I znów wrzucam notkę w nocy. Jeszcze trochę pociągnę w takim
trybie życia, a zacznę pohukiwać i po północy kołować nad okolicą w
poszukiwaniu gryzoni.
Tym razem obiecana miniaturka w klimacie „Bezdomnych”,
jednak nie będąca ani ich częścią, ani też kontynuacją. Mam nadzieję, że
przypadną wam te moje wypociny pisane w rytm piosenek, które widnieją na playliście
u góry. Ach, wyznanie na końcu tekstu zainspirowane jest jedną z piękniejszych
książek dla dzieci, czyli „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” autorstwa Sama McBratney'a.
Jeśli ktoś ma w rodzinie chochliki, jest to moim zdaniem lektura obowiązkowa.
Musze przyznać, że miło widzieć aż tyle wejść na bloga,
który istnieje przecież od niedawna. Prawdę powiedziawszy, lubię pisać pod
publikę, to daje wspaniałą motywację do kontynuowania tekstów i szukania
sposobów na wybrnięcie z fabuły, z którą w innym przypadku dałabym sobie
spokój. Widząc taką liczbę wyświetleń, nie sposób nie kontynuować tego, co się
zaczęło. Cieszy mnie to, że tylu osobom zwyczajnie „się chce” czytać to, co
tutaj w bólach mi się rodzi, że tak odrobinę obrzydliwie się wyrażę. Wiem, że mój
styl przesadnie dobry nie jest, więc tym bardziej jestem Wam za do wdzięczna.
Cóż, nadszedł więc czas. W te święta życzę Wam tego, co najlepsze.
Życzę zdrowia, bo bez niego ciężko żyć. Życzę miłości, bo bez niej życie jest
puste. Życzę wypowiedzenie wszystkich ważnych słów tym, których kochacie, bo
bez tego w życiu czegoś brakuje. Życzę wielu szczęśliwych chwil, bo bez nich
życie nie ma smaku. Życzę spokoju, bo bez niego nawet najpiękniejszym życiem
nie mamy czasu się zachwycić. I w końcu życzę wam tego, by Wasze życie było
warte tego, by żyć.
klik |
.......................................................................................................................................
Kuchnia pani Weasley
Molly Weasley biegała po kuchni we
wszystkich możliwych kierunkach. Każda szafka została opróżniona, książka kucharska
otwarta, zaś produkty spożywcze i rondle wirowały w chaotycznym tańcu pod
sufitem.
W rogu kuchni ktoś postawił ogromną
po sufit, rozłożystą choinkę. Drzewo uginało się pod ciężarem ozdób – starych,
ręcznie malowanych bombek, czerwonych jabłek i tysiąca cukrowych lasek.
Kolorowe, papierowe łańcuchy, które wydłużały się wraz z każdym kolejnym
dzieckiem państwa Weasley’ów okrążały świerk kilka razy. Z pewnością dziełem
bliźniaków były złorzeczące i szamoczące się gnomy przywiązane czerwonymi
wstążkami do gałęzi. Między igłami płonęły białe, woskowe świeczki, po których
girlandami spływał wosk. Na samym czubku choinki siedział poczyniony przez
Ginny niezwykle koślawy i barwny mikołaj. Ktoś rzucił na niego niewprawne
zaklęcie, przez które figurka na okrągło wyła „Holly Jolly Christmas”.
Stos prezentów pod choinką był
imponujący. Świadczył o tym, że państwo Weasley’owie gromadzili podarki już od
stycznia. Choć każda paczka została owinięta starym i wielokrotnie już
rozrywanym papierem, lecz zatrważająca ilość wynagradzała jakość.
Najmłodsza, czteroletnia pociecha
państwa Weasley’ów wraz z jej starszym bratem, Percym, szykowała nakrycia do
wieczerzy wigilijnej. Rozsiadła się po turecku na środku stołu i z przejęciem
widocznym na twarzy rozkładała sztuczce wokół talerzy. Rozkładała w zupełnie
przypadkowej kolejności, ku konsternacji Percy’ego, który biegał wokół niej z
dłońmi pełnymi widelców i łyżek i rozpaczliwie próbował ratować unoszące się w powietrzu
talerze przed matką i siostrą.
