnej woli, jeszcze przed ukończeniem szkoły. Wiesz o tym. Próbowałeś mnie od tego odciągnąć, pamiętam.
– Yaeh, ja też pamiętam – głos norwega był nienaturalnie cichy. – Tu nie chodziło tylko o Ellę, prawda?
Severus milczał. Spojrzenie Lucasa stało się wyczekujące.
– Sev, cholera, mów. Muszę wiedzieć. Jestem twoim bratem.
– Co mam ci powiedzieć? – Severus zaśmiał się rozgoryczony. – Że jak tchórz dołączyłem do najsilniejszego, by nikt nie mógł pomiatać mną tak, jak to było w Hogwarcie? Że chciałem się zemścić? To ja zabiłem ojca. To chcesz usłyszeć? Zamordowałem go z zimną krwią, a później godzinami wymiotowałem. To był mój pierwszy raz. Pierwszy i nie ostatni. Robiłem straszne rzeczy, Luc. Naprawdę chcesz mnie takiego znać? Nie wystarczy ci, że przeze mnie straciłeś Ellę? Nie jestem tym samym, wystraszonym dzieciakiem, co te osiem lat temu. Jestem mordercą.
Wyraz twarzy norwega nie zmienił się ani o jotę. Severus czuł, że zaraz jego nogi odmówią mu posłuszeństwa i osunie się po tych cholernych drzwiach na parkiet.
Kurwa, chciałbym się upić.
– Sam chciałem go zabić – przyznał po chwili milczenia Lucas. – Skurwiel w pewni na to zasługiwał.
– Mimo wszystko, to ja go zamordowałem. Czyn nie może się równać z chęcią.
Lucas zbliżył się do niego, on zaś odruchowo cofnął się o krok. Nie chciał niczyjej bliskości. Nie zasługiwał na nią. Poza tym, bliskość raniła. Zawsze raniła.
– Zostałeś szpiegiem – brat ponownie spojrzał mu w oczy.
Severus zaśmiał się szyderczo z samego siebie.
– Oczywiście, że zostałem szpiegiem – jego głos ociekał sarkazmem. – Prawy czarodziej szpiegujący w szeregach śmierciożerców w imię Albusa Dumbledore’a! Jakże patetycznie to brzmi, czyż nie? Krystaliczny heroizm!
Spojrzał ponuro na norwega.
– Niezmiernie mi przykro, Luc, lecz twoje poglądy na mój temat muszą ulec anihilacji. Moim asumptem do kariery szpiega było to, że przez moją własną głupotę Czarny Pan postanowił zamordować Lily wraz z jej dzieckiem. To przeze mnie zginęła. O tym już nie pisali w gazetach?
Zamarł, gdy Lucas bez słowa pokonał dzielący ich dystans i objął go mocno w męskim, braterskim uścisku tak, jak zwykł czynić to dawno temu. Severus napiął wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na zasłużony ból, lecz ten nie nadszedł. Nienawidził dotyku, lecz to był przecież Luc, jego brat. On by go nie wykorzystał, nie zranił. Powoli rozluźniał się. Ręce zwisały mu ciężko wzdłuż ciała. Nie odważył się ich unieść. Po chwili wahania oparł głowę o ramię norwega. Przez te wszystkie lata brakowało mu kogoś, kto po prostu zrozumie go i zaakceptuje. Kto nie będzie szukał głupich, nic nie znaczących słów.
– Nie wiem, czy dam radę zająć się Harrym – szepnął po długiej chwili milczenia. Jego głos drżał. – Wiem, że mu to obiecałem, ale jak mam spojrzeć w oczy chłopcu, któremu zabiłem matkę?
Lucas poklepał go uspokajająco po plecach.
– Nie ty ją zabiłeś, ale Voldemort – głos jego brata jak zawsze był głęboki i uspokajający. – Jestem pewien, że zrobiłeś wszystko, co tylko było możliwe by ją chronić. Kochałeś ją, więc pokochasz i Harry’ego. Dzieci są łatwe do kochania, Sev. Moja mama tak mówiła, pamiętasz? Nie martw się, nie skrzywdzisz chłopca. Znam cię, jesteś dobrym człowiekiem.
– Jestem mordercą – zaprotestował Severus, próbując wymknąć się z uścisku. – I możesz się już ode mnie odkleić, bo zaraz wyrzygam uszami całą swoją wewnętrzną tęczę.
Lucas prychnął z rozbawieniem, lecz nadal trzymał brata w uścisku. Gdy wreszcie się odezwał, jego głos na powrót był poważny.
– Musiałeś to robić, by utrzymać rolę szpiega. Nie wmówisz mi, ze to sprawiało ci jakąkolwiek przyjemność.
