Z
małym poślizgiem, ale publikuję kolejny rozdział. Betowała oczywiście
Wasza fantastyczna Erel i pokłony jej za to :)
Dziś
jedynie zaproszę Was do czytania i nie powiem nic więcej, bo zasypiam na
stojąco. Tak, zależało mi na tym, żeby wrzucić rozdział w pierwszej wolnej
chwili… Nie przewidziałam, że będzie ona miała miejsce w środku nocy :)
Tak
więc, dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że ten dość
ryzykowny rozdział nikogo nie zawiedzie.
.......................................................................................................................................
13
Zagubiony
„Śledzę teraz gwiazdy
przez większość czasu,
Śledzę gwiazdy.
Zbieram fragmenty
wczorajszego życia.”
Ben Howard „Spirit of Akasha”
Noc minęła im niespokojnie. Harry
budził się kilkakrotnie, dręczony koszmarami. Severus uspokajał go w swoich ramionach,
pozwalając mu odnaleźć poczucie bezpieczeństwa i na powrót osunąć się w krainę
snu. Trzymając w objęciach drżące dziecko, mężczyzna wyraźnie czuł, że pewne
granice zostały przekroczone.
Ranek nadszedł zdecydowanie zbyt
szybko. Chłód lochów przedarł się przez puchową pościel i zmusił mężczyznę do
wyplątania się z ramion Harry’ego. Wysuwając się z łóżka, Severus instynktownie
wsunął dłoń pod poduszkę i dopiero wtedy zauważył, że przez całą noc ściskał
różdżkę w ręce. Skrzywił się.
A więc stare nawyki powracają.
Westchnął ciężko, podsycając
dogorywające w kominku płomienie. Gdy zapinał kolejne guziki koszuli, ciepło z
wolna wypełniało sypialnię. Harry wczoraj przemarzł, a Severus nie chciał, by
chłopiec się rozchorował.
Gdy miał już na sobie pelerynę i
czwarty raz upewnił się, że tkwiąca w rękawie różdżka swobodnie się z wysuwa,
dotarło do niego, że tak właściwie nie jest pewien, co powinien zrobić.
Spojrzał na śpiące dziecko. Nie chciał zostawiać Harry’ego samego, chłopiec był
już wystarczająco przerażony perspektywą samotności, a poza tym on sam… Chciał
się tym nacieszyć. Tym, że dziecko w jakiś pokręcony sposób należy do niego.
Zacisnął usta. Bez namysłu
zbliżył się do regału i przesunął palcami po grzbietach książek. Zamierzał
uciszyć egoistyczne pragnienia lekturą, jednak zrezygnował po przeczytaniu paru
losowych słów. Nerwowo cisnął wolumin na swoje miejsce. Jego spojrzenie padło
na wiszący nad drzwiami zegar. Poczuł dreszcz na karku.
Dochodziła siódma. Zacisnął palce
na nasadzie nosa, w ustach mnąc przekleństwo. Nieubłaganie zbliżała się
godzina, w której powinien stawić się w gabinecie dyrektora. Perspektywa tego
spotkania sprawiła, że poczuł ciężką gulę gdzieś między przełykiem a żołądkiem.
Konwulsyjnie przełknął ślinę. Machinalnie wręcz pochylił się nad Harrym i okrył
kocem jego nagie ramiona. Dziecko, jakby wyczuwając jego podły nastój,
poruszyło się niespokojnie.
Zdecydowawszy, że nie chce męczyć
chłopca swoim nastrojem, cicho wysunął się z sypialni.
--
Severus skrzywił się na widok
Lucasa krzątającego się po kuchni. Na blacie rósł stos kanapek, stanowczo zbyt
duży dla jednej osoby.
– Nie jestem głodny.
– Myślisz, że mnie to obchodzi? –
Lucas spojrzał z uśmiechem na niego znad chybotliwej sterty.
Severus nie odpowiedział. Usiadł
przy stole i sięgnął po kubek Norwega. Pociągnął spory łyk kawy. Dopiero w tej
chwili poczuł zmęczenie spowodowane nieprzespaniem nocy. Przyssał się do
naczynia. Musiał oczyścić umysł przed tą cholerną rozmową.
Lucas przyglądał się przez chwilę
bratu, po czym najwidoczniej doszedł do wniosku, że dzisiejszy dzień nie jest
odpowiednim do prowadzenia bitew. Porzucił nadzieję na cywilizowane śniadanie i
przypił się do dzbanka z kawą. Mistrz eliksirów westchnął ciężko, jednak słowa
cisnące mu się na język zachował dla siebie.
W pomieszczeniu zapadła cisza.
Przebijające się przez nią tykanie zegara przywodziło Severusowi na myśl odgłos
kroków skazańca zmierzającego w stronę szubienicy. Zdenerwowany, przycisnął
palce do skroni.
– Wszystko jest na dobrej drodze.
– Usłyszał głos Lucasa.
Severus parsknął pod nosem, choć
nie było w tym ani krzty wesołości.
– Wiem. Harry trafi do jakiejś
obcej rodziny, której nie zna, a ja zobaczę go za sześć lat. Pewnie nawet mnie
nie pozna.
--
W gabinecie czekali już
Dumbledore i Loutre. Severus skrzywił się na jej widok. Nie chciał, by
roztrząsano jego uczucia i życie prywatne w towarzystwie tej dziewczyny.
– Co ona tu robi? – wypluł z
siebie.
Dyrektor skarcił go spojrzeniem,
po czym wskazał na fotele stojące przed biurkiem.
– Severusie, panie Snape,
usiądźcie. Nie będziemy przecież rozmawiać na stojąco. Harry, może poczęstujesz
się ciastkami? Leżą na stoliku obok tamtej sofy. Znajdziesz tam również mleko i
kilka interesujących książek o magicznych stworzeniach. Ilustracje są ruchome,
na pewno ci się spodobają.
Harry skrył się za nogami
Severusa, niechętnie spoglądając to na dyrektora, to na wskazaną sofę. Nie
chciał puszczać swojego profesora. Straszny pan znów mógł próbować gdzieś go
zabrać. A jeśli to profesor gdzieś sobie pójdzie i zostawi go tutaj samego?
Nie, nie chciał oddalać się od profesora i Lucasa. Mogą na niego krzyczeć, ale
on się stąd nie ruszy.
Severus spojrzał wrogo na
Dumbledore’a. Miał dość tej rozmowy, choć jeszcze się nie zaczęła. Chciał mieć
to już za sobą. Niemrawo pchnął chłopca w stronę sofy. Nie chciał go zostawiać
w lochach, ale zdawał też sobie sprawę z tego, że dziecko nie powinno być
świadkiem takich dyskusji.
– Harry, idź pooglądać książki –
szepnął niechętnie w stronę chłopca..
Nienawidził się za te słowa, gdy
zaś zobaczył oczy chłopca, błagalnie w nim utkwione, znienawidził się jeszcze
bardziej. Przeklinając w myślach wpatrującą się w niego Cholerę, ukląkł przed
dzieckiem, kładąc dłonie na jego barkach. Wymusił na sobie uśmiech.
– Porozmawiam przez chwilę z
dyrektorem i panną Loutre, a później opowiesz mi, co widziałeś w książkach,
dobrze?
Harry nawet nie drgnął, uczepiony
krańca jego szaty.
– Dlaczego chcesz porozmawiać z
Vi? – zapytał, wyraźnie próbując zmienić temat. – Jesteś na nią zły? Przecież
nie zrobiła niczego złego.
– Dlaczego tak sądzisz?
– No bo nie lubisz Vi.
Severus zdążył ugryźć się w
język, zanim wyrwało mu się, że tak tępych idiotek nie można lubić. Zastanawiał
się przez dłuższą chwilę, zanim udało mu się znaleźć odpowiednie słowa.
– Ja i panna Loutre nie jesteśmy
w zbyt ciepłych stosunkach, Harry, jednak nie powinieneś się tym martwić. Nie
zamierzam z nikim walczyć. Czy teraz pójdziesz pooglądać książki dyrektora?