W wiekowym, murowanym piecu
wesoło trzaskał ogień. Trzaskał na tyle radośnie, że gdyby nie godna podziwu
podzielność uwagi pani Weasley, która w ostatniej chwili zatrzasnęła drzwiczki,
z pewnością w domu paliłaby się teraz nie tylko choinka.
Kredens został otwarty i właśnie
jeden ze zbiegłych z choinki gnomów rozsypywał po podłodze skradzioną z niego
mąkę.
– Fred, George! – wrzask pani
Weasley mógłby ogłuszyć każdego w promieniu kilku mil.– W tej chwili macie zająć
się waszymi gnomami! Zaraz rozniosą mi kuchnię!
Odpowiedź nadeszła zza okna i
jednogłośnie stwierdziła, że „Zaraz!”.
– Teraz! – odkrzyknęła pani
Weasley i otworzyła okno, by się przez nie wychylić.
Do rozgrzanej kuchni wtargnęło
mroźne, grudniowe powietrze, a wraz z nim białe płatki śniegu, które topniały,
nim zdążyły gdziekolwiek opaść. Krzyki dobiegające z podwórka świadczyły o tym,
że bitwa na śnieżki jest przednia i nie należy jej przerywać dla pogoni za
jakimkolwiek zbiegłym z choinki gnomem.
– Powiedziałam: „teraz”! –
wrzasnęła pani Weasley.
– No już, już! – rozległa się
odpowiedź. – Czy nie możemy choć…
– Mamo, mamo! – radosny okrzyk
Rona zagłuszył marudzenie bliźniaków. – To już! Mamo, pierwsza gwiazdka na
niebie!
Pani Weasley westchnęła, po
ogarnęła kuchnię szybkim spojrzeniem. Wszystkie potrawy były już gotowe, zaś
stół względnie nakryty, lecz w pomieszczeniu panował niesamowity rozgardiasz,
zaś wszelakie patelnie, rondle i chochle nadal harcowały pod sufitem.
Wystarczyło szybkie machnięcie różdżką, by zagonić je na swoje miejsca, zaś
miotłę zmusić do ekspresowego zamiatania podłogi. Ścierki posłusznie polerowały
blaty, podczas gdy szuflady kolejno zamykały się z trzaskiem.
Pani Weasley otworzyła szerzej
okno i wychyliła się na zewnątrz.
– Chłopcy, kolacja! – krzyknęła w
przestrzeń.
Ginny zaczęła podskakiwać na
stole.
– Kolacja, świąteczna kolacja! –
wtórowała swojej mamie.
Percy z szaleńczym błyskiem w
oczach zasłonił talerze własnym ciałem.
Artur Weasley, który właśnie
skończył dekorować mugolskimi lampkami rozchwianą poręcz schodów, wsunął głowę
do kuchni.
– Świąteczna kolacja?
Ginny wskoczyła ojcu z rozpędu na
plecy. Pan Weasley zachwiał się pod ciężarem swojej najmłodszej pociechy.
– Świąteczna kolacja! – krzyczała
mu do ucha Ginny. – Tato, już jest pierwsza gwiazdka na niebie!
Podczas gdy pan Weasley był ciągnięty
przez swoją córkę w stronę stołu, drzwi wejściowe z hukiem uderzyły o ścianę
korytarza i po chwili do kuchni wsypała się ruda, rozwrzeszczana hołota.
– Pierwsza gwiazdka! – wydzierał
się Ron.
– Prezenty! – przekrzykiwali go
bliźniacy, którzy właśnie stratowali stojącego w drzwiach Percy’ego.
– Oddam wszystko za pieczoną gęś
mamy – rozmarzonym głosem oznajmił Charlie.
Bill uwolnił pana Weasley’a od
swojej siostry. Usiadł wraz z Giny przy stole i opowiadał jej o prezencie,
który przewiózł dla niej na święta z Hogsmeade.
Wśród tej rozkrzyczanej hałastry,
Severus dojrzał czarną grzywkę Harry’ego. Chłopiec był zdrowo zarumieniony i
roześmiany. Natychmiast podbiegł do mężczyzny i wdrapał się mu na kolana.
– Tato, tam naprawdę była
pierwsza gwiazdka, Ron mi ją pokazał! – wykrzykiwał rozemocjonowany chłopiec.
Severus uśmiechnął się, widząc
Harry’ego tak szczęśliwego. Odgarnął opadające mu na czoło włosy i ukradkiem wsunął
dłoń za jego kołnierz. Na szczęście koszula chłopca była sucha.
– Widzę, że bitwa na śnieżki była
udana – stwierdził Severus, pomagając malcowi zsunąć zimowe palto i rękawiczki.
Harry zdjął przemoczoną czapkę i
ochoczo pokiwał głową.
– Aha – potwierdził. – Z Ronem
prawie pokonaliśmy Billa, więc później Bill nas gonił i jak nas złapał, to
nosił nas jak worki z ziemniakami i mówił, że jesteśmy gorsi od gnomów
ogrodowych. Ale on tylko żartował. Bill strasznie nas lubi, wiesz?
Severus parsknął śmiechem.
– Ciężko cię nie lubić, Harry.
Chłopiec spojrzał na niego
rezolutnie.
– Wiem przecież – stwierdził z udawaną
powagą w głosie.
– Wiesz? – zapytał Severus, zaś
jego oczy błysnęły niebezpiecznie. – Wiesz o tym?
Nie czekając na odpowiedź, zaczął
wkręcać kciuki w boki chłopca. Harry śmiał się i z piskiem wykręcał, próbując
uciec się wszechobecnymi palcami swojego taty, jednak Severus nie zamierzał być
dziś litościwy. Przestał torturować malca dopiero wtedy, gdy ten zrobił się
cały czerwony, zaś w kącikach jego oczu pojawiły się ślady łez.
– Poddajesz się, mały potworze? –
zapytał przebiegle Severus.
– Poddaję – wysapał Harry,
któremu wreszcie udało się złapać oddech. – Ale kiedyś to ja cię złapię! Jutro
albo pojutrze, jeszcze nie wiem. Ale złapię!
Mężczyzna spojrzał na chłopca z
teatralną kpiną w oczach.
– Złapię! – zaznaczył dzieciak z
przebiegłym uśmiechem na ustach. – I wiesz co?
– Nie wiem.
Malec objął mężczyznę z całych
sił.
– Kocham cię, tato – wyszeptał
Severusowi do ucha.
Mężczyzna zamknął Harry’ego w
swoich ramionach i pocałował czubek jego głowy. Pozwolił swoim powiekom opaść i
westchnął cicho.
– Też cię kocham, synku.
Po chwili Harry wraz z Ronem i
Giny skakali wokół stołu, skutecznie utrudniając pani Weasley krojenie ciast i
porcjowanie pieczonej gęsi.
Severus osunął się głębiej w
fotelu i spoglądał na swojego syna, któremu Bill właśnie wsuwał na głowę czapkę
świętego mikołaja. Mężczyzna odetchnął głęboko tą charakterystyczna wonią
świerkowych igieł, pomarańczy i cynamonu i patrzył, jak pani Weasley krząta się
przy świątecznych potrawach, a jej mąż i najstarszy syn próbują wyperswadować
Ginny pomysł natychmiastowego otwarcia wszystkich prezentów. Bliźniaki i
Charlie próbowali podkraść matce kawałki słodkich ciast, a Ron i Harry biegali
wokół stołu, próbując złapać przerażonego gnoma ogrodowego, który zostawiał za
sobą białe ślady z mąki.
Severus westchnął. Nie
przypuszczał, że święta mogą być takie… Takie dobre. I ciepłe. Tak, to było
dobre słowo. Czuł się, jakby topił się w cieple, jakby ciepło wypełniało go aż
po czubek głowy. Uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na ukontentowanego
Harry’ego. Przypomniało mu to, że gdy przyjmował zaproszenie Artura, myślał
tylko o obietnicy, którą złożył sobie jakiś czas temu: chłopiec miał mieć
dzieciństwo, jakiego odmówiono Severusowi. Zdziwiło go to, że sam również na
tym skorzystał. Nie, nie skorzystał, to zbyt egoistyczne określenie. Jak więc
mógł to powiedzieć? Mimochodem napłynęła do niego myśl, że chciałby, aby tak
wyglądał ich dom. Ich święta w ich domu. Wtedy byliby już zawsze szczęśliwi.
Zasługiwali na to. W końcu kochał małego i dałby mu wszystko. Prychnął
rozbawiony własnym sentymentalizmem.
Zobaczył przed sobą jakąś
rozmazaną plamę biegnącą w jego stronę i po chwili poczuł, jak Harry zaczyna
ciągnąć go sugestywnie za rękę. Leniwie wstał z fotela i w tej chwili był już
holowany w stronę pustego krzesła obok pana Weasley’a.
– No chodź! Tato, chodź już!
Charlie mówi, że nie mogę przegapić gęsi, bo przez najbliższy rok nie zjem
niczego tak dobrego. No chodź!
– Idę, Harry – Severus pokręcił
głową rozbawiony. – Jeśli nie przestaniesz ciągnąć mnie niczym osła na
postronku, to zaraz zderzymy się z panem Weasley’em.
Harry uśmiechnął się chytrze i
Severus zaczął się obawiać, ilu teatralnych gestów zdążył się już nauczyć od
niego chłopiec.
– Bo jesteś upartym osiołem i
pewnie dostaniesz tego postronka pod choinkę – oznajmił radośnie Harry, wciąż
nie przestając ciągnąć go za rękę.
Zrezygnowany Severus parsknął
śmiechem i stwierdził, że został pokonany. Jedynym, co mu pozostało, to
rzucenie cichego „wybacz, Arturze” panu Weasley’owi, gdy wpadł na jego plecy i
posłuszne umieszczenie siebie na krześle, a swojego „transportu” na własnych
kolanach, gdyż owy „transport” na żadne inne miejsce parkingowe nie chciał
wyrazić zgody.
Po chwili, gdy pani Weasley
posyłała wzdłuż stołu kolejne talerze z porcjami pieczonej gęsi, Harry nachylił
się nad uchem Severusa.
– Wesołych świąt, tatusiu –
wyszeptał. – Wszystkiego najlepszego i w ogóle. No wiesz… Kocham cię tak mocno.
Kocham cię, jak stąd do księżyca.
Severus ukradkowo musnął
dziecięce czoło wargami i już bardziej oficjalnie przesunął dłonią po
nieposłusznej grzywce Harry’ego. Pochylił się nad chłopięcym uchem i również
wyszeptał ciche i prywatne:
– Wesołych świąt, Harry. Kocham cię, jak stąd do
księżyca i z powrotem, synku.
Tak wpadłam tutaj przypadkiem i nie żałuję. Bardzo mi się podobała ta świąteczna miniaturka. Była niezwykle ciepła, więc przyjemnie było ją przeczytać. Masz bardzo obrazowe i plastyczne opisy, a do tego trafnie przedstawiłaś wiejski klimat, w jakim żyją Weasleyowie (aż muszę zapytać z ciekawości: mieszkasz może na wsi? :)). Natknęłam się na kilka literówek, ale mignęły mi mimochodem i nie utrudniały odbioru, więc nie zapisywałam ich. Podobała mi się jeszcze kreacja bohaterów, a szczególnie Harry'ego i Severusa. W drugiej połowie tekstu było dla mnie co prawda za słodko i wydaje mi się, że lepsze byłoby wyważenie opowiadania - Severus dwukrotnie pocałował Harry'ego i parokrotnie się roześmiał, a to za dużo jak dla mnie na tak krótki tekścik. Jednakże samo to, że Severus jest ciepły i kochający mi nie przeszkadza, a co więcej bardzo mi to przypomina opowiadanie "Mój" autorstwa Gillian Middleton, które jest według mnie absolutną perełką wśród Severitusów. Harry, podobnie jak w "Mój", jest malcem, więc autorzy mają większe możliwości pod kątem zacieśniania relacji ojciec-syn, co też jest fajnie.
OdpowiedzUsuńNa koniec jeszcze przyczepię się końca. Nie powinno być "jak stąd na księżyc" zamiast "do księżyca"? Nie mam stuprocentowej pewności, ale wydaje mi się, że o ile jeździ się po Ziemi od punktu A do punktu B, o tyle leci się z Ziemi na Księżyc/Mars/czy co tam jeszcze :)
Aha, zapomniałam. Bardzo ułatwiłoby przeszukiwanie bloga, gdyby zamiast archiwum pojawiła się lista z odnośnikami do rozdziałów/notek. Pomyśl nad tym :)
UsuńPozdrawiam,
Phoe