Severusem wstrząsnął dreszcz obrzydzenia. Spojrzał wyprutymi z jakiejkolwiek nadziei oczami na swojego brata.
– Och, czyli rola szpiega podniosła mnie do rangi czyniącego „zło koniecznego” w imię pięknej idei? – zapytał, za nutą sarkazmu próbując ukryć rozgoryczenie, choć doskonale wiedział, że Lucas i tak je widzi. – Wybór pomiędzy złem a mniejszym złem nie jest żadnym wyborem. Nie ma lepszych i gorszych morderców. Nie rozumiesz, Lucas, że te wszystkie podniosłe idee to mit? Zabijać w imię pokoju to jak gwałcić w imię dziewictwa. Te wszystkie wojny przeciwko ciemności to tylko zapakowane w błyszczący papier średniowieczne krucjaty.
Poczuł, jak zapada się w sobie. Pierwszy raz powiedział na głos to, co tak długo nosił w sobie, co zabijało go z każdym dniem. Nie był pewien, czy jest mu z tym lepiej, czy też może gorzej.
Jestem bydlakiem.
Poczuł, jak Lucas wreszcie go puszcza. Czy wytłumaczył mu dostatecznie dobrze, czym się stał? Obawiał się tego, co ujrzy w jego oczach. Norweg delikatnie chwycił go za ramiona i odsunął od siebie nieco.
Gdy Lucas spojrzał na niego uważnie, Severus nie odnalazł spodziewanego obrzydzenia. Było tylko zrozumienie. Akceptacja. To było…
Dziwne…
Czy przypadkiem Lucas nie powinien w tej chwili wyrzucać go ze swego domu?
– Zapominasz, że cię znam – Lucas uparcie wpatrywał się w jego oczy. – Nie jesteś zły i nawet nie wiesz jak mi przykro, że musiałeś tego wszystkiego doświadczyć. Idź spać Sev. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Musisz odpocząć.
Severus wiedział, że pewnie i tak nie zaśnie, lecz skinął głową na zgodę. Nie chciał reszty nocy przesiedzieć w fotelu, jego brat z pewnością poczułby się zobowiązany do towarzyszenia mu.
Tymczasem Lucas machnął różdżką w stronę gościnnej sypialni, w której spał Harry.
– Przeniosłem do garderoby trochę moich ubrań, znajdź sobie coś do spania. Możesz położyć się z Harrym, jesteśmy wszyscy zbyt zmęczeni, by bawić się w transmutację.
– Mogę spać na sofie w salonie – zaprotestował Severus.
Nie chciał budzić dziecka swoim rzucaniem się na łóżku. Poza tym, już od tak dawna sypiał sam… Nie mógłby swobodnie leżeć się ze świadomością, że obok oddycha ktoś jeszcze.
– Harry będzie zdezorientowany, gdy obudzi się nieznanym miejscu. To tylko dzieciak, na pewno się wystraszy – stwierdził Lucas. – Lepiej, żeby rano obudził się obok ciebie.
Mimo, iż Severusowi nadal nie podobał się ten pomysł, musiał przyznać swojemu bratu rację.
– Rozumiem.
– Masz dla niego jakieś ubrania na rano?
Severus pokręcił przecząco głową. W myślach skarcił się za to, że zabronił chłopcu wziąć jakiekolwiek ubrania. Co prawda, te łachmany napawały go obrzydzeniem i nie chciał, by Harry miał z nimi jakąkolwiek styczność, ale z pewnością były dla nich lepszą perspektywą, niż zawitanie do jakiegokolwiek sklepu odzieżowego z dzieckiem w bieliźnie i rozciągniętej, poszarpanej koszuli.
Lucas zamyślił się na chwilę, po czym z uśmiechem ponownie machnął różdżką w stronę sypialni.
– Mama trzymała na strychu ubrania po mnie – stwierdził. Severusa napełniło dziwne ciepło na wspomnienie Marii. – Wiesz, jaka ona była sentymentalna. Już dawno miałem je oddać potrzebującym, ale ciągle wypadało mi to z głowy. Cóż, teraz należą do Harry’ego. Mamę by to ucieszyło.
Severus spojrzał na niego.
– To… – nie, chyba nie umiał już dziękować. – Dobrze…
Lucas przesunął dłonią po włosach, targając je jeszcze bardziej. Spojrzał na brata i uśmiechnął się. Poklepał go krótko po ramieniu, po czym odwrócił się w stronę drzwi do swojej prywatnej sypialni. Stanął w progu i przywołał Sama. Pies przebiegł obok niego i wskoczył na szerokie łóżko. Norweg spojrzał uważnie na Severusa.
– Dobranoc, Sev.
Za sobą usłyszał zmęczone, kpiące „dobranoc”.

