W połowie zeszłego tygodnia zaczęła rozkładać mnie grypa. Deszczowy i mroźny weekend spędzony na bieganiu między budynkami uczelni znokautował mnie już w pierwszej rundzie. Aktualnie leżę pod zwałami koców i chusteczek higienicznych i zastanawiam się, czy nie zacząć pisać testamentu. Dobijająca jest świadomość ogłuszających 18°C na zewnątrz. Chyba muszę zatroszczyć się o domową wizytę jakiegoś okolicznego szamana.
Miniaturka nadal spoczywa niesprawdzona, więc w ramach zadośćuczynienia wrzucam kolejną część „Bezdomnych”. Jak zawsze proszę o komentarze, choć tym razem nie pogniewam się również za transfery choćby minimalnych ilości energii życiowej. W każdym razie, miłego dnia wam życzę.
.......................................................................................................................................
„Boże, uwolnij nas
Od naszego, naszego
sumienia
Abyśmy mogli
odpłynąć”
Archive „Consience”
Ta aportacja była nieco zbyt
gwałtowna i nie należała do przyjemnych. Severus zachwiał się, gdy jego stopy z
impetem uderzyły o podłoże. Mimo tego, dziecko nadal spało.
Choroba i emocje musiały cię naprawdę wyczerpać.
Rozejrzał się wokół. Zewsząd
przywitały go zazielenione trawą pagórki, zaś gdzieś obok siebie usłyszał szum
wody. Wiedział, że gdyby wspiął się na wzniesienie po prawej stronie, ujrzałby
ciągnącą się kilometrami i mocno wcinającą się w ląd zatokę. Pamiętał, jak Lucas
dawno temu pokazywał mu fiordy. To „dawno” wydawało mu się teraz odległe o
miliony lat.
Westchnął cicho, wyrzucając z
głowy myśli o Lucasie. Wystarczająco przerażało go to, że za parę chwil będzie
musiał przed nim stanąć. O mało się nie wzdrygnął. Zdziwiło go to, że
powstrzymał się nie tylko z przyzwyczajenia, lecz również przez to, by nie
zbudzić śpiącego w jego ramionach chłopca.
Co się z tobą dzieje, Severusie?
Nie chciał o tym myśleć. Przed
sobą ujrzał wysoki mur wyłożony jasnymi kamieniami i wgryzającą się w niego
czarną, stalową bramę. Uchylił lekko jej skrzydło i cicho wsunął się na teren
posiadłości. Wiedział, że nawet jeśli syberyjski pies Lucasa jest na zewnątrz,
nie wzniesie alarmu. Samwise od początku miał do niego swobodne, życzliwe
podejście. Ten fakt od zawsze zastanawiał Severusa, który nigdy nie miał ani
przyjaznego wyglądu, ani tym bardziej usposobienia.
Zamknął za sobą bramę i ruszył
białą, żwirową aleją. Otaczały go krzewy i choinki. Przypomniał sobie, jak
kiedyś przesiadywał wśród nich z Lucasem i Marią, która przez te dwa lata, nim
przystąpił do Czarnego Pana, była mu niczym prawdziwa matka. Nie mógł
zdecydować, czy to wspomnienie napawa go szczęściem, czy też raczej bólem. Mimo
wszystko obstawiał to drugie uczucie.
Przed sobą ujrzał biały,
przeszklony dom o czarnym, dwuspadowym dachu. Dawno temu to był jego synonim
bezpieczeństwa. Cichego azylu i strefy, w której nie spodziewał się wrogich
oddziałów budzących lęk. Kiedyś kochał to miejsce i choć te uczucia próbowały
teraz wypłynąć na zewnątrz, zostały pociągnięte do środka przez pokłady
niepokoju.
Teraz nie czuł się tu
bezpiecznie. Ogarną go niepokój, gdy powoli zbliżał się do przeszklonych drzwi.
Zatrzymał się tuż przed nimi. Poczuł, że jego ręce zaczynają drżeć, lecz zacisnął
je w pięści, dusząc w sobie ten haniebny odruch. Położył dłoń na klamce i
zastygł w bezruchu. Ogarnęło go jakieś nieprzyjemne uczucie. Dopiero po
dłuższej chwili dotarło do niego, że to panika.
I po co tu przychodziłeś? Lucas nie zechce cię widzieć. W jego życiu
nie ma dla ciebie miejsca.