– Nie możesz pooglądać ze mną
tych książek, profesorze? – wydukał niepewnie chłopiec.
– Muszę porozmawiać z dyrektorem.
Przez cały czas będziesz mnie widział ze swojego miejsca. Jeśli chcesz, Lucas
może iść z tobą.
Chłopiec pokręcił przecząco
głową, po czym podciągnął nosem. Widząc wilgoć w kącikach jego oczu, Severus
posłał dyrektorowi zawistne spojrzenie. Próbując zignorować obecność Cholery,
objął roztrzęsione dziecko. Trzymał je przez chwilę, po czym wysunął z rękawa
różdżkę. Zrugał się w myślach za to, co właśnie postanowił zrobić.
– Możesz przypilnować dla mnie
moją różdżkę? – uśmiechnął się krzywo do Harry’ego, wyciągając w jego stronę
swoją jedyną broń. – Później mi ją oddasz, dobrze?
Chłopiec skinął, patrząc na niego
okrągłymi ze zdziwienia oczami. Już dawno zauważył, że jego profesor nigdzie
nie rusza się bez swojej różdżki.
– Musisz mi jednak obiecać, że
nie będziesz próbował jej użyć. – Severus przyjrzał się uważnie dziecku. –
Położysz ją na stole i nie będziesz się nią bawił, rozumiesz?
– Obiecuję – wymamrotał Harry.
Wreszcie, ze stosowną dozą
nieśmiałości, dziecko ulokowało się na sofie, na której wczoraj spało.
Skrywając się za kolorową okładką książki, co chwilę rzucało Severusowi czujne
spojrzenia. Mężczyzna podniósł się z kolan i unikając wzroku dyrektora i
Cholery, niechętnie usiadł na skraju fotela. Brak różdżki sprawiał, że czuł się
bezbronny, nagi. Zupełnie, jakby niespodziewanie znalazł się na linii strzału.
Wyczuwając milczące pytanie
Lucasa, uśmiechnął się do niego na pozór cynicznie. Norweg zrozumiał.
Dumbledore odchrząknął znacząco.
– Napijecie się czegoś? – Prócz
uprzejmego spojrzenia, które znad swojej filiżanki posłała mu Vivienne,
odpowiedziała mu wymowna cisza. – Rozumiem, że powinienem przejść do konkretów.
Prócz wiadomej kwestii, są może jakieś inne, które chcieliście zawczasu
poruszyć?
– Co ona tu robi? – ponowił
pytanie Severus, rzucając Vivienne pogardliwe spojrzenie.
– Ona ma imię! – głos dziewczyny
ociekał jadem.
Ponowne chrząknięcie zamknęło
usta Severusa. Przełknął gotowy zestaw obelg, pozwalając sobie jedynie na
sarkastyczny uśmiech rzucony w stronę Cholery. Dziewczyna miażdżyła go
wzrokiem.
– Bezpieczniej będzie, jeśli
przejdę do konkretów – zauważył dyrektor, ganiąc ich spojrzeniem roziskrzonych
oczu. – Severusie, czy nadal chcesz się zająć Harrym Potterem?
– Na pewno zajmę się nim lepiej
od Dursley’ów!
– Nie sądzę, by państwo Dursley
nadawali się na opiekunów jakiekolwiek dziecka – dodał Lucas, włączając się do
rozmowy. – Nie byli w stanie zapewnić Harry’emu niezbędnej opieki. Sądzę, że
powinien pan dokładniej przyjrzeć się warunkom, w których żył chłopiec.
Dumbledore w zamyśleniu pogładził
się po brodzie.
– Jestem świadomy, jak wyglądało
życie Harry’ego. Zainstalowałem Arabellę Figg w jego sąsiedztwie. Czuwała nad
bezpieczeństwem chłopca. Wymieniliśmy wiele sów na temat warunków życiowych
tego szczególnego dziecka.
Tylko badawcze spojrzenie
skulonego na sofie dziecka powstrzymało Severusa przed zerwaniem się z fotela.
Oddychając ciężko, sztyletował dyrektora wzrokiem. Nie odważył się odezwać, nie
chciał straszyć Harry’ego krzykiem.
– Dlaczego nie zareagowałeś? –
Vivienne spoglądała na dyrektora z niedowierzaniem w oczach.
– Ponieważ początkowo sytuacja
wyglądała z goła inaczej – odparł Dumbledore. – Przez pierwszy rok pan i pani
Dursley zajmowali się dzieckiem w sposób należyty. Dopiero po tym czasie coś
zaczęło się psuć. Nie zrozumcie mnie źle, jednak chciałem dać im czas.
Sądziłem, że to przejściowe problemy z adaptacją.
– Po kolejnych dwóch, trzech
latach nadal był pan tego zdania? – Głos Lucasa stał się niespodziewanie
chłodny.
Dyrektor uśmiechnął się, jednak
ten uśmiech nie dosięgnął oczu.
– Miałem nadzieję. Nawet wtedy,
kiedy przyprowadziłem do nich Harry’ego po tak długiej nieobecności. Wierzyłem,
że strach o dziecko ponownie wzbudzi w nich troskę.
– Teraz nadal w to wierzysz? –
zapytał Severus.
Vivienne rzuciła mu
zniecierpliwione spojrzenie.
– Nie, nie wierzy. Albusie, czy
możemy wreszcie przejść do tych twoich konkretów. Nie chcę spędzić całego dnia
w towarzystwie tego dupka.
– Ależ oczywiście, panno Loutre.
– Tym razem uśmiech Dumbledore’a był szczery. – Biorąc pod uwagę słowa, które
wczoraj padły w tym gabinecie, doszedłem do wniosku, że Harry powinien zostać
umieszczony u nowych opiekunów.
Ulga, która spłynęła na Severusa,
zmusiła go do zamknięcia oczu. Policzył w myślach do dwudziestu, żeby opanować
falę emocji, którą ona za sobą pociągnęła. Aż do tej pory nie miał
stuprocentowej pewności, że Harry nie wróci już nigdy więcej pod kuratelę
Petuni i jej męża.
– U kogo umieści pan Harry’ego? –
zapytał Lucas.
– Długo się nad tym zastanawiałem
wraz z panną Loutre – odpowiedział dyrektor. – Severusie, czy nadal twierdzisz,
że jesteś w stanie zająć się chłopcem?
Severus odetchnął głęboko,
starając się pozbyć drżenia głosu. Na swoim ramieniu poczuł dłoń Lucasa.
– Jestem tego pewien, dyrektorze.
– Zapewnić mu dom? – ciągnął
Dumbledore.
– Cholera, tak! Czego ode mnie
oczekujesz, kolejnej przysięgi?! Paktu z tobą w roli diabła?!
– Kulturalny jak zawsze –
zauważyła z przekąsem Vivienne.
Mężczyzna zmiażdżył ją
spojrzeniem.
– Proszę zachować swoje
komentarze dla siebie, panno Loutre.
– Teraz jestem panną Loutre? Co
się stało z „cholerą”, albo „moją największą porażką pedagogiczną”?
Severus zaczął podnosić się z
fotela, jednak powstrzymała go ręka brata, która zacisnęła się na jego
ramieniu.
– Harry na ciebie patrzy –
zmitygował go Norweg.
Severus zacisnął usta. Ponownie
usiadł, gromiąc spojrzeniem bezczelnie wyszczerzoną dziewczyną. Gdyby mógł, już
dawno wyrzuciłby ją z gabinetu. Przeszkadzało mu w tym jedynie to, że owy gabinet
nie należał do niego.
– Severusie, Vivienne, to nie
jest czas na kłótnie – zwrócił na siebie uwagę dyrektor. – Muszę was prosić o
zawieszenie broni, przynajmniej na czas tej rozmowy.
Obydwoje niechętnie skinęli
głowami na znak zgody. Dumbledore uśmiechnął się jowialnie, po czym spojrzał
uważnie na Severusa, przewiercając go swoimi błękitnymi oczami.
– Chłopcze, wiedzę jak ty i Harry
się do siebie przywiązaliście. Nie sądzę, by było to najlepsze możliwe wyjście
z tej sytuacji, jednak jestem skłonny umieścić dziecko pod twoją opieką.
– Czego oczekujesz w zamian? –
zapytał podejrzliwie Severus. – Wieczystej przysięgi? Czy też może Harry ma
mieszkać w Hogwarcie, żebyś zawsze miał pod ręką Złote Dziecko, które pokonało
Czanrego Pana?
– Oczekuję jedynie, że zapewnisz
Harry’emu szczęśliwe dzieciństwo – odparł dyrektor. – Co zaś się tyczy miejsca
zamieszkania chłopca… Nie może być nim Hogwart.
Severus spojrzał zdziwiony na
Dumbledore’a. Spodziewał się, że jeśli już jakimś cudem będzie mu dane zajmować
się Harrym, chłopiec zostanie umieszczony pod wzrokiem dyrektora.
– Pozwolisz mi zabrać go do
Norwegii? – zapytał, łudząc się nadzieją.
– Tymczasowo. Na dłuższą metę nie
będzie to jednak możliwe, jeżeli chłopiec ma pozostać pod twoją opieką.
Lucas podniósł się z fotela, jego
dłonie mimowolnie powędrowały do kieszeni.
– Może pan to wyjaśnić? –
Spojrzenie Norwega utkwiło w dyrektorze.
– Harry Potter jest wyjątkowym
dzieckiem, traktowanym przez Ministerstwo Magii w sposób szczególny. –
Dumbledore mówił powoli, jakby każde słowo dobierał z namysłem. – Cztery lata
temu Ministerstwo ubiegało się o prawa do chłopca i gdyby nie to, że
pokrewieństwa między nim a Petunią było tak bliskie, dziecko wychowywałoby się
w jednym z czysto krwistych, zaangażowanych politycznie rodów. Musiałem
osobiście udać się do ministra, aby państwu Dursley zezwolono na opiekę nad
chłopcem. Musisz mi uwierzyć, że nie było łatwo przekonać Milicentę Bagnold do
zaprzestania walki o sławnego Harry’ego Pottera.
Severus zacisnął dłonie na
oparciach fotela. Rozumiał.
Kto o zdrowych zmysłach pozwoliłby zająć się mordercy pięcioletnim
dzieckiem?
– Rozumiem, co chcesz mi
powiedzieć – warknął, spoglądając na jakiś martwy punkt nad głową dyrektora. –
Ministerstwo nie będzie skore do powierzenia opieki nad Harry Potterem byłemu Śmierciożercy,
który nie siedzi w Azkabanie tylko przez wstawiennictwo Albusa Dumbledore’a.
Muszę więc pogodzić się z tym, że chłopcem zajmie się ktoś inny. Czy coś
pominąłem?
Cholera spojrzała na niego z
czymś w oczach, czego nie był w stanie zidentyfikować. Nie zamierzała jednak
niczego komentować, za co po raz pierwszy w życiu mistrz eliksirów był jej
wdzięczny.
Lucas zacisnął usta w wąską
kreskę, przez co nagle uwydatniło się jego podobieństwo do Severusa.
– Mój brat nie jest już Śmierciożercą
– zwrócił się w stronę dyrektora ze złością wypisaną na twarzy. – To, że kiedyś
popełnił błąd, nie znaczy, że jest mordercą pozbawionym uczuć.
– Jestem tego świadom – westchnął
ciężko Dumbledore, uśmiechając się do Norwega. – Jestem jednak zmuszony
nalegać, by pozwolił mi pan kontynuować. Tak więc, ustaliliśmy już, że w tej
sprawie Ministerstwo nie będzie naszym sprzymierzeńcem. Pani minister nie
wyrazi zgody na to, aby Harrym Potterem zajęła się osoba posądzana o
poplecznictwo z Voldemortem. Co więcej, jeśli urzędnicy dowiedzą się, że u
państwa Dursley chłopcu stała się jakakolwiek krzywda, stracą do niego
jakiekolwiek prawa, a dziecko zostanie umieszczone w rodzinie, która ma
największe wpływy.
– Malfoy… – wyszeptał nagle
pobladły Severus.
Iskry w oczach dyrektora przygasły.
– Masz rację, Severusie. Z tego
powodu nie możemy dopuścić do tego, by smutna prawda o rodzinie Dursley
wypłynęła na wierzch. Z tego również powodu prosiłem pannę Loutre o to, by nie
wspominała o Harrym w swoich raportach.
Zastanawiałem się nad tym, jak
uniemożliwić Ministerstwu jakąkolwiek ingerencję w tę delikatną sytuację i
wydaje mi się, że jedynym wyjściem jest bezpośrednie przekazanie opieki przez
Dursley’ów. Panno Loutre, zechce pani wytłumaczyć Severusowi i panu Lucasowi, w
jaki sposób będzie przebiegał proces?
Vivienne spojrzała na Severusa
niechętnie, jednak posłusznie wyprostowała się w fotelu.
– W przypadku bezpośredniego
przekazania opieki, Ministerstwo Magii ma bardzo ograniczony wgląd w cały
proces. Nie może podważyć decyzji dotychczasowych rodziców co do wyboru nowego
opiekuna dziecka.
–
Dlaczego więc Harry nie może zamieszkać ze mną w domu Lucasa? – Severus
niechętnie zwrócił się w stronę swojej byłej uczennicy.
– Jeśli się zamkniesz, zaraz do
tego dojdę – odgryzła się Vivienne. – Jak już mówiłam, zanim mi przerwano,
Ministerstwo nie może podważyć decyzji aktualnych rodziców nieletniego.
Obowiązkiem Ministerstwa jest za to skontrolowanie przyszłego opiekuna pod
względem warunków, które może zapewnić dziecku. Jednym z tych warunków jest
posiadanie nieruchomości, w której dziecko powinno posiadać własny pokój.
– Jakie są inne warunki? –
zapytał Lucas.
– Opiekun musi posiadać minimum
majątkowe niezbędne do utrzymania dziecka. Wymagane są również dokumenty
potwierdzające jego zdrowie fizyczne i psychiczne oraz wypis stanowiący o jego
niekaralności.
Severus mimowolnie chwycił się za
przedramię. Pod rękawem koszuli tkwił Mroczny Znak, bezsprzeczny dowód jego
winy. Zaklął szpetnie i spojrzał na siedzące na sofie dziecko, które z
uśmiechem na ustach wodziło placem pod kolejnych stronach grubego woluminu.
Poczuł, że zaczyna go boleć głowa.
– Severus nie został skazany –
zauważył Lucas.
– I właśnie dlatego Ministerstwo
nie będzie mogło podważyć decyzji Dursley’ów – zaśmiała się Vivienne.
– Severusie, twój stan majątkowy…
– zaczął Dumbledore.
– Pozwoli mi utrzymać dziecko –
uciął mężczyzna.
Mistrz eliksirów doskonale
wiedział, że nie posiada dużego majątku. Rodzice zostawili mu jedynie na wpół
zrujnowany dom i więcej długów, niż oszczędności. Skończył je spłacać w
mugolskim banku dopiero parę lat temu. Pensja nauczyciela nie była imponująca,
ale na utrzymanie jego i Harry’ego wystarczy.
Tym, co martwiło Severusa, była
konieczność posiadania mieszkania, w którym chłopiec miałby dorastać.
Zaniedbana posiadłość leżąca przy Spinner’s End z pewnością nie nadawała się do
tego celu. Ze wstydem przyznał sam przed sobą, że nie stać go na zakup innego
domu.
– Dom na Spinner’s End… – zamilkł
nie wiedząc, co powiedzieć.
– Również o tym myślałem,
chłopcze – dyrektor spojrzał na niego z czymś, co Severus zaklasyfikował jako
poczucie winy. – Powinieneś o czymś wiedzieć. Jak zapewne wiesz, twoja babka ze
strony matki, Astoria Prince, nie żyje od piętnastu lat. Nigdy jej nie
poznałeś, jednak mi zdarzyło się z nią kilkakrotnie rozmawiać.
– Co ma do rzeczy moja babka? –
zdenerwował się Severus. – Nigdy się mną nie interesowała.
Ostatni ślad poprzedniego
uśmiechu zmył się z twarzy Dumbledore’a.
– Nie interesowała się tobą, bo
twoja matka się jej wyrzekła. Spotkała jednak twojego ojca i przez całe życie
sądziła, że jesteś jego lustrzanym odbiciem. Muszę przyznać, że kiedyś chciała
się z tobą skonfrontować, jednak jej to odradziłem. Sądzę, że gdyby cię
poznała, zmieniłaby o tobie zdanie.
Coś zabolało Severusa w środku.
Babka mogłaby go wyrwać z piekła, którym był jego dom. Nie zrobiła tego, bo
nigdy go nie poznała. Nie poznała go, bo Dumbledore ją od tego odwiódł.
Mężczyzna poczuł, jak jego mięśnie się napinają. Dobiegło do niego zaskoczone
westchnienie Cholery. Dłoń Lucasa wróciła na jego ramię, jednak strząsnął ją
zdecydowanym ruchem.
– Majątek Prince’ów przepadł
osiemnaście lat temu wraz ze śmiercią twojego dziadka, Stiliusa – kontynuował
Dumbledore, jakby nieświadom reakcji, którą wywołały jego wcześniejsze słowa. –
Jako, że twój dziadek nie doczekał się męskiego potomka, a twoją matkę
wydziedziczył, jego cały majątek, aktywa rodowe i wszystkie posiadłości zostały
przejęte przez Ministerstwo. W tej historii istotna jest jednak osoba twojej
babki. Choć Stilius Prince był właścicielem wszelkich dóbr, twoja babka
posiadała dworek, który w ramach prezentu ślubnego podarował jej mąż.
Gdy Astoria czuła, że zbliża się
jej śmierć, postanowiła pozostawić komuś dworek. Twoja matka się jej wyrzekła,
a w tobie widziała młodszą kopię swojego zięcia. Jako, że ród Prince’ów już
wtedy wygasał, a twoja babka najwidoczniej stwierdziła, że być może z czasem
dojrzejesz, zapisała posiadłość twojemu pierwszemu potomkowi. Oznacza to, że
jeśli nie będziesz posiadał dziedzica, wraz z twoją śmiercią dworek zostanie
przejęty przez Ministerstwo Magii.
Lucas utkwił przenikliwe
spojrzenie w dyrektorze.
– Czyli jeśli Severus wyznaczy
Harry’ego swoim potomkiem, chłopiec zostanie właścicielem dworku? – zapytał,
chcąc się upewnić.
– Dopiero po osiągnięciu
pełnoletniości – zaznaczył dyrektor. – Do tego czasu dworek należałby do jego
opiekuna, czyli Severusa.
Mistrz eliksirów nie potrafił już
dłużej słuchać spokojnego głosu Dumbledore’a. Padło zbyt wiele słów, których
nie chciał usłyszeć. Nie spodziewał się, że dyrektor ukrywa przez nim aż tyle
tajemnic. Zmęczony tym wszystkim, poderwał się z siedzenia i spojrzał
nieprzyjemnie na starszego mężczyznę.
– Zrozumiałem. Czy to już
wszystko?
– Tak, tak sądzę – uśmiechnął się
dyrektor. – W ciągu najbliższych paru dni powinieneś zgłosić się do państwa
Dursley i spróbować namówić ich do przekazania ci prawa do opieki nad Harrym.
Arabella już z nimi rozmawiała i wyrazili zgodę na to, byś do tego czasu zajął
się Harrym. Gdy już wszystko z nimi ustalisz, zgłoś się do mnie po niezbędne dokumenty,
które dostarczy mi panna Loutre. Myślę, że możecie teraz wrócić do domu pana
Lucasa i odpocząć.
Severus bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył w
stronę zatopionego w lekturze dziecka. Harry, gdy tylko usłyszał jego kroki,
porzucił książkę i przypadł do jego nogawki. Mężczyzna podniósł dziecko i
przycisnął do siebie, upajając się jego obecnością. Chłopcu już nic nie groziło.