6 komentarzy:

  1. Jaka miła niespodzianka, weszłam z ciekawości czy może pojawiło się coś nowego i jest! :) Akcja robi się coraz ciekawsza, już się nie mogę doczekać następnego rozdziału! :)
    PS. Przesyłam energię życiową xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, dziękuję za ten niemały przesył energii, bo pozwolił mi wreszcie na dokonanie koniecznych zmian w play liście ;) Może więc nie będzie już aż ponuro i pesymistycznie :)
      Rozdziały są, piszą się nieustannie, ale czasami zwyczajnie ciężko przelać do tekstu wszystko tak, by tworzyło wiarygodną całość i nie było tęczowo różowe i w dodatku z cekinami. Mam nadzieję, że po odegnaniu mrocznych mocy grypy dostanę nagle niespodziewanego przyrostu chęci do życia i ze zdwojoną siłą zabiorę się za korektę tego, co już mam.
      Ależ długi wyszedł ten komentarz! Monitor powoli zaczyna mnie oślepiać, więc kończę i serdecznie dziękuję ci za twój komentarz ;) Nawet nie wiesz, jak każdy kolejny mnie cieszy ;)

      Usuń
  2. To ja dołączę do przesyłu energii, a przynajmniej części odzyskanej po powaleniu przez grypę :D
    W poszukiwaniu czegoś do poczytania, łyknęłam Twoje opowiadanie w niecałą dobę i teraz mam co przetrawić ;) Chwalę pomysł i styl pisania.Podoba mi się wprowadzanie różnych perspektyw na ciąg zdarzeń. Większej konstruktywności w opinii oczekuj, kiedy będzie się czego uczepić ;)
    Poza tym podziwiam za tą wytrwałość w pisaniu pod publikę, mi jej zawsze brakowało. Powodzenia w dalszym tworzeniu i zdrowia życzę :D
    ~Erel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erel, jakże mi miło z tak pozytywną opinią z Twojej strony ;) Staram się wykrzesać z siebie jak największe pokłady pomysłowości i aż ciepło mi się na serduchu robi, że publice się podoba ;)
      Zdrowie się przyda głównie dlatego, że jutro czeka mnie kolejny jakże cudowny tydzień na uczelni i jakże wspaniałe i wyczekiwane kolokwium... Mówi się, że dla takich chwil warto żyć :D!
      PS: Miłego trawienia życzę!

      Usuń
  3. Bardzo mi się podobało! Przeczytałam wszystko w ciągu dwóch godzin, bo tak spragniona jestem jakiegoś nowego opowiadania. Twoje jest bowiem powiewem świeżości, więc przede wszystkim życzę zdrowia i weny do dalszego pisania, ponieważ świetnie Ci to wychodzi.
    Pozdrawiam
    Naznaczona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie ;) Staram się jak mogę i mam nadzieję, że uda mi się wpasować w literackie gusta większości to ubecnych.
      No cóż, w każdym razie dziękuję za komentarz. Każdy kolejny coraz bardziej motywuje mnie do pisania ;)

      Usuń