środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 11. Mrok. Część II

Witam serdecznie, z tej strony Intro, a to jest kolejny rozdział „Bezdomnych”!
Wybaczcie, musiałam to powiedzieć :D Moja osobista Złota Trójca w składzie Ślizgonki, Erel i Zaczytanej skutecznie poprawiły mi humor drogą mailową :D
Przed rozdziałem mam dla Was cztery istotne informacje:
  1. Lynette? Vivianne? Noel? Marlene? Jak sądzicie, które imię najlepiej pasuje do nazwiska Loutre?
  2. Kolejny fanart Zaczytanej! Tym razem to herb Slytherinu. Całkiem ładny herb, jeśli mam być szczera, sama na pewno nie bym nie potrafiła zrobić czegoś takiego z ołówkiem :) Co Wy o nim sądzicie :)?
  3. Zamierzam gdzieś tam po prawej stronie umieścić pokaz slajdów z Waszymi fanartami :) Na to jednak będziecie musieli nieco poczekać, bo nadal w tych sprawach jestem zielona, więc ogarnięcie tematu może mi zająć nieco czasu… Pytanie z mojej strony jest takie, czy zmieniające się obrazki nie będą Wam zbytnio przeszkadzać w czytaniu? Martwię się tym, bo choć to tylko powolna prezentacja, to przecież ja sama nie przepadam za czytaniem blogów, na których migają mi gify...
  4. Mam wrażenie, że doczekałam się bety! Kochana Erel wyłoniła się z tłumu niczym Mojżesz spomiędzy fal Morza Czerwonego i łaskawie zgodziła się popracować dla Was nad jakością moich tekstów. Dlatego też pragnę jej publicznie podziękować za  włożony w to trud :)

Ze spraw okołoblogowych to by było na tyle. Zapraszam to lektury pierwszego oficjalnie betowanego rozdziału :) Erel, jesteś wielka :)
.......................................................................................................................................


Zaczynało świtać, gdy Severus otworzył oczy. Zatopiony w półmroku salon zdawał się być jedynie omamem, odległym i wytłumionym cienką pajęczyną ułudy. Sam, przytulony do jego boku, drgał niespokojnie, zupełnie jakby za ciężką kotarą snu gnał za czymś, czego nigdy nie schwyta.
Ciche chrapanie skierowało spojrzenie mężczyzny w stronę fotela, w poprzek którego leżał Lucas. Norweg spał, lecz jego rysy co chwilę napinały się, ujawniając w nim zazwyczaj niewidoczne podobieństwo do Snape’ów. Severus odwrócił głowę. Wolałby nigdy nie zobaczyć tego odbicia w swoim bracie.
Na wpół przytomnie uniósł się znad poduszek i opuścił bose stopy na podłogę. Czując się dziwnie nagim, okrył się szczelniej swoim płaszczem. Ciężka tkanina niosła za sobą dobrze mu znaną woń lochów: cichej, bezpiecznej samotności. Ten zapach zawsze zdawał mu się być dziwnie niewłaściwym, niepasującym do tego domu. Zadrżał, mimo iż przygasające palenisko nadal promieniowało nikłym ciepłem.
Dom wokół niego milczał. Milczały białe ściany i płomienie w kominku. Milczało poszarzałe niebo za oknem i zgięte pod ciężarem mgły trawy. I milczał on sam, spoglądając na to wszystko, ale nie widząc niczego. Buczenie zamrażalnika i cichy oddech Lucasa zdawały się być jedynie przedłużeniem tej niespokojnej ciszy. Jej macki, niczym pajęcze odnóża, oplotły jego samego, mimowolnie zwalniając jego oddech do minimum.  Miał wrażenie, że słyszy szum krwi w swojej głowie. Potrząsnął nią, próbując pozbyć się niechcianego uczucia.
Nie powinno być tak cicho, nie w tym domu.
Sam, jakby zbudzony jego myślą, poderwał łeb i wwiercił w niego niespokojne spojrzenie swoich oczu. Severus pogładził ciepły bok psa, próbując zawczasu go uciszyć.
– Nie budź go – szepnął Severus, spoglądając na napięte ciało śpiącego Norwega.
Pies lustrował go jeszcze przez chwilę, po czym leniwie zsunął się z kanapy. Najpierw podszedł do okna, wyglądając na zewnątrz, by następnie skierować się w stronę przeszklonych drzwi wejściowych. Po drodze zahaczył o swoje miski, po czym ułożył się na wycieraczce i niczym pies obronny, wpatrzył się w prowadzącą do domu alejkę. Zupełnie jakby, pamiętny wczorajszego dnia, zamierzał rzucić się na pierwszą osobę, która spróbuje dostać się do środka.
Severus oderwał nadal nieco zaspane spojrzenie od warującego Sama i zaczął powoli, z niemałym trudem, podnosić się do pionu. Obolałe po wysiłku wczorajszego wieczoru mięśnie żarliwie protestowały, lecz mężczyzna dostrzegał to jakby przez mgłę. Pozbawiona snów noc wyciszyła jego umysł, lecz wiedział, że zasłony w końcu opadną i…
I w końcu będę musiał się z tym zmierzyć bez demolowania wszystkiego wokół.
Zacisnął usta w wąską, bladą kreskę. Próbując oddzielić się od myśli, wpatrzył się w dogorywające płomienie w kominku i zaczął mozolnie oczyszczać umysł. Oklumencja przez tak wiele lat była dla niego jedyną ucieczką przed samym sobą i przeczuwał, że ten stan rzeczy nie zamierza ulec zmianie. Chyba już do końca życia będzie odpokutowywał błędy przeszłości.
Jeszcze przez chwilę wpatrywał się nieprzytomnie w płomień, po czym uspokajając się ciężarem różdżki tkwiącej w rękawie, skierował się w stronę kuchni. Póki jego umysł był otumaniony nienaturalnym snem, postanowił wmusić w żołądek jakiekolwiek pożywienie, a później…
Cholera, nie chciał o tym myśleć.
Lodówka była aż nazbyt pełna, więc bez zastanowienia chwycił pierwszy z brzegu słoik. Automatycznie przeszukiwał szafki, wyjmując kolejne produkty, których i tak nie zamierzał użyć. Chciał jedynie zająć czymś spazmatycznie zaciskające się pięści. Powoli rozbudzającym się mózgiem zajmie się później.
Zamarł na sekundę z nożem w dłoni, gdy dobiegające z salonu chrapanie umilkło, zmieniając się w miarowy oddech tak charakterystyczny dla jego brata. Zamierzał się wycofać, słysząc kierujące się w stronę kuchni kroki, jednak powstrzymała go dłoń, która po chwili wylądowała na jego barku.
– Ja to zrobię.
Poczuł, jak Lucas wysuwa nóż z jego ręki, jednak nie podniósł wzroku. Starannie unikając patrzenia na brata, pozwolił się popchnąć w stronę krzeseł, jednak nie usiadł na żadnym z nich. Opierając się biodrem o blat, utkwił martwe spojrzenie w logo The Who nadrukowane na pomiętej koszulce Norwega. Mugolskiej do bólu.
Sam, zwabiony dźwiękami otwieranych szafek, wślizgnął się do kuchni. Spoglądając błagalnie na jasnowłosego mężczyznę, usiadł wyczekująco pod lodówką. W tej chwili jakiekolwiek jej otwarcie skończyłoby się grabieżą, więc doskonale zaznajomiony z tym procesem Lucas zapobiegawczo poczęstował zwierzę pierwszą rzeczą, która nawinęła mu się pod rękę. Dopiero wtedy pies wspaniałomyślnie zgodził się opuścić swoje strategiczne stanowisko i ułożył się u stóp Severusa.
Mężczyzna machinalnie pogładził łeb, który od dłuższej chwili trącał jego dłoń. Napłynęła do niego myśl, że Sam również zachowuje się dzisiaj inaczej. Jest bardziej wyciszony, a jednocześnie niespokojny.
Jak my wszyscy…
Po chwili Lucas postawił przed nim talerz. Nie sądził, by udało mu się cokolwiek przełknąć, jednak czując na sobie wzrok brata, sięgnął po tosta z dżemem. Uniósł spojrzenie, słysząc ciche szuranie odsuwanego krzesła. Norweg usiadł naprzeciw niego i zajął się swoim jedzeniem. Severus podejrzewał, że cisza nie potrwa długo, więc prewencyjnie wcisnął w usta zbyt duży kęs chleba. Nie czuł się na siłach, by prowadzić jakąkolwiek konwersację.
– Nie chcesz rozmawiać – zauważył Lucas.
Mistrz eliksirów zmusił się do przełknięcia tosta, który, niczym kamień, nieprzyjemnie opadł w dół jego przełyku.
– Błyskotliwa uwaga. – Głos Severusa był pusty, jakby recytował uczniom jakąś podstawową recepturę z zakresu eliksirów.
– Co zamierzasz? – zapytał Norweg, ignorując zmęczone spojrzenie, którym obdarzył go Severus.
– Nie wiem. Na początek coś uwarzę, a później zapewne cię zamorduję, jeśli nie przestaniesz zadawać mi pytań.
Lucas milczał. Najwyraźniej on również przeżywał to, co zdarzyło się wczoraj. Severus, zgrzytając zębami, odsunął od siebie tę myśl. Nie chciał o tym pamiętać, jeszcze nie teraz. To było niczym krwawiąca, poszarpana rana, która wciąż pulsuje i boli przy każdym dotknięciu.
Dopiero po dłuższej chwili poczuł się zaniepokojony tą nienaturalną ciszą. Gdy uniósł głowę, ujrzał pobladłą twarz Norwega. Ostatni raz ten charakterystyczny wyraz oczu widział u niego…
Kurwa.
– Wszystko w porządku?
Lucas, jakby wyrwany z transu, drgnął niespokojnie. Przecierając twarz dłońmi, pozwolił jej wrócić do swojego zwykłego, beztroskiego wyrazu.
– Kiedyś te same słowa powiedziałeś Elli – oznajmił po chwili nieco cichszym głosem niż zazwyczaj.
Severus poczuł się, jakby ktoś wymierzył mu policzek. Unikając spojrzenia brata, utkwił wzrok w swoim talerzu. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wyjść z kuchni, z tego domu i już więcej nie zatruwać sobą życia Lucasa. Zdał sobie sprawę, że od dawna nie czuł tak prostego, dziecięcego wstydu.
– Nie chciałem tego. – Severus wiedział, że te słowa to zbyt mało, by uznać je za przeprosiny, jednak tylko to udało mu się wychrypieć przez zaciśnięte gardło. Ciche szuranie krzesła i znów poczuł na barku dłoń swojego brata.
– Wiem. To nie twoja wina. Ani teraz, ani wtedy.
– To…
– Nie – przerwał mu Lucas. – Nie dzisiaj.
Mistrz eliksirów, czując na sobie intensywne spojrzenie brata, zmusił się, by ugryźć kolejny kawałek tosta. 
– Dzisiaj musimy się zastanowić, co możemy zrobić dla Harry’ego. On nie może zostać u Dursley’ów. Wiesz o tym.
Dopiero wtedy Severus zdał sobie sprawę z tego, że wczoraj ten sam dżem musiał zaklęciem usuwać z koszulki Harry’ego. Przełykany właśnie kęs stanął mu w gardle. Ze złością rzucił niedojedzonego tosta na talerz.
– Nie jestem głodny.

  -- 

Dyrektor Hogwartu drobnymi łykami popijał poranną herbatę w swoim gabinecie. Napój był parujący i bardzo słodki, dokładnie taki, jaki lubił. Idealnie komponowałyby się z nim cukrowe ciasteczka, które znalazł ostatnio w pewnej uroczej, mugolskiej kawiarence, jednak wczoraj zużył ostatnią paczkę, a świeża dostawa nadal do niego nie dotarła. Stojąc przed po brzegi wypełnionym słodkościami barkiem, Albus niepewnie sięgnął po pudełko z czekoladowymi piernikami. Tak, to powinno zaspokoić jego podniebienie. Oderwał wieczko, rozkoszując się zapachem cynamonu i nadprogramowych kalorii.
Opadając na miękki, wygodny fotel, pozwolił sobie na pełne zachwytu westchnienie. Na zewnątrz było upalnie, niebo nie skrywało się za najmniejszą nawet chmurką. Przez otwarte okna napływało do niego dźwięczne ćwierkanie ptaków. Czego więcej mógł pragnąć?
Rozkoszując się słodyczą herbaty, wrócił myślami do poprzedniego wieczoru. Odstawił Harry’ego do gorliwie protestujących Dursley’ów, przypominając im jednocześnie, że według papierów są prawnymi opiekunami chłopca. Postanowił również od czasu do czasu składać im wizytę, by upewnić się, że odpowiednio zajmują się dzieckiem.
Liczył na to, że teraz, gdy mieli okazję odczuć brak Harry’ego, wreszcie zaczną się do niego przywiązywać. Chłopiec potrzebował stabilnej rodziny, domu, w którym będzie mógł schronić się przed sławą. Potrzebował kogoś, kto zajmie się nim z czysto rodzicielskich pobudek, nie z poczucia winy i obowiązku względem nieżyjącej przyjaciółki. Albus skubnął kęs piernika zastanawiając się nad zachowaniem swojego Severusa. Był pewien, że względem niego postąpił jak najbardziej właściwie.
Może i Severus wreszcie uspokoiłby sumienie zajmując się synem Potterów, jednak dla Harry’ego to nie byłaby zdrowa relacja. Żadna relacja, której fundamentem jest litość i poczucie winy nie może być zdrowa.
Poza tym, dyrektor już rozstawił pionki na swojej szachownicy i wiedział, że droga, którą chciał obrać Severus, zniszczyłaby w nim to, co przez te lata udało się odbudować Albusowi. A przecież mistrz eliksirów w przyszłości będzie mu niezbędny.
Teraz jednak, gdy wszystko wróciło do porządnego stanu rzeczy, Albus postanowił już więcej się tym nie przejmować. Ochronił Severusa, ochronił Harry’ego. Ochronił uczniów, którzy za miesiąc zapełnią szkolne korytarze. Ochronił ich za cenę, której nie dało się uniknąć. Dla większego dobra, Albus Dumbledore był gotów poświęcić bardzo wiele swoich pionków.

  -- 

Severus długo stał przed drzwiami swojej sypialni z różdżką w dłoni. Ostatecznie jednak wygrało poczucie winy i nie chcąc bardziej niepokoić i tak już zaniepokojonego Lucasa, nie zapieczętował wejścia żadnymi zaklęciami. Zamiast tego oparł się plecami o futrynę i poświęcił parę godzin na to, by za pomocą magii naprawić każdy sprzęt, który zniszczył wczorajszego wieczora. Udało mu się nawet przywrócić przypalone szczątki książek do poprzedniego stanu. Mugolskiej produkcji papier miał do siebie to, że nie chroniły go żadne wydawnicze zaklęcia i bez problemu pozwalał się ponownie scalać.
Gdy skończył usuwać czerwone zacieki ze ściany, zbliżała się pora obiadowa. Rozglądając się wokół, jeszcze raz zlustrował pokój, który wyglądał teraz tak, jakby wczorajsze wydarzenia nie miały miejsca. Przez chwilę miał wrażenie, że drzwi łazienki zaraz się otworzą i wejdzie przez nie Harry w swojej białej piżamie z wizerunkiem szturmowca na przedzie. A później nieśmiało zapyta, czy dziś również może z nim spać.
Severus, opierając się plecami o drzwi łazienki, pozwolił sobie opaść na podłogę. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, znów zacznie wszystko demolować. Ściskając w dłoni różdżkę przywołał do siebie szkatułkę mistrza eliksirów. Już zamierzał wyciągnąć z niej pomniejszony statyw, gdy jego dłoń trafiła na podłużne, rzeźbione pudełko. Otworzył je z wahaniem i wyjął z niego uschniętą różę. Ukrywając ją w swoich dłoniach przed resztą świata, spoglądał na bordowe, ususzone płatki i poskręcane liście. Zaklął cicho. Kwiat był martwy. Martwy niczym Lily i martwy niczym on sam.
Westchnął cicho, chowając różę na powrót do szkatułki. Więc była tam przez cały czas. Nawet nie pamiętał, kiedy włożył ją do pudełka, tuż obok najrzadszych ingerencji. Poczuł ukłucie w sercu na myśl, że przecież miał tyle czasu, by pokazać ją Harry’emu. Chłopiec byłby zachwycony, trzymając w dłoniach coś, co należało do jego matki.
A teraz już nie będzie miał ku temu okazji. Przynajmniej do chwili, w której wstąpi do Hogwartu. Oczywiście, jeśli Dursley’owie prędzej nie zakatują go na śmierć…
Warknął cicho. A wiec to już pora. Zaciskając szczęki aż do bólu, zaczął myśleć o sytuacji, w której się znalazł. Nie wydawała mu się ani odrobinę mniej beznadziejna, niż wczoraj.

  -- 

Harry był przerażony. Zrobił coś bardzo, bardzo złego, okropnego. Wuj z pewnością go zabije, gdy już dorwie go w swoje ręce.
Wciskając się w szparę między kontenerami, drżącymi palcami odrywał kolejne kawałki drożdżowej bułki, które wpychał sobie do ust. Jednak nawet przeżuwając słodkie ciasto solidnie zaprawione marmoladą nie poczuł się lepiej. Klejącymi od lukru dłońmi ścierał z policzków łzy, które nie chciały przestać płynąć.
Nie chciał już więcej widzieć wuja i ciotki. Chciał wrócić do domu. Chciał do swojego profesora. Do Lucasa i do Sama, który był trochę jak pies obronny. Pociągając nosem, przyciągnął kolana do klatki piersiowej. Tak bardzo chciał do domu.

  -- 

Lucas nigdy nie pukał do drzwi. Nie musiał. Severus słyszał jego kroki za każdym razem, gdy ten zbliżał się do pokoju. Mimo tego, mistrz eliksirów nie uniósł głowy nawet wtedy, gdy Norweg z impetem postawił przed nim kubek z kawą.
– Już się obudziłem, nie potrzebuję kawy – głos Severusa był wypruty z jakichkolwiek emocji.
Norweg usiadł obok swojego brata, również opierając się plecami o drzwi.
– Wiem – odparł po chwili. – Musimy porozmawiać.
– Podejrzewam, że w innym wypadku będziesz mnie męczył do skutku.
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę. Severus zaciskał dłonie na kubku, a Lucas obracał w palcach swoją różdżkę. Nie czuł się z nią dobrze, ciążyła mu w ręce. Nawet mimo tych wszystkich lat nauki zaklęć i uroków, nadal nie lubił się nią posługiwać. Zazwyczaj leżała gdzieś na dnie komody, wciśnięta niedbale między swetry a koszule. Dziś jednak nie potrafił się z nią rozstać.
Spojrzał na swojego brata. Jego twarz nadal była zbyt blada, jednak nie nosiła już śladów niezdrowego zmęczenia. W oczach wciąż nie tliło się nic poza cieniem pożogi, zaś sam Severus wyglądał tak, jakby jednego dnia stracił kilkanaście lat życia. Lucasowi przez parę sekund zastanawiał się nad tym, czy znów nie wmusić w niego Eliksiru Słodkiego Snu.
Pomyślał o Harrym. Dzieciak musiał czuć się przerażony. Zdradzony przez ludzi, którym zaufał. A przecież chcieli dla niego jak najlepiej. Wzrok Lucasa padł na uchylone drzwi garderoby, spomiędzy których wystawał skrawek błękitnej koszulki w lokomotywy. To wszystko miało się skończyć zupełnie inaczej.
– Jesteś pewien, że twój przełożony nie zmieni zdania?
Severus parsknął udawanym śmiechem.
– Jeszcze nigdy nie słyszałem, by Dumbledore zmienił swoje zdanie. Jego decyzje są święte i starannie rozplanowane.
– A ty, zabierając Harry’ego od Petunii, zniszczyłeś któryś z jego planów – stwierdził Lucas.
– Niewątpliwie. Zapewne doprowadził do mojego spotkania z Dursley’ami i Harrym, bo widział w tym jakąś pokręconą korzyść. Nie przewidział jednak, że mogę zechcieć odizolować syna Lily od jego opiekunów.
Sam cicho wślizgnął się do sypialni i ułożył koło Norwega. Spoglądając na zamyślonego Severusa, oparł łeb o udo Lucasa.
– Jesteś oklumentą, nie mógł wiedzieć. – Lucas zaczął gładzić bok Sama.
– Oklumencja? Albus w tych bardziej przyziemnych, ludzkich sprawach jest zwyczajnie ślepy. Do tej pory myśli, że chroniłem Lily z poczucia obowiązku.
Norweg rzucił Severusowi badawcze spojrzenie.
– Zamierzasz mu kiedyś powiedzieć?
– To już nie ma znaczenia, ona nie żyje – głos mistrza eliksirów załamał się przy ostatniej sylabie, powodując tym samym poczucie winy u Lucasa.
– Przepraszam. Po prostu zastanawiam się, czy nie da się jakoś z tego wybrnąć.
– Wątpię. Sytuacja jest beznadziejna.
Lucas zgonił z siebie psa, po czym niechętnie podniósł się z podłogi. Severus wyglądał na wyjątkowo zniechęconego, więc zamierzał dać mu trochę czasu na przemyślenie całej sprawy. Sam również go potrzebował. Nawet jeśli nie mogli wyrwać Harry’ego od Dursley’ów, musiał istnieć jakiś sposób, by skontaktować się z malcem i dopytać się o to, czy wszystko z nim porządku.
– Przy odrobinie szczęścia być może uda się nam jakoś dostarczyć Harry’emu choćby krótką wiadomość. Chłopiec powinien poczuć, że nie jest sam, że się o niego martwimy.
– Lucas! – głos brata zatrzymał go w progu.
Gdy odwrócił się w stronę Severusa, ten właśnie nerwowym ruchem podważał ostrzem nożyka dno swojej drewnianej szkatułki. Już po chwili w jego dłoni znalazła się maleńka, kryształowa fiolka, w której skrzył się eliksir w kolorze płynnego złota. Mężczyzna spoglądał na niego z wahaniem.
Felix Felicis, eliksir płynnego szczęścia. Bardzo trudny i czasochłonny przy warzeniu. Uzależniający, jeśli wypije się więcej niż jedną porcję w przeciągu dziesięciolecia. Jednak dopiero wtedy, gdy Lucas przyjrzał się fiolce z bliska, zrozumiał wahanie Severusa. Zdobiła ją etykieta, na której starannymi literami wypisano „Lily”.
– To jest jakieś wyjście – przyznał Lucas, choć ton jego głosu zdradzał niepokój.
Severus przyglądał się trzymanej w dłoni fiolce z czymś na kształt nienawiści w oczach. To faktycznie „było jakieś wyjście”. Od podjęcia decyzji odrzucało go jednak to, że ten właśnie eliksir przygotowywał przed laty z myślą o zapewnieniu bezpieczeństwa Lily i jej małemu synkowi. Miał dać jej go w Halloween. Spóźnił się o kilka godzin.
– Co zamierzasz? – pytanie Lucasa przecięło ciszę.
Severus ponownie spojrzał na złoty eliksir zastanawiając się, dlaczego przez te wszystkie lata go nie zniszczył. Nienawidził tego eliksiru.
Odkorkował fiolkę i powstrzymał się przed rzuceniem nią o ścianę.
– Masz jakiś lepszy pomysł?

  -- 

Nim jeszcze pusta fiolka zdążyła upaść na podłogę, Severus chwycił za ramię Lucasa i z bez słowa wyjaśnienia aportował się wprost pod bramy Hogwartu. Jeszcze nigdy nie był tak bardzo pewien tego, co robi.

31 komentarzy:

  1. Brawo! Notka genialna, dokładnie taka jaką ją lubię najbardziej. Również brawo dla bety. Nie znalazłam żadnych błędów prócz 'Mistrza Eliksirów' z małej litery. Mimo to amator nie wiem czy ten przydomek piszę się z małej czy z dużej litery..
    Co do pytań z początku rozdziału. Nie mam nic przeciwko tym slajdom o ile można je zatrzymać. Lubię je oglądać dopiero wtedy kiedy już przeczytam rozdział. A co do tego imienia., które mieliśmy ci pomóc wybrać. Mi. Zdecydowanie do tego nazwiska pasuje imię to na V. Vivienne . Nie wiem. W każdym razie mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.

    Pozdrawiam zarówno autorkę jak i bete i bete i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rickejszo kochana, dziękuję Ci za miły komentarz :) Co prawda, długo zajęło mi odpowiedzenie, jednak później będę mieć na głowie obronę licencjatu, więc... Lepiej późno niż wcale :)
      Co do tego "mistrza eliksirów", to sama miałam wątpliwości. Poszperałam jednak w Internecie i trafiłam na to: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/mistrz-eliksirow;12631.html
      Pozdrawiam :)
      PS: Będzie Vivienne!

      Usuń
  2. Hejo ponownie kochana Intro^^
    Cieszę się, że miałam swój udział w poprawieniu humoru :)

    W tym połączeniu imienia z nazwiskiem Lynette brzmi bardzo ciekawie. Vivianne mi jeszcze też najbardziej pasuje. Ale ja mam dziwny gust do imion, więc proszę się za mocno nie sugerować ;)
    Co do pokazu slajdów, spokojny i powolny nie będzie mi przeszkadzał, zwłaszcza, że dodany w menu, będzie się przewijał, więc nie zagości jakoś długo na ekranie :)

    Zaczytana, herb bardzo mi się podoba, sama chętnie i godnie bym go nosiła :D Aż mnie korci by odnaleźć własne ołówki i starać się dorównać, jednak niestety krótka doba mi trochę nie pozwala.

    Na koniec dodam tylko, że bardzo się cieszę, że mogłam przyczynić się do poprawy jakości i tak świetnego tekstu. Ponurego i nieco wręcz przytłaczającego, ale nieustannie wspaniale trzymającego się swojego klimatu, realności i prawdziwości życia, a także nas w napięciu. Z taką autorką nie mogło być inaczej, a betowanie dla Intro, która właściwie sama się doskonale poprawia, to czysta przyjemność :D
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział na mailu ;P

    Pozdrowionka dla wszystkich :D
    Wasza chaotyczna Erel ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erel kochana, zabijesz mnie, zabijesz jak nic! Błagam o miłosierdzie i wysyłam Ci kolejny rozdział na maila :) Mam nadzieję, że mnie nie ukamienujesz :)
      Powiem Ci, że kiedy tak pisałam, imię Vivienne jakoś tak samo mi się nasuwało, więc postanowiłam se zostawić. Liczę, że będzie pasowało do stworzonej przeze mnie postaci.
      Jeszcze raz dziękuję za pomoc, moja droga i z całego serca przepraszam, że kolejny rozdział wysyłam Ci dopiero teraz :) A mówili, że na ostatnim roku będzie najspokojniej...
      Trzymaj się cieplutko i błagam, nie zabijaj :)

      Usuń
  3. Erel, Zaczytana, no i oczywiście Intro, świetna robota!

    Zacznę od rozdziału. Smutno, Dumbledore chce dobrze ale ta jego arogancja mnie denerwuje. Jest ślepy na uczucia...

    Powrót do zeschniętej róży bardzo mnie ucieszył :) Tak samo jak wątek z eliksirem, to bardzo ciekawe :D Lucas, Severus i Harry to kupka nieszczęścia, nawet Sam chyba był przygnębiony.

    Wracając do ogłoszeń parafialnych, Erel, świetna robota! Zbetowane super, błędów nie widać :)

    Zaczytana, kocham cię! Poprostu cię kocham, ja i opiekun Slytherinu kłaniamy się w podzięce i podziwie za ten herb :D

    No, i Intro... najpierw, dzięki za zaliczenie mnie do twojej Trójcy ;) Cieplutko mi na serduchu :D Jak zwykle niezawodna, rozdział cudny jak zawsze a autorka potrafi przekazać to co chce, i robi to idealnie. Oby tak dalej!

    Trzymajcie się wszyscy, i róbcie tutaj fanarty :D

    Ach, Sam. Niestety nie wiem czy go skończę, bo... gdzieś mi wsiąkł. Mam nawet teorię, że to Sam zjadł swoją kartkę. Nietoperki można kiedyś pokazać dla ogólnego ubawu, a co :D

    Z podrowieniami, jak zawsze wasza,

    ~Ślizgonka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślizgonko droga, nietoperki się pojawią, albowiem urocze są! O! Na tyle urocze, że odtworzyłam i jednak zawiesiłam nad łóżkiem... Ale to już tak swoją drogą...
      Cieszę się, że rozdział Ci się podobał, mimo tego, że jest raczej depresyjny :) Miałam spore wątpliwości co do pierwszej części, bo choć z założenia miała być inna, zimna i nieprzyjemna, to chyba nieco mnie w tym poniosło. Ale cóż, Twoje słowa znaczą dla mnie więcej niż... Tysiąc słów? Eee... Chyba mi to nie wyszło... Durne reklamy rafaello...
      Cóż, pozdrawiam serdecznie i egoistycznie życze ci więcej fanartów :D

      Usuń
  4. Kochana Intro,

    Rozdział cudowny! Prawdopodobnie już to mówiłam, trudno najwyżej się powtórzę - uwielbiam sposób, w jaki wypełniasz słowa emocjami. Masz do tego naprawdę przeogromny talent :-).

    Co do samej treści, świetnie oddałaś reakcje bohaterów. Załamany Severus, przepełniony strachem o brata Lucas, niespokojny Sam, tęskniący i przerażony Harry, pełen pewności swoich decyzji, obojętny Dumbledore. Każdy z nich wyszedł Ci bardzo przekonująco i prawdziwie. Najbardziej wzruszył mnie Harry. To przecież jeszcze dziecko, małe i sponiewierane, wyrwane niespodziewanie z pierwszego miejsca, które nazwało domem. Podobała mi się scena z Albusem. Szczególnie przypadło mi do gustu to jego poświęcanie pionków dla większego dobra. Dumledore o trudna do odwzorowania postać. Wiele autotów naciąga jego charakter - robią z niego idiotę lub Największe Zło. Tobie udało się zachować umiar, gratuluję. Przede wszystkim pokazłaś to, że on naprawdę wierzy w to, że robi dobrze, uwiarygodniłaś jego postać. Urzekł mnie również moment z Severusem wyjmującego fiolkę Felix Felicis z kuferka, tak samo jak zeschnięta róża.

    Mam nieodparte wrażenie, że od następnego rozdziału akcja ruszy z kopyta. Nowa postać, Eliksir Szczęścia - będzie się działo!

    Jak reszta Złotej Trójcy :-D dołącze swoje ogłoszenia parafialne:

    Przede wszystkim, Intro, gratuluję znalezienia bety. Teraz rozdziały będą jeszcze lepsze (o ile to w ogóle możliwe). Świetną ksywkę wymiśliłaś, czuję się członkiem bardzo elitarnego stowarzyszenia :D. Co do imion, według mnie Noel odpada, jest zbyt bezosobowe. Jestem sceptyczna także wobec Vivienne (przeczytałam kiedyś książkę, w której występowała bohaterka o tym imieniu i teraz naprawdę źle mi się kojarzy). Mój głos oddaję na Lynette, chociaż Marlene też byłoby w porządku ;-). Myślę, że taka prezentacja to całkiem dobry pomysł. Jeśli nie bylaby zbyt szybka, to jestem na tak :-).

    Erel, zostałaś naszym Wybrańcem ;-). Świetnie poprawiłaś rozdział. Znalazłam tylko kilka drobnych błędów - powinno być Mistrz Eliksirów, Petunii i mam zastrzeżenie wobec wyrażenia "pamiętny wydarzeń...", zmianiłabym tego pamiętnego jakoś mi nie pasuje. Miło mi, że podoba Ci się mój herb. Skoro ciągnie Cię do rysowania, to chwytaj ołówek :D.

    Ślizgonko, też bardzo Cię lubię :D. I czekam z niecierpliwoscią na Twojego Sama (jestem pewna, że nie zjadł Twojego rysunku, to taki dobry pies, stawiałabym raczej na jakiegoś wrednego ryba), chętnie zobaczyłabym również nietoperki :D.

    Pozdrawiam gorąco, żebyście rozgrzali się w ten mróz,
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej jestem zaszczycona przynależnością do tego ekskluzywnego klubu, ale wzmianka o Wybrańcu nieco mnie niepokoi ;) Żebym przypadkiem nie pożałowała tej zaszczytnej funkcji niczym Harry :P
      Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, o którym wie już Intro, sprawdzałam to w przerwach od Rzeczy Koniecznych I Niezbędnych Na Uczelnię :P
      Drobne zastrzeżenie do "pamiętnego wydarzeń" sama miałam, ale jako takie jest niby poprawne, tylko trochę dziwnie brzmi. Ale uwzględnię takie odczucia w przyszłości. Mistrz Eliksirów... tu w sumie racja, ale muszę przywyknąć, za bardzo kojarzy mi się to z naszymi tytułami naukowymi, których nie piszemy wielkimi literami i chętnie pokłóciłabym się z kimś dlaczego z Mistrzem ma tak być :P Co się tyczy Petunii, zwyczajnie jej nie zauważyłam xD Chyba podświadomie stwierdzam, że wujostwo Harry'ego zasługuje na błędy w pisowni ;)
      A ołówki zaczekają do ferii jeszcze, choć nie mam pojęcia, czy będzie to coś tematycznego do przesłania, ku uciesze tłumów ;P

      Usuń
    2. Nie martw się, Erel, jestem pewna, że jak Harry pokonasz Lorda Voldemorta, tym razem atakującego za pomocą błędów ;-). Mówisz, że sprawdzałaś rozdział "na szybko"? W tym momencie zyskujesz moje podwójne uznanie, wiem, jakie to trudne, sama kiedyś sprawdzałam esej przyjaciółki dosłownie na parę minut przed oddaniem i łatwo nie było... W takim razie wszystkie błędy wybaczam i jeszcze raz gratuluję :D.
      No to czekam do ferii... I trzymam za słowo :D
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. *wygląda nieśmiało zza ogromnej kurtyny, powoli wchodzi na scenę i chrząka* Ja ten... tego... *bierze głęboki oddech* Postanowiłam przerwać zmowę milczenia, wyjść przed szereg i postawić pytanie: "Żyjesz?!". Proszę, nie bij! Ja na rozdział poczekam z przyjemnością, ale byłabym wdzięczna za jakiś znak życia (chmura w kształcie Twojej głowy czy jakieś znaki dymne miłe widziane). Mam nadzieję, że trzymasz się jakoś, bo z Twojej nieobecności wnioskuję, że robota Cię przygniotła. Pozdrawiam Cię serdecznie, droga Intro, i mam nadzieję, że dasz radę wygrzebać się spod papierków, trzymam za Ciebię kciuki! *pośpiesznie ucieka z powrotem za kurtynę cudem unikając przedmiotów rzucanych przez publiczność*

      Usuń
    4. *ciągnie nieśmiało Zaczytaną zza kurtyny*

      Nienienienie, ja nie zapomniałam, ale pospieszać nie chciałam! O, nawet rymuję. Łączę się solidarnie z lekko spłoszoną Zaczytaną, która mądrze prawi. Daj nam znak życia, nawet nie w postaci rozdziału. Jeden, mały komentarzyk? :D Zaczytana, tworzymy małą koalicję. Trzymaj się Intro i pokaż nam, że jednak jeszcze żyjesz :) Pewnie rzeczywiście przytłacza cię praca i tak dalej, ale uspokój nas! Trzymajcie się :)

      Usuń
    5. Nie wierzę, ale wyrobiłam się do jedenastego. Uroczyście oddałam dziś indeks do dziekanatu i dziękuję wszystkiemu na tym świecie za to, że nie muszę płacić za przedłużenie sesji (kto wpadł na pomysł, że brak dwóch wpisów jest równy wpłaceniu siedmiuset złotych na konto uczelni?!) I pomyśleć, że jeden dzień nieobecności na zajęciach odpłaci mi się czymś takim... Nie wspominając o cudownej pani profesor, która postanowiła sobie wyjechać na dwa miesiące do Kanady i pozostawić kilka osób bez wpisów. Żeby choć durna baba odpowiadała na telefony, maile, sowy...
      Teraz biorę jakiś tydzień wolnego, po którym biorę się za kolejny rozdział i za odpowiadanie na wszystkie komentarze. Mam nadzieję, że mnie nie zamordujecie :]
      PS: Chodźcie na zajęcia. Na prawdę, jedna nieobecność może w skrajnych przypadkach kosztować nawet siedemset złotych i kępy wyrywanych w beznadziei włosów. Co zresztą widać po kiepskiej kondycji ostatniego rozdziału, kiedy po nocach czatowałam ze znajomymi na zmianę przy telefonie, czekając na jakikolwiek odzew ze strony DURNEJ pani profesor.
      Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie...

      Usuń
    6. No dobra, wybaczam. Ale to tylko dlatego że tak dobrze piszesz ;-) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, ciekawie się zapowiada...

      PS Och, Boże, jak ja cię, niestety, dobrze rozumiem. Jedna z moich profesorek w tym tygodniu wyjechała na Erazmusa (do Francji lub Szwecji, już się zdążyłam pogubić) i niby nic, mam w czasie jej zajęć okienka. Byłabym nawet zadowolona, zwłaszcza że za nią nie przepadam, tylko że w międzyczasie wynikła BARDZO WAŻNA sprawa wymagająca rozwiązania do poniedziałku (kiedy dopiero szanowna nauczycielka wraca), a że kontaktu nie mam z nią żadnego, to latałam po całym budynku jak głupia, szukając jakieś dobrej duszy, która by mi pomogła ;_; Na całe szczęście, udało się to jakoś załatwić (taką przynajmniej mam nadzieję, dokładne informacje dostanę dopiero jutro i liczę, że moja dobra dusza nie stwierdziła, iż ma mnie w głębokim poważaniu), więc nie martw się, poradzisz sobie.
      Pozdrawiam i życzę duuuuuużo cierpliwości w próbach kontaktu z profesorką :)

      Usuń
    7. Pst, Zaczytana! No muszę jeszcze raz pochwalić Twój herb :) Jak ja bym chciała coś w części potrafić tak rysować...

      Usuń
  5. Notka genialna. Taką ją sobie właśnie wyobrażałam. I na koniec ten eliksir...Lily. Wisienka na torcie.
    Art nie jest z najwyższej półki, ale do brzydkich też nie należy. Patrząc na to co można znaleźć w internecie daję mu miejsce w rubryce powyżej oczekiwań.
    A i jeszce odpowiedzi na pytanka.
    Slajdy w żaden sposób mi nie przeszkodzą w czytaniu.
    Imię to n V Vivianne (czy jakoś tak).
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wildi, niezmiernie się raduję, że notka Ci się podobała :) Mam nadzieję, że kolejną również nie pogardzisz :)
      Hmmm, muszę pokombinować coś z tymi slajdami. Dostałam tyle wspaniałych fanartów, że należy im się jakieś ukoronowanie. Muszę tylko wymyślić jakiś pokaz slajdów, który nie będzie przeszkadzał w czytaniu. Osobiście sama na wstępie porzuciłam parę na prawdę świetnych blogów tylko dlatego, że miały tekst nieskromnie okraszony gifami. No nie potrafię się skupić na lekturze, gdy coś mi miga na ekranie...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy tylko weszłam na bloga i zaczęłam czytać, poczułam jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim w głowę. Później przyszła pora na pytania: Co się dzieje? O co chodzi? Gdzie jest Intro? Takie było moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu początku pierwszego akapitu. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie poszłaś i komu zleciłaś napisanie tego akapitu, a to dlatego, że jego okropną anormalność można wyjaśnić tylko i wyłącznie innym autorem. Różnica między twoim zwyczajowym stylem, a stylem pierwszego akapitu jest tak ogromna jak między dobrem i złem. Myślałam, że nic gorszego mnie spotkać nie może, ale wtedy doszłam do pierwszej rozmowy Severusa i Lucasa... która była tak sztuczna. Tak cholernie dziwaczna, że miałam wrażenie, iż oglądam jakąś tanią telenowelę. Już zaczęłam powoli tracić nadzieję. Kolejny akapit o Albusie bynajmniej nie pomógł mi się pozbierać. Na szczęście jednak gdzieś w trzecim akapicie wreszcie udało ci się powrócić i resztę tekstu czytało mi się już o wiele przyjemniej niż początek, a to dlatego, że tekst znów stał się twój. Znów odnalazłam w nim duszę Intro, której pisaninę tak uwielbiam. W związku z ta nagłą zmianą zaczęłam się zastanawiać, czy dwa pierwsze akapity specjalnie napisałaś inaczej? Czy to miał być jakiś zabieg twórczy, który miał sprawić, że czytelnicy poczują się wybici z równowagi? Czy może coś jeszcze innego? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Po prostu nie rób tego więcej, bo oszaleję. Historia jest niczym bez autora, więc gdy autor nagle postanawia sobie zniknąć z tekstu, to jest cholernie przerażające!

    Teraz przejdę do meritum i powiem, co mi się tak strasznie nie podoba w tych pierwszych dwóch akapitach. Przede wszystkim nadmierne zmechanizowanie. Zbytnie skupienie się na tym, jakie czynności zostały wykonane. To niemal wyglądało jakbyś niedawno miała powtórzenie z passive voice i tak jakoś przypadkiem przełożyłaś to na swój tekst. Aż mnie ciarki przeszły. Jednak to nie wszystko. Najbardziej denerwujące było nadużywanie "swoje" "swojego" i innych odmian tego słowa. Teraz już wiem, czemu moi wykładowcy tak się ich czepiają i tak usilnie je podkreślają w każdym moim tekście. Bo to cholernie boli w oczy! I w mózg! Z tego, co pamiętam, nie powinno się używać tych słów, gdy mówimy o rzeczach oczywistych, a ty niestety wcisnęłaś je w kilku takich miejscach. Np., gdy mówiłaś o Snape'owskich rysach twarzy Lucasa. Chociaż to jeszcze można przeżyć. Gorzej było w przypadku misek i płaszcza, a najgorzej w przypadku głowy i oczu. Po prostu zbyt wiele tych określników. Zdania brzmiałyby sto razy lepiej bez podkreśleń tego typu. One są tam po prostu niepotrzebne.

    Chciałabym, żeby to było już wszystko, ale muszę niestety wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. A mianowicie o koszmarnym zdaniu, które mnie zamordowało w chwili, gdy je przeczytałam. Oto cytat: "W tej chwili jakiekolwiek jej otwarcie skończyłoby się grabieżą, więc doskonale zaznajomiony z tym procesem Lucas zapobiegawczo poczęstował zwierzę pierwszą rzeczą, która nawinęła mu się pod rękę."

    ...

    Za dużo. Nie dość, że "grabież" to jeszcze "proces" i "zapobiegawczo". Nie chcę wiedzieć. Naprawdę nie chcę wiedzieć, po co tak to opisałaś. Dlaczego postawiłaś na analizę sytuacji zamiast na zwyczajny opis. Nie wiem. Nie wiem. To jest zbyt przerażające.

    Wiem, że dzisiaj jestem trochę ostra, ale po prostu tak mnie ugodziłaś tymi akapitami prosto w serce, że nie mogę się uspokoić. Bo po prostu nie chcę nigdy więcej widzieć, jak osoba, której pisaninę lubię, nagle zmienia wszystko w swoim stylu pisarskim bez wyraźnego powodu. Dlatego proszę cię, już nigdy więcej mnie tak nie strasz. Nigdy więcej nie porzucaj swojej duszy dla jakichś poronionych eksperymentów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz przejdę do o wiele przyjemniejszej części. Bardzo mi się podobała ta część opowiadania po akapicie z Albusem. Rozmowa Severusa i Lucasa była bardziej naturalna i wreszcie czuło się, że ma się do czynienia z sytuacją, z której ktoś szuka wyjścia. Najbardziej jednak podobał mi się pomysł z Felix Felicis. Jeżeli coś ma im pomóc uratować Harry'ego to jest to właśnie ten eliksir. I lepiej, żeby Albus nie próbował wątpić w słowa wypowiadane pod wpływem tego eliksiru. Nieważne, że po jego wypiciu czarodzieje zachowują się tak jakby byli naćpani, bo przynajmniej są znacznie bardziej świadomi tego, co robią.

    Co się tyczy Harry'ego to cieszę się, że pokazałaś żadnej sceny z Vernonem każącym Harry'ego za ucieczkę, bo tego bym raczej już nie przeżyła. To byłoby już zbyt wiele dla mojego miękkiego serca. O wiele lepiej prezentuje się cała sytuacja, gdy mamy do czynienia z obrazem Harry'ego chowającego się z bułką słodką między śmietnikami. Taki wysublimowany dramatyzm ci się tutaj wkradł. Delikatny, a jednocześnie przejmujący i w dobrym smaku. Podoba mi się :)

    Jeszcze kilka słów o Albusie. Akapit o nim jest dziwny, bardzo dziwny. Jakby był tym kolesiem od Fabryki Czekolady. Jednak pomimo tej dziwności ten akapit w jakiś dziwaczny sposób do niego pasuje. Wręcz sugeruje, że Dumbledore w życiu robi tylko dwie rzeczy: planuje ludziom życie i obżera się słodyczami. Więc nawet jeżeli ten akapit napawa mnie jakimś chorym przerażeniem, to w gruncie rzeczy uważam, że to idealny sposób na podkreślenie dziwaczności dyrektora. I przy okazji jego idiotyzmu. No serio? Jaki normalny człowiek odstawia dziecko do PROTESTUJĄCYCH opiekunów, a potem wmawia sobie, że "teraz na pewno się do niego przywiążą". Ta! Chyba przywiążą go do kamienia i utopią w stawie! Merlinie! Czy ten człowiek może jeszcze bardziej przekroczyć granicę głupoty? Bo mnie się wydaje, że on już jest jakieś 1000km od niej i to po niewłaściwej stronie barykady!

    Ugh! Sczeźnij Albusie Persivalu Wulfryku Brianie DUMBLEDORE!

    Na koniec pozaznaczam ci jeszcze błędy, dobrze?

    Ach i nie bierz do siebie mojej początkowej krytyki. Reszta tekstu naprawdę trzyma poziom, a to że początek jest... dziwny. No cóż. Trudno. Albo to było celowe zagranie albo pech. Jedno z tych dwóch.
    --------
    Poprawki:
    - "zdawał się być" z tego co wiem to wyrażenie jest niepoprawne, mimo iż wszyscy go teraz używają. Jest dość modne, ale i tak nie powinno się go używać. Wystarczy wykreślić "być" i będzie ok.
    - "każdy jeden" wystarczy po prostu "każdy sprzęt".
    - "swoją szkatułkę mistrza eliksirów" za dużo. Albo postaw na "swoją szkatułkę" albo na "szkatułkę mistrza eliksirów". Jedno z dwóch.
    - "pamiętny wczorajszego dnia" naprawdę dużo tych archaizmów wcisnęłaś do tego pierwszego akapitu. Nie wiem. Wydaje mi się, że nie powinnaś ich tak nadużywać.
    - "prewencyjnie wcisnął w usta kęs chleba" na serio przesadzasz z tymi dziwnymi synonimami. Siłą rzeczy wyobraziłam sobie tutaj mini policjanta, wciskającego jedzenie do ust Snape'a.
    - "Truskawkowy dżem rozlał się w jego ustach." to zdanie jest niepotrzebne.
    - "dobiegała pora obiadowa" pory obiadowe nie biegają, więc lepiej napisać, że zbliżała się.
    - "nie posiadała już śladów niezdrowego zmęczenia" nie jestem pewna, czy "nie nosiła" nie byłoby bardziej poprawne.

    OdpowiedzUsuń

  9. Zauważyłam też, że skaczesz strasznie między opisem narratora trzecioosobowego, a narratorem, który przedstawia wszystko z perspektywy Severusa. Np. tutaj bardzo to widać: "Buczenie zamrażalnika i cichy oddech Lucasa zdawały się być jedynie przedłużeniem tej niespokojnej ciszy. Jej macki, niczym pajęcze odnóża, oplotły jego samego, mimowolnie zwalniając jego oddech do minimum". Pierwsze zdanie brzmi tak, jakby to była narracja z perspektywy Snape'a. Drugie natomiast wygląda na opinię narratora niezależnego, który nie utożsamia się ze Snapem. Jest jeszcze kilka podobnych przeskoków w całym tekście, lecz i tak najbardziej widoczne są one w tych dwóch pierwszych akapitach, gdzie zastosowałaś tą stronę bierną.

    Czekam na następny rozdział! :)

    PS. Nie gniewaj się na mnie.
    PS2. Ograniczenie znaków w komentarzu mnie zamordowało! T_T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gniewam, powiem wręcz, że cieszy mnie, że ktoś włożył tyle wysiłku w analizę mojego tekstu :) Dobrze mieć wymagających czytelników, dzięki ich uwagom twórczość staje się lepsza :)
      Co do pierwszej części tekstu, masz rację, miała być inna, skupiona raczej na czynności, niż na bohaterze. Jednak, owszem, również odnoszę wrażenie, że przedobrzyłam :) Miało być obco, a wyszło jak zawsze :D
      W każdym razie, dziękuję za wytknięcie błędów i obiecuję poprawę.
      Pozdrawiam ciepło i proszę o wybaczenie, że nie piszę równie długiej odpowiedzi :D
      PS: Postaram się nieco ograniczyć poziom naćpania Severusa, ale niczego nie obiecuję :D

      Usuń
  10. Ten rozdział przypomniał mi o czymś: kiedyś zastanawiałam się, czemu Snape nie użył Felix Felicis, by skopać Huncwotów i uwieść Lily. W tym tekście został bardzo ciekawie użyty. Druga sprawa: zauważyłam błąd, który pewnie wcześniej też się pojawiał, ale wcześniej nie zwróciłam uwagi. "Dursleyów" odmienia się bez apostrofu. Patrzyłam w pierwszej części i tak faktycznie jest. Poza tym, ten Dumbledore coraz mniej mi się podoba :D sama tłumaczę opowiadanie tego typu, tyle że w nim Minerwa dobra też nie jest, to taki drugi, trochę lepszy Albus.
    Czytałam Twój post o śmierci Rickmana :/ ja się dowiedziałam na zajęciach, w trochę podobny sposób. Pani profesor pytała kolegę i długo oczekiwała odpowiedzi. Siedziałam z przodu i było bardzo cicho w sali. Nagle koleżanka z tyłu wykrzykuje "Rickman nie żyje" i wszyscy się na nią gapią o.O a dwa tygodnie przed jego śmiercią śniło mi się, że prosiłam go o autograf...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że tłumaczysz opowiadanie. A link dałoby się uzyskać?

      Usuń
    2. Sadako kochana, przychylam się do prośby Wildi, podziel się z nami tłumaczeniem :) Potterowskich opowiadań nigdy dość!
      "Dursleyów" bez apostrofu? No to mnie zdziwiłaś... Kurczę, muszę poszperać w Internecie :)
      Trzymaj się, moja droga i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  11. Trafiłam na tego bloga już dawno, byłam wtedy zapatrzona w severitusy i jeszcze nie trafiłam na żadne forum literackie. Przeczytałam wszystko, co znalazłam i wróciłam do czytania mojej ukochanej Trylogii Enahmy. Teraz skończyły mi się utwory na jako takim poziomie, w związku z czym odgrzebałam z pamięci "Bezdomnych" i pochłonęłam niemal jednym tchem.
    Odnalezione:
    1 błąd merytoryczny (niezdrowa opalenizna -> zdrowy odcień skóry), nie mogę tego teraz znaleźć, ale jest
    Nadużywanie niektórych zwrotów m.in. niezdrowy...
    Porzucone parę przecinków, kilka też zjedzonych.
    No i chyba tyle.
    Całość świetna, naprawdę.
    Jako osoba niezdolna do pisania pozytywnych komentarzy dodam jeszcze, że z utęsknieniem oczekuję kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam
    Mar
    P. S. Przepraszam za ew. błędy, piszę z telefonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło jakby ten fanfick nie był na poziomie...
      Moja głupota dobija. Chodziło o to, że na forach nic znaleźć nie mogłam.

      Usuń
    2. A i jeszcze jedno; ten tekst, z tego co na razie widzę, nie kwalifikuje się do severitusów. Opowiadania w których SS jest opiekunem, a nie biologicznym ojcem Harry'ego nazywamy sevitusami.

      Usuń
    3. Mar kochana, witam w gronie komentujących. Kolejna zabłąkana duszyczka, która niezmiernie raduje moje serce :)
      Prawdę powiedziawszy, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nadużywam słowa "niezdrowy". Pewnie gdyby poszperać, znalazłoby się jeszcze sporo takich kwiatków :)
      Pozdrawiam!
      PS: Mam nadzieję, że obcuję z osobą obeznaną, więc mam nadzieję, że uda mi się zaspokoić również Twoje gusta :)
      PPS: W "Bezdomnych" Severus nie jest biologicznym ojcem Harry'ego. Nie zdradzę dalszych szczegółów, ale wszystko rozjaśniać się będzie w kolejnych rozdziałach :)

      Usuń
  12. Pochłonęłam to opowiadanie niczym gąbka wodę i chcę więcej dużo więcej. W przeciągu całej lektury która mnie w jakiś sposób oczarowała. Severus jako opiekun dziecka, ta jego niepewność, brak doświadczenia z dziećmi to wszystko sprawiło że stworzyłaś cholernie realistyczną historię bez odbierania Severusowi swojej severusowości.
    Czytałam wiele opowiadań ff o Harrym Potterze i nie sądziłam że przez zupełny przypadek trafię na taką perełkę wśród śmieci. Chcę więcej i obiecuje że następny komentarz nie będzie taki marny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Dominiko, cieszę się, że jednak trafiłaś na "Bezdomnych" :) Może zdradzisz mi, jak znalazłaś mój blog? Ciekawi mnie, w jaki sposób ludzie do mnie trafiają...
      Cieszę się, że tak podoba Ci się "moje pisanie" :) Bardzo zależało mi na tym, żeby mój Severus został książkowym Severusem i serce mi rośnie, gdy ludzie zwracają na to uwagę i... I to jest dobre. Bardzo dobre, że udało mi się trafić w gusta tak wielu różnych osób :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłej lektury :)

      Usuń
    2. Snape jest dokładnie taki jak być powinien :) a jak trafiłam na Twojego bloga no cóż zapewne poprzez te wszystkie rejestry blogów , których jest całe mnóstwo w blogosferze, więc to był szczęśliwy przypadek , że tutaj trafiłam :)

      Usuń