czwartek, 24 grudnia 2015

Święta 2015, czyli miniaturka o tym, co Severus Snape planował w święta

Święta nadeszły, a więc.
Wesołych świąt wszystkim i każdemu z osobna! Jeśli tworzysz, dużo weny, jeśli czytasz, wysypu świetnych tekstów. A przede wszystkim, zupełnie nieskromnie, życzę Wam tego, aby każdy kolejny rozdział „Bezdomnych” spełniał Wasze oczekiwania i podobał się równie bardzo, co poprzedni :) I powielając zeszłoroczne życzenia, życzę Wam tego, aby Wasze życzie było warte tego, by żyć.
I Snape’a Wam życzę! Jak najwięcej Snape’a! Świąt ze Snape'em :D

W ramach tradycji, w tym roku również pojawi się świąteczna notka. Tym razem chciałam pójść w komizm. Czy mi się udało? Sami ocenicie :) Trochę błędów może być, bo nie mam czasu, by analizować ją z lupą w ręku, jednak żal mi opublikować ją z opóźnieniem. Toć to ma być przecież prezent dla Was...
Prezent dla Was wysłała również Zaczytana. Stylizowany na dziecięcy, pełen ciepła i prostoty małego Harry’ego. Jednym słowem, idealny :)
Z mojej strony, gorące podziękowania dla Zaczytanej za ten piękny fanart i wielkie, naprawdę wilkie pokłony i fanfary :) Kochana Zaczytana, jesteś w tym roku prawdziwym Mikołajem!
Oto i doszliśmy do miniaturki. Jednakowoż, kanon wyjechał na święta, więc go tu nie oczekujcie :D
.......................................................................................................................................