Nieświadomie otulił Harry’ego
szczelniej swoim płaszczem, gdy ten zaczął drżeć z zimna. Początek lipca w
Norwegii jest mroźniejszy niż w Anglii. Nie mogło być więcej, niż dziesięć
stopni, więc chłopiec trząsł się coraz bardziej. Naga stopa wysunęła się spod
prowizorycznego przykrycia. Severus skrył ją w wolnej dłoni.
Nagle usłyszał przytłumiony pisk.
Sam pojawił się po drugiej stronie drzwi i ucieszony widokiem dawnego
przyjaciela, opierał się o szkło przednimi łapami. Po chwili wewnątrz zapaliło
się światło i do Severusa dobiegł niewyraźny, lecz znajomy mu głos. Całe jego
żelazne opanowanie, z którego przecież słynął, w jednej chwili runęło. Miał
ochotę odwrócić się i uciec. Przez myśl przemknęło mu, że nie tylko Harry jest
wyczerpany tym wszystkim. Poczuł, jak oddech więźnie mu w gardle, zaś dłonie
zaczynają się pocić.
O, kurwa… Co ja robię?!
Po chwili z korytarza wyłoniła
się znajoma mu głowa o niezwykle jasnych, przydługich włosach i zaspanych,
wodnistych oczach. Typowe, norweskie rysy wyraźnie odznaczały się na bladej
twarzy mężczyzny. Przez chaos w umyśle Severusa przebiegła myśl, że nigdy nie
był podobny do swojego brata.
Cholera…
Severus chciał przekląć, lecz
żadne słowa nie potrafiły wydobyć się z jego kurczowo zaciśniętych warg.
Tymczasem Lucas podszedł do psa i poklepał go po głowie. Dopiero po
przeraźliwie długich sekundach podniósł wzrok. Jego źrenice rozszerzyły się na
widok jego brata. Brata trzymającego w ramionach dziecko. Mimowolnie wstrzymał
oddech. Stał przez chwilę nieruchomo, po czym przekręcił klucz w zamku i
otworzył drzwi. Bez słowa przesunął się na bok robiąc przejście dla Severusa i
jednocześnie bezgłośnym szeptem powstrzymując Sama przed rzuceniem się na
przybysza.
Severus machinalnie odsunął od
siebie wszystkie myśli. To było chyba najlepsze, dostępne mu wyjście. Lepiej
rozbroić kogoś, nim ten zdąży sięgnąć po różdżkę, czyż nie? Pożałował, że nie
może się upić, czuł bowiem, że na trzeźwo z pewnością nie przełknie „tego
wszystko”. W najlepszym wypadku stanie mu to w gardle. Perspektywa nienawiści i
zawodu w oczach Lucasa sprawiała, że tylko śpiące w jego ramionach dziecko
powstrzymywało go od natychmiastowej deportacji. To właśnie przez Harry’ego
zmusił swoje otępiałe ciało do ruchu i, utrzymując pozory obojętnej pogardy,
wszedł do środka pozornie pewnym krokiem.
Stanął w progu salonu. Usłyszał,
jak w drzwiach za nim zostaje przekręcony klucz i po paru sekundach pojawił się
Lucas. Norweg wskazał bratu jeden z białych foteli stojących obok kominka, tuż
pod ogromną, przeszkloną ścianą. Severus usiadł w nim bez słowa protestu.
Spięty do granic możliwości, przyjął wystudiowaną, lekceważąco uprzejmą pozę i
niewerbalnym zaklęciem odkleił od siebie Harry’ego. Ułożył chłopca wygodniej na
swoich kolanach mimo tego, iż niedaleko niego stała sofa. Sam natychmiast
doskoczył do niego i obwąchawszy pierw dziecko, wsunął łeb pod dłoń czarodzieja
domagając się pieszczot. Mężczyzna machinalnie pogładził długą sierść i utkwił
wzrok w jakimś martwym punkcie za oknem. Nie był pewien, czy da radę spojrzeć w
oczy Lucasa.
– Wino, whisky, burbon? – ciche
pytanie Lucasa zawisło gdzieś nad nim. Severus, nie będąc pewnym swojego głosu,
pokręcił przecząco głową.
I tak nie dam rady się upić.
Norweg bez słowa postawił przed
nim wodę z lodem, Severus zaś natychmiast wlał w siebie zawartość. Czuł, że
musi jakoś przełknąć drżenie zbierające się w jego gardle. Po chwili Lucas
usiadł w fotelu naprzeciw niego. W dłoni trzymał kielich z winem, co wyglądało
tak irracjonalnie, że w zimnych kątach salonu rozlała się mgła surrealizmu.
Norweg westchnął cicho i spojrzał pytająco na swojego marnotrawnego brata.
– Ten dzieciak jest synem Lily,
prawda? – głos Lucasa był wyraźnie zmęczony. – Wiesz, że o jej śmierci dowiedziałem
się z Proroka?
– Zdziwiłbym się, gdybyś się o
tym nie dowiedział. Nawet gryfoni posiadają szczątkowe umiejętności czytania.
Śmiech Lucasa wypełnił salon.
– Jak zawsze sarkastyczny. Widzę,
że wyostrzył ci się humor, Sev.
– Lata ćwiczeń w komentowaniu „elaboratów”
autorstwa Hogwarckiej indolencji zmusiły mnie do znacznego poszerzenia
repertuaru inwektyw.
Mimo poczucia winy, Severus
poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają. Za sprawą Proroka Lucas był
poinformowany o większości jego upublicznionych grzechów, a mimo to śmiał się w
jego towarzystwie. Zupełnie jakby nic się przez te lata nie zmieniło. Wreszcie
mężczyzna odważył się spojrzeć w oczy swojego brata. Nie było w nich ani
litości, ani rozczarowania, ani wściekłości, ani nawet żalu. Odetchnął.
Powietrze w końcu smakowało tak, jak powinno.
– Skąd on się tu wziął? – zapytał
Lucas patrząc wymownie na Harry’ego, który właśnie poruszył się na kolanach
Severusa.
--
Harry nie miał siły odwrócić się
na drugi bok. Nie miał siły nawet zauważyć tego, że jego łóżko jest nietypowo
ciepłe i wygodne. Poruszył się nieznacznie, by umościć się wygodniej.
Jego zaspany umysł pochwytywał
niezrozumiałe dla niego słowa, które jednak natychmiast wymykały się gdzieś
dalej, nim zdążył cokolwiek z nich zrozumieć.
– Gdybyś widział… eliksiry…
zmęczony i…
– … go zabić?!... zbawiciel…
zasługuje… to prawdziwe…
– … przede wszystkim dziecko…
Wiesz… głupiec…
– Co zamierzasz z… przecież on
chciał… inni?
– … nie ma… słowo… przeciw…
– …spokojnie… ona… nadal…
– Nie będę… prywatne…
– … przykro… mówiłeś… Ona zawsze…
Harry zignorował resztę
niewyraźnej rozmowy. Zaspany potarł oczy i uchylił je lekko. Gdzieś pod sobą
ujrzał syberyjskiego psa zwiniętego w kłębek obok czarnego, znajomego mu skądś
materiału. Ucieszony miłym snem, pozwolił swoim powiekom opaść, wsunął kciuk do
ust i ponownie zasnął.
Z głębokiego snu wyrwał go
dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Gdyby nie był tak skrajnie nieprzytomny, z
pewnością zdziwiłby go fakt, że ktoś właśnie gdzieś go niesie i kładzie. Miast
tego, z ulgą zapadł się w jakąś miękką powierzchnię pod sobą. Zanim ponownie
odpłynął, jego umysł zarejestrował, że jest czymś otulany, lecz pogrążony we
śnie chłopiec całkowicie to zignorował.
--
Severus zapalił lampkę nocną
stojącą na stoliku obok ogromnego łoża, po czym opuścił sypialnię cicho
przymykając za sobą drzwi. Tuż za nimi, opierając się całym ciężarem ciała o
ścianę, czekał na niego Lucas.
– Śpi? – ciche pytanie norwega
wyrwało go z zamyślenia.
– Tak. Ty również byś spał po
tym, co mu zafundowałem.
Lucas uśmiechnął się w odpowiedzi
na ten przytyk, po czym spojrzał mu badawczo w oczy.
– Osiem lat to spory okres czasu,
Sev.
– Zdaję sobie z tego sprawę –
odparł Severus czując, jak bryła lodu wpada mu do żołądka.
I oto nadeszło…
– Więc powiesz mi, dlaczego? –
Lucas nie spuszczał z niego bacznego spojrzenia. W jego oczach nie było już
wcześniejszego rozbawienia.
Severus zmusił się, by nie uciec
spojrzeniem. Przez myśl przemknęło mu, że to kolejny odruch szpiega – zawsze
utrzymuj z rozmówcą kontakt wzrokowy, to potwierdza twoją wiarygodność.
– Wiesz, jak było – odparł po
chwili ciszy. – Pewnie w Proroku opisali wszystko.
– Owszem. Przeczytałem, że byłeś
szpiegiem Dumbledore’a.
– Masz rację, byłem szpiegiem –
Severus wiedział, że nie może kłamać. Dla Lucasa oklumencja nie była żadną
zasłoną, w końcu to on był jego nauczycielem. – Mimo wszystko, do Czarnego Pana
dołączyłem z własnej woli, jeszcze przed ukończeniem szkoły. Wiesz o tym.
Próbowałeś mnie od tego odciągnąć, pamiętam.
– Yaeh, ja też pamiętam – głos
norwega był nienaturalnie cichy. – Tu nie chodziło tylko o Ellę, prawda?
Severus milczał. Spojrzenie
Lucasa stało się wyczekujące.
– Sev, cholera, mów. Muszę
wiedzieć. Jestem twoim bratem.
– Co mam ci powiedzieć? – Severus
zaśmiał się rozgoryczony. – Że jak tchórz dołączyłem do najsilniejszego, by
nikt nie mógł pomiatać mną tak, jak to było w Hogwarcie? Że chciałem się
zemścić? To ja zabiłem ojca. To chcesz usłyszeć? Zamordowałem go z zimną krwią,
a później godzinami wymiotowałem. To był mój pierwszy raz. Pierwszy i nie
ostatni. Robiłem straszne rzeczy, Luc. Naprawdę chcesz mnie takiego znać? Nie
wystarczy ci, że przeze mnie straciłeś Ellę? Nie jestem tym samym, wystraszonym
dzieciakiem, co te osiem lat temu. Jestem mordercą.
Wyraz twarzy norwega nie zmienił
się ani o jotę. Severus czuł, że zaraz jego nogi odmówią mu posłuszeństwa i
osunie się po tych cholernych drzwiach na parkiet.
Kurwa, chciałbym się upić.
– Sam chciałem go zabić –
przyznał po chwili milczenia Lucas. – Skurwiel w pewni na to zasługiwał.
– Mimo wszystko, to ja go
zamordowałem. Czyn nie może się równać z chęcią.
Lucas zbliżył się do niego, on zaś
odruchowo cofnął się o krok. Nie chciał niczyjej bliskości. Nie zasługiwał na
nią. Poza tym, bliskość raniła. Zawsze raniła.
– Zostałeś szpiegiem – brat ponownie
spojrzał mu w oczy.
Severus zaśmiał się szyderczo z
samego siebie.
– Oczywiście, że zostałem
szpiegiem – jego głos ociekał sarkazmem. – Prawy czarodziej szpiegujący w
szeregach śmierciożerców w imię Albusa Dumbledore’a! Jakże patetycznie to
brzmi, czyż nie? Krystaliczny heroizm!
Spojrzał ponuro na norwega.
– Niezmiernie mi przykro, Luc,
lecz twoje poglądy na mój temat muszą ulec anihilacji. Moim asumptem do kariery
szpiega było to, że przez moją własną głupotę Czarny Pan postanowił zamordować
Lily wraz z jej dzieckiem. To przeze mnie zginęła. O tym już nie pisali w
gazetach?
Zamarł, gdy Lucas bez słowa
pokonał dzielący ich dystans i objął go mocno w męskim, braterskim uścisku tak,
jak zwykł czynić to dawno temu. Severus napiął wszystkie mięśnie w oczekiwaniu
na zasłużony ból, lecz ten nie nadszedł. Nienawidził dotyku, lecz to był
przecież Luc, jego brat. On by go nie wykorzystał, nie zranił. Powoli rozluźniał
się. Ręce zwisały mu ciężko wzdłuż ciała. Nie odważył się ich unieść. Po chwili
wahania oparł głowę o ramię norwega. Przez te wszystkie lata brakowało mu
kogoś, kto po prostu zrozumie go i zaakceptuje. Kto nie będzie szukał głupich,
nic nie znaczących słów.
– Nie wiem, czy dam radę zająć
się Harrym – szepnął po długiej chwili milczenia. Jego głos drżał. – Wiem, że
mu to obiecałem, ale jak mam spojrzeć w oczy chłopcu, któremu zabiłem matkę?
Lucas poklepał go uspokajająco po
plecach.
– Nie ty ją zabiłeś, ale
Voldemort – głos jego brata jak zawsze był głęboki i uspokajający. – Jestem
pewien, że zrobiłeś wszystko, co tylko było możliwe by ją chronić. Kochałeś ją,
więc pokochasz i Harry’ego. Dzieci są łatwe do kochania, Sev. Moja mama tak
mówiła, pamiętasz? Nie martw się, nie skrzywdzisz chłopca. Znam cię, jesteś
dobrym człowiekiem.
– Jestem mordercą – zaprotestował
Severus, próbując wymknąć się z uścisku. – I możesz się już ode mnie odkleić,
bo zaraz wyrzygam uszami całą swoją wewnętrzną tęczę.
Lucas prychnął z rozbawieniem,
lecz nadal trzymał brata w uścisku. Gdy wreszcie się odezwał, jego głos na
powrót był poważny.
– Musiałeś to robić, by utrzymać
rolę szpiega. Nie wmówisz mi, ze to sprawiało ci jakąkolwiek przyjemność.
Severusem wstrząsnął dreszcz
obrzydzenia. Spojrzał wyprutymi z jakiejkolwiek nadziei oczami na swojego
brata.
– Och, czyli rola szpiega
podniosła mnie do rangi czyniącego „zło koniecznego” w imię pięknej idei? –
zapytał, za nutą sarkazmu próbując ukryć rozgoryczenie, choć doskonale
wiedział, że Lucas i tak je widzi. – Wybór pomiędzy złem a mniejszym złem nie
jest żadnym wyborem. Nie ma lepszych i gorszych morderców. Nie rozumiesz,
Lucas, że te wszystkie podniosłe idee to mit? Zabijać w imię pokoju to jak
gwałcić w imię dziewictwa. Te wszystkie wojny przeciwko ciemności to tylko
zapakowane w błyszczący papier średniowieczne krucjaty.
Poczuł, jak zapada się w sobie.
Pierwszy raz powiedział na głos to, co tak długo nosił w sobie, co zabijało go
z każdym dniem. Nie był pewien, czy jest mu z tym lepiej, czy też może gorzej.
Jestem bydlakiem.
Poczuł, jak Lucas wreszcie go
puszcza. Czy wytłumaczył mu dostatecznie dobrze, czym się stał? Obawiał się
tego, co ujrzy w jego oczach. Norweg delikatnie chwycił go za ramiona i odsunął
od siebie nieco.
Gdy Lucas spojrzał na niego
uważnie, Severus nie odnalazł spodziewanego obrzydzenia. Było tylko
zrozumienie. Akceptacja. To było…
Dziwne…
Czy przypadkiem Lucas nie
powinien w tej chwili wyrzucać go ze swego domu?
– Zapominasz, że cię znam – Lucas
uparcie wpatrywał się w jego oczy. – Nie jesteś zły i nawet nie wiesz jak mi
przykro, że musiałeś tego wszystkiego doświadczyć. Idź spać Sev. Wszyscy
jesteśmy zmęczeni. Musisz odpocząć.
Severus wiedział, że pewnie i tak
nie zaśnie, lecz skinął głową na zgodę. Nie chciał reszty nocy przesiedzieć w
fotelu, jego brat z pewnością poczułby się zobowiązany do towarzyszenia mu.
Tymczasem Lucas machnął różdżką w
stronę gościnnej sypialni, w której spał Harry.
– Przeniosłem do garderoby trochę
moich ubrań, znajdź sobie coś do spania. Możesz położyć się z Harrym, jesteśmy
wszyscy zbyt zmęczeni, by bawić się w transmutację.
– Mogę spać na sofie w salonie –
zaprotestował Severus.
Nie chciał budzić dziecka swoim
rzucaniem się na łóżku. Poza tym, już od tak dawna sypiał sam… Nie mógłby
swobodnie leżeć się ze świadomością, że obok oddycha ktoś jeszcze.
– Harry będzie zdezorientowany,
gdy obudzi się nieznanym miejscu. To tylko dzieciak, na pewno się wystraszy –
stwierdził Lucas. – Lepiej, żeby rano obudził się obok ciebie.
Mimo, iż Severusowi nadal nie
podobał się ten pomysł, musiał przyznać swojemu bratu rację.
– Rozumiem.
– Masz dla niego jakieś ubrania
na rano?
Severus pokręcił przecząco głową.
W myślach skarcił się za to, że zabronił chłopcu wziąć jakiekolwiek ubrania. Co
prawda, te łachmany napawały go obrzydzeniem i nie chciał, by Harry miał z nimi
jakąkolwiek styczność, ale z pewnością były dla nich lepszą perspektywą, niż
zawitanie do jakiegokolwiek sklepu odzieżowego z dzieckiem w bieliźnie i
rozciągniętej, poszarpanej koszuli.
Lucas zamyślił się na chwilę, po
czym z uśmiechem ponownie machnął różdżką w stronę sypialni.
– Mama trzymała na strychu
ubrania po mnie – stwierdził. Severusa napełniło dziwne ciepło na wspomnienie
Marii. – Wiesz, jaka ona była sentymentalna. Już dawno miałem je oddać
potrzebującym, ale ciągle wypadało mi to z głowy. Cóż, teraz należą do
Harry’ego. Mamę by to ucieszyło.
Severus spojrzał na niego.
– To… – nie, chyba nie umiał już
dziękować. – Dobrze…
Lucas przesunął dłonią po
włosach, targając je jeszcze bardziej. Spojrzał na brata i uśmiechnął się. Poklepał
go krótko po ramieniu, po czym odwrócił się w stronę drzwi do swojej prywatnej
sypialni. Stanął w progu i przywołał Sama. Pies przebiegł obok niego i wskoczył
na szerokie łóżko. Norweg spojrzał uważnie na Severusa.
– Dobranoc, Sev.
Za sobą usłyszał zmęczone, kpiące
„dobranoc”.
Jaka miła niespodzianka, weszłam z ciekawości czy może pojawiło się coś nowego i jest! :) Akcja robi się coraz ciekawsza, już się nie mogę doczekać następnego rozdziału! :)
OdpowiedzUsuńPS. Przesyłam energię życiową xD
Po pierwsze, dziękuję za ten niemały przesył energii, bo pozwolił mi wreszcie na dokonanie koniecznych zmian w play liście ;) Może więc nie będzie już aż ponuro i pesymistycznie :)
UsuńRozdziały są, piszą się nieustannie, ale czasami zwyczajnie ciężko przelać do tekstu wszystko tak, by tworzyło wiarygodną całość i nie było tęczowo różowe i w dodatku z cekinami. Mam nadzieję, że po odegnaniu mrocznych mocy grypy dostanę nagle niespodziewanego przyrostu chęci do życia i ze zdwojoną siłą zabiorę się za korektę tego, co już mam.
Ależ długi wyszedł ten komentarz! Monitor powoli zaczyna mnie oślepiać, więc kończę i serdecznie dziękuję ci za twój komentarz ;) Nawet nie wiesz, jak każdy kolejny mnie cieszy ;)
To ja dołączę do przesyłu energii, a przynajmniej części odzyskanej po powaleniu przez grypę :D
OdpowiedzUsuńW poszukiwaniu czegoś do poczytania, łyknęłam Twoje opowiadanie w niecałą dobę i teraz mam co przetrawić ;) Chwalę pomysł i styl pisania.Podoba mi się wprowadzanie różnych perspektyw na ciąg zdarzeń. Większej konstruktywności w opinii oczekuj, kiedy będzie się czego uczepić ;)
Poza tym podziwiam za tą wytrwałość w pisaniu pod publikę, mi jej zawsze brakowało. Powodzenia w dalszym tworzeniu i zdrowia życzę :D
~Erel
Erel, jakże mi miło z tak pozytywną opinią z Twojej strony ;) Staram się wykrzesać z siebie jak największe pokłady pomysłowości i aż ciepło mi się na serduchu robi, że publice się podoba ;)
UsuńZdrowie się przyda głównie dlatego, że jutro czeka mnie kolejny jakże cudowny tydzień na uczelni i jakże wspaniałe i wyczekiwane kolokwium... Mówi się, że dla takich chwil warto żyć :D!
PS: Miłego trawienia życzę!
Bardzo mi się podobało! Przeczytałam wszystko w ciągu dwóch godzin, bo tak spragniona jestem jakiegoś nowego opowiadania. Twoje jest bowiem powiewem świeżości, więc przede wszystkim życzę zdrowia i weny do dalszego pisania, ponieważ świetnie Ci to wychodzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Naznaczona
Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie ;) Staram się jak mogę i mam nadzieję, że uda mi się wpasować w literackie gusta większości to ubecnych.
UsuńNo cóż, w każdym razie dziękuję za komentarz. Każdy kolejny coraz bardziej motywuje mnie do pisania ;)