Co Severus Snape planował w święta

Severus Snape nienawidził tych wszystkich bezsensownych, emocjonalnych czynności, które ludzie zwykli robić pod wpływem tak zwanego „ducha świąt”. „Jakby coś nieożywionego w ogóle mogło mieć ducha” – pomyślał gniewnie, gdy już aportował się w zaśmieconym i milczącym lesie w jakiejś zapyziałej dziurze. Rozejrzał się wokół, jednak, jak na złość, wszystkie okoliczne drzewa wykazywały denerwującą tendencję do braku igieł. Zasyczał wściekle pod nosem i ruszył przed siebie na tyle szybko, na ile pozwalały mu na to hałdy śniegu.
Szedł i szedł, a jego płaszcz z każdym krokiem ciążył mu coraz bardziej, gdy kolejne warstwy klejącego śniegu przylegały do jego dolnej połowy. Kostki grzęzły mu w białym puchu, a on sam czuł, że jeśli zaraz nie spotka jakiejś choinki, to po prostu ukradnie ją komuś z domu. Oczami wyobraźni ujrzał zszokowaną twarz Pottera, gdy w miejscu swojego pięknego, bogato strojonego drzewka ujrzy kartkę z napisem: „W ramach zapłaty za te wszystkie kociołki, które wysadziłeś do tej pory na lekcjach eliksirów. I za straty moralne!” Diaboliczny uśmiech Grincha wykwitł na jego ustach.
Gdy siłował się z zamarzniętymi połami płaszcza, by wydobyć z pomiędzy nich różdżkę, przed sobą usłyszał radosne gwizdanie. Uniósłszy wzrok, ujrzał cel swoich poszukiwań. Tak, to była choinka. Wysoka na ponad dwa metry, gęsta i nadzwyczaj piękna. Zupełnie, jakby ktoś żywcem wyciągnął ją z reklamy drzewek świątecznych. Problem był tylko jeden i był nim uczepiony jej mężczyzna. Severus stwierdził, że tak właściwie nie jest to dla niego większym kłopotem. Odchrząknął na tyle głośno, by zostać usłyszanym.
Mężczyzna uniósł głowę, po czym jego zaczerwieniona od mrozu i wysiłku twarz nagle stała się kredowo blada. Wyszeptał coś i spoglądając w niebo, przeżegnał się. Severus nie poczuł się zbytnio urażony, sam by się przeraził, gdyby nagle w samym środku pustkowia spotkał wysoką, odzianą w czarny płaszcz postać, której spojrzenie sugerowałoby niechybne tortury, a poszarpana na szyi skóra jedynie to potwierdzała.
– Sir! – zawołał Snape, spoglądając na choinkę. – Where can I find the Christmas tree?
Odpowiedziało mu jedynie przerażone mamrotanie, które brzmiało podejrzanie podobnie do „In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti”. Snape westchnął ciężko i zdusił w sobie silną chęć potraktowania mężczyzny czarną magią. Zamiast tego, policzył w głowie do dziesięciu i utkwił w delikwencie rozdrażnione spojrzenie.
– Sir, calm down – warknął przez zaciśnięte szczęki. – I asked where to find a Christmas tree.
– S… Słucham? – Mężczyzna w końcu oprzytomniał i spojrzał na Snape’a nadal lekko przerażony.
– Wspaniale – wysyczał zrezygnowany Severus, przerzucając się na język, którego uczył się dawno temu na studiach. Zastanawiał się, jakim cudem znalazł się w Polsce, skoro chciał teleportować się na Alaskę. – Mógłby mi pan powiedzieć, gdzie ja, do cholery, jestem?
Mężczyzna powoli porzucił strach na rzecz dezorientacji.
– W Rywałdziku.
– Ryw… Co? – Teraz to Snape czuł się zdezorientowany.
– Rywałdzik. Wieś taka. Właśnie tutaj, gdzie się teraz znajdujemy.
Obcy spoglądał na niego dziwnie, a Severus przeczuwał nadchodzący ból głowy. Wiedział, że można się teleportować tylko w te miejsca, które się zna. Cholera, kiedy on niby był w jakimś Rywałdziku? Zrezygnowany, potarł nasadę nosa i spojrzał na przyglądającego mu się podejrzliwie obcego.
– Mniejsza z tym. Od godziny szukam tu jakiejś choinki. Skąd pan ma swoją?
– Szuka pan choinki w lesie liściastym? – Mężczyzna spojrzał na niego jak na idiotę, po czym zaczął się śmiać. Duma Severusa poczuła się poważnie poturbowana.
– Więc skąd ta choinka? – wysyczał Severus, podbródkiem wskazując na drzewko mężczyzny.
Nieznajomy potrzebował dłuższej chwili, by powstrzymać atak śmiechu i otrzeć wierzchem dłoni łzy rozbawienia.
– Kupiłem od leśniczego ze szkółki leśnej.
„Wreszcie!” – pomyślał Severus i zdusił w sobie odruch radosnego uściskania nieznajomego. Wciąż pamiętał, że w wieku czterech lat ślubował sobie, że już na zawsze przytulanie będzie dla niego passe.
– Gdzie ta szkółka leśna?
– Prosto tą drogą, jakieś trzysta metrów – oznajmił obcy gawędziarskim tonem, po czym poczuł się w obowiązku dodać: – Panie, pan już tam niczego nie kupisz. Choinek mają zatrzęsienie, ale mi ostatniemu sprzedali. Po znajomościach, bo tam szwagier szyszki wyłuskuje na czarno.
– Szyszki wyłuskuje na czarno… – powtórzył tępo Snape. Przeczuwając nadchodzący ból głowy, przycisnął palce do skroni. – Dlaczego już nie sprzedają choinek, skoro nadal mają towar?
Nieznajomy parsknął pod nosem.
– To samo, co w ostatnie święta. Leśniczy znów ogłosił strajk głodowy. W tamtym roku zjechali się nawet reporterzy i biedak musiał bożonarodzeniowego karpia jeść cichaczem w toalecie.
– Aha – odparł pusto Snape, próbując powstrzymać się przed jakimikolwiek odmianami autodestrukcji.
– Wie pan, facet wcale nie zarabia źle, ale chciałby sobie kupić lamborghini. Chyba nawet on sam nie wie, po co mu samochód sportowy w lesie. Przecież tutaj ugrzęźniesz nawet ciągnikiem…
– Aha.
– A poza tym…
Snape nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Mocując się z połami płaszcza, wyszarpał spomiędzy nich różdżkę. Nieznajomy nawet tego nie zauważył, nadal snując swą opowieść. Severus wyłapywał jedynie pojedyncze jej słowa i zastygł na chwilę zastanawiając się, jakim cudem mężczyzna przeszedł od „lamborghini” do „i wtedy zobaczył utopca”.
– Obliviate – westchnął w końcu zrezygnowany, wymazując obcemu wspomnienie ostatniej godziny.
Oczy mężczyzny na sekundę zaszły mgłą, po czym skierowały się na Severusa.
In nomine Patris, et Filii…
– Idź w cholerę – warknął Snape, po czym biorąc obrót o sto osiemdziesiąt stopni, pozostawił zszokowanego nieznajomego za sobą.

  -- 

Kradzież choinki nie była dla Severusa przesadnie skomplikowana. Nieco problematyczny okazał się miniaturowy york leśniczego, który piskliwym szczekiem zawiadomił swojego właściciela o włamywaczy, jednak odrobina magii zaradziła i temu. W takich chwilach Snape naprawdę kochał swoją różdżkę.
Dobrego nastroju Severusa nie mogło zepsuć nawet to, że choinka straciła przy teleportacji połowę igieł. Pobieżnie obrzucił ją oceniającym spojrzeniem, po czym stwierdził, że te najbardziej łyse miejsca zapcha łańcuchami. Tak, to powinno załatwić sprawę.
Gdy wreszcie udało mu się przelewitować drzewko do salonu i złamać przy tym jedynie parę gałęzi, zaczął się zastanawiać, dlaczego prędzej nie pomyślał o jakimkolwiek stojaku. Próby transmutowania czegokolwiek w solidną, stalową konstrukcję kończyły się krzykliwym, zielono – różowym stelażem, który chybotał się na pozłacanych nóżkach, więc ostatecznie pień choinki został zwyczajnie przyklejony do zakurzonej podłogi. „I to musi dziadowi wystarczyć” stwierdził mężczyzna, gdyż nadal trzymał się stalowego postanowienia nie robienia niczego ponad to, co było absolutnie konieczne, by jego plan się udał.

  -- 

– Cholera… – Zszokowany Severus bezsilnie próbował ogarnąć całą kuchnię błędnym spojrzeniem. – O cholera…
Stare pudła, które prędzej stały na stole, teraz zamieniły się obślinione, tekturowe strzępy poniewierające się po całej kuchni. Zaścielona nimi byłą podłoga, blaty, niektóre uczepiły się nawet pajęczyn pokrywających wiekowy żyrandol wiszący ponad dwa metry nad ziemią.
W nie lepszym były wyblakłe łańcuchy. Porwane na drobne kawałki, aktualnie przypominały raczej konfetti. Pożółkłe i ponadgryzane świece tworzyły na jego tle obraz nędzy i rozpaczy. Obraz na tyle ujmujący, że Snape nie był pewien, czy chce płakać z jego powodu, czy też z czystej wściekłości.
Piękne, ręcznie malowane bombki mamy Severusa wyglądały tak, jakby ktoś postanowił przeturlać je przez pole minowe znajdujące się pod czynnym ostrzałem śmierciożerców. Błyszczące skorupy pokrywały praktycznie każdy cal kamiennej podłogi i skutecznie uniemożliwiały mężczyźnie uduszenie gołymi rękami sprawcy całego tego zamieszania, który to aktualnie z miną niewinnego samozadowolenia wylegiwał się w złotawym legowisku z łańcuchów. Snape już wiele razy miał ochotę pozbyć się swojego czarnego, tłustego kocura, jednak owe pragnienie jeszcze nigdy nie było tak silne, jak w tej właśnie chwili.
Wyciągnięcie różdżki z rękawa i rzucenie milczącego Periculum w stronę kota trwało jedynie ułamek sekundy, jednak Severus stwierdził, ze efekt był tego wart. Pchlarz, czując pod swoją rzycią niespodziewaną eksplozję, zamiauczał przeraźliwie i podskoczywszy metr w powietrze, niczym błyskawica wystrzelił w stronę korytarza. Snape, czując rozlewające się w piersi zadowolenie, cichym zaklęciem sprzątnął poczynione przez zwierzę szkody, po czym wziął się za żmudne reperowanie bombek. Była to praca łatwa, ale czasochłonna, gdyż na każdą ozdobę musiał rzucać osobne zaklęcie.
Gdy wreszcie skończył, niebo powoli zaczynało się ściemniać i nie pozostało mu zbyt wiele czasu. Naprzemiennie rzucając na ozdoby Locomotor i Wingardium Leviosa, pośpiesznie wieszał je na ogołoconych gałązkach choinki. Musiał wyczarować nowe świeczki, a że do zmroku pozostało zaledwie kilkadziesiąt minut, z bólem serca stwierdził, że fioletowo – czerwone wcale nie są najgorsze i muszą wystarczyć, bo pojedyncze zmienianie koloru każdej z nich zajmie zbyt długo.
Po choince, nadszedł czas na kilka zupełnie losowych ozdób niedbale rozrzuconych w kilku zupełnie losowych miejscach. Karnisz ozdobiła pośpiesznie przefarbowana na zielono girlanda z kartonowych nietoperzy, którą zrobił na Halloween  w wieku czterech lat. Severus obrzucił ją krytycznym spojrzeniem, po czym wyczarował stosik maleńkich czerwonych czapeczek z białymi pomponikami i zaklęciem umieścił je na głowach papierowych zwierząt.
Pod kominkiem zawiesił obrzydliwie wrzosową, dzierganą skarpetę, którą rok temu dostał na święta od Dumbledore’a. Wiele razy usiłował zmienić jej kolor na bardziej cywilizowany, jednak dyrektor musiał obłożyć wełnę jakimiś pradawnymi, silnymi zaklęciami, gdyż każda próba kończyła się niepowodzeniem. „Ależ kochany Severusie, sam ją dla ciebie zrobiłem i włożyłem w nią całe swoje serce” przekonywał Albus, gdy przyłapał Snape’a na próbie spalenia niechcianego prezentu.
Skarpeta była oczywiście wypełniona mugolskimi cytrynowymi dropsami, których Severus nie tknął do tej pory. Na każde pytanie dyrektora odpowiadał jednak, że pochłonę je natychmiast, przez co nabawił się cukrzycy i teraz musi unikać jakichkolwiek słodkości.
„Czy to już wszystko?” zastanawiał się Severus, gorączkowo rozglądając się wokół. Spojrzał na listę, którą nakreślił rano na kawałku papieru toaletowego. Nie to, żeby zabrakło mu pergaminu, jednak pomysł był na tyle genialny, że wolał wszystko natychmiast zanotować, żeby niczego nie pominąć.
Lista była dość zwięzła i skrótowa, a prezentowała się następująco:
1.       Wysłać list ze spisem pożądanych przedmiotów.
2.       Być grzecznym (litości).
3.       Zdobyć choinkę.
4.       Ozdobić choinkę i resztę domu.
5.       Zgasić światło i zaczaić się w ukryciu.
6.       Czekać.
7.       Gdy przybędzie, rozpocząć akcję „Z kijem na dziada”.
Severus stwierdził, że na razie wszystko idzie według planu. Wysłał list i postarał się nie wrzeszczeć na uczniów (z satysfakcją zauważył, że te debile stresowały się jego niecodziennym zachowaniem jeszcze bardziej, gdy złowieszczo sunął między ich kociołkami i tak do końca nie było wiadomo, czy milczy z powodu furii, czy zadowolenia). Udało mu się nawet przechwycić te cholerne drzewko. Przystroił i je i dom i tak robił wszystkie te durne, zupełnie zbędne…
Wtem jego rozbiegane spojrzenie zatrzymało się na czubku choinki. Cholera, był pusty! Patrząc przez okno, ze zgrozą upewnił się, że pierwsza gwiazdka świeci już na niebie, po czym rzucił się w stronę kartonów po ozdobach, lecz nie znalazł w nich niczego. Klnąc pod nosem, transmutował stary, drewniany świecznik w obrzydliwie kolorową figurkę Mikołaja, która dumnym gestem pozdrawiała cały salon i, nie wiedzieć dlaczego, żałobnie wyła „12 dni świąt”.
Gdy zaklęciem przytwierdzał oporną i wyrywającą się figurkę do czubka choinki, przypomniało mu się coś jeszcze, czego zapomniał zrobić. Cholera, powinien podłożyć jakąś przynętę! Z obłędem w oczach rzucił się w stronę kredensu, w którym trzymał swój znienawidzony przydział świątecznych pierników od Molly Weasley. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie powinien je zostawić. Brał pod uwagę podłogę pod choinką, lecz przyszedł mu do głowy pomysł, że to wyjątkowo złe miejsce, gdyż te wszystkie gałęzie i bombki mogą blokować swobodne rozchodzenie się zapachu.
Rozejrzał się po salonie. Jego wzrok zatrzymał się na kominku. „Tak!” Szybkim zaklęciem zgasił ogień, po czym miażdżąc w rękach jedno ciastko, rzucił je w palenisko. Resztę postawił pod choinką, uprzednio robiąc w jej stronę ścieżkę z okruchów. Po chwili namysłu, polał wnętrze kominka mlekiem. „Staruch jest tak tłusty, że na pewno pójdzie za zapachem i wpadnie wprost w sidła”.

  -- 

Severus, kuląc się za kanapą, czekał. Starał się nie poruszać i oddychać jak najciszej. Wyszedł zza wersalki tylko dwa razy: najpierw po to, by w swoim łóżku ułożyć pod kołdrą kształt śpiącej postaci z poduszek, a później dlatego, że zapomniał umieścić nad choinką sieć, która miała opaść na każdego, kto zbliż się do drzewka. Miał nadzieję, że to wystarczy.

  -- 

Czekał i czekał, a kolejne minuty miały w leniwym tempie. Żeby nie zasnąć, wsłuchał się w miarowe tykanie zegarka.

  -- 

Tykanie zaczęło go denerwować po jakiejś godzinie. Zastanawiał się, czy nie spalić zegarka, ale bał się, że w ciemnościach chyba i nieco zbyt dosłownie podpali choinkę.

  -- 

Tykanie wżerało mu się w mózg.

  -- 

Czuł, że zaraz oszaleje i z dzikim wrzaskiem wyskoczy zza wersalki i zniszczy ten durny zegarek. Podpali, utopi, połamie, pogryzie. Unicestwi!

  -- 

W sumie, to było nawet chwytliwe.

  -- 

Zaczął kiwać głową w rytm zegarka.

  -- 

„Hmmm…”

  -- 

„Snape, Snape. Severus Snape. Snape, Snape. Severus Snape.”

  -- 

“I wtedy wszystko wybucha, a na scenie ze złowieszczym śmiechem pojawia się Voldemort i zaczyna śpiew” Snape nie dokończył pisać scenariusza, bo nagle od strony tylnego wejścia rozległo się przeraźliwe miauczenie, a w sekundę później wściekłe syczenie jego kocura.
„Co do cholery?”
Już chciał wyjść zza kanapy, gdy nagle drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem.
– Ciii, uciekaj Puszku – wyszeptał jakiś głos.
W głowie Severusa rozległa się syrena i mężczyzna musiał się powstrzymać, by nie odtańczyć radosnego tańca brzucha. „A jednak przyszedł! Musiał mnie skurczybyk śledzić, skoro zna imię Puszka…”
Severus cicho wychylił się zza kanapy i ujrzał owalną sylwetkę w jaskrawoczerwonym płaszczu obwieszonym koszmarnymi bombkami w kształcie rozkosznie różowych króliczków. To nie było jednak najważniejsze. Najważniejszy był opasły worek, który owy nieznajomy trzymał przerzucony przez ramię.
„No już” niecierpliwił się Severus, z różdżką w pogotowiu bacznie obserwując  tłustego mężczyznę. „Dlaczego tu klęczysz, zamiast iść pod choinkę?!”
Wtem ujrzał powód. Powodem owym był jego własny kot, który łasił się do nóg nieznajomego, domagając się pieszczot. Wbrew samemu sobie, Snape poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. „Zdrajca” pomyślał gniewnie, obiecując Puszkowi, że przy najbliższej okazji przerobi go na eliksiry.
Gdy minęło kolejne pół godziny, Severus nie wytrzymał. Z wojennym okrzykiem na ustach wytoczył się zza kanapy (w jego wyobrażeniach miało to wyglądać o wiele bardziej widowiskowo, jednak uniemożliwiły mu to ścierpnięte od siedzenia kończyny) i mierząc różdżką w nieznajomego, zaśmiał się złowieszczo.
– Wreszcie się spotykamy! – Snape rozkoszował się tymi słowami na języku. – Po tylu latach nieudanych prezentów, po tylu latach cierpliwego czekania na wymarzonego hipogryfa, po tylu latach znajdowania pod choinką skarpet…
Obcy wpatrywał się w niego z dobrotliwym uśmiechem rysującym się na twarzy. Puszek, widząc swojego pana z różdżką w ręce, przypomniał sobie niedawną lekcję i z dzikim sykiem rzucił się w kierunku drzwi.
– Ależ Severusie kochany… – zaczął radośnie Mikołaj.
–Nie Severusuj mi tu teraz! – wrzasnął zapalczywie Snape. – Skoro już udało mi się złapać osławionego Mikołaja, mam zamiar wyciągnąć z niego wszystko, czego do tej pory nie dostałem! Gadaj, gdzie masz mojego hipogryfa!
Nieznajomy przez chwilę spoglądał na Severusa niezrozumiale, po czym podniósł się z kolan i z jowialnym uśmiechem ściągnął z pleców worek. Nie spiesząc się, rozwiązał posrebrzany sznur i sięgnął w głąb sakwy. Po sekundzie pusta już torba spoczywała na podłodze, a w ręce Mikołaja delikatnie mieniło się coś…
„Wrzosowego…”
– Ty… – zaczął Severus, niczego już nie rozumiejąc.
Obcy mężczyzna sięgnął do kieszeni i wydobył z nie swoje osławione okulary – połówki, które wsunął na haczykowaty nos.
– Ty! – wrzasnął Snape.
– Dokładnie, Severusie – Dumbledore uśmiechnął się pogodnie. – Ja. Chciałem sprawić ci niespodziankę.
– Ale… Ale… Hipogryf… Ja nie… Wrzosowy pled…
– Może napijemy się herbaty? – Starcza dłoń dyrektora wylądowała na ramieniu Severusa. – Wiem, wiem, dla ciebie bez cukru. Biedaku, doprawdy nie wyobrażam sobie życia z cukrzycą… Nigdy sobie nie wybaczę tych dropsów…
Wtem, przez komin z hukiem wpadło coś, czego nikt się tam nie spodziewał. Severus z nadzieją próbował coś dojrzeć przez chmurę kurzu i sadzy unoszącą się w powietrzu, zaś Dumbledore całym ciałem rzucił się na własnoręcznie robiony pled, by ocalić go przed zabrudzeniem.
Gdy ciemna chmura opadła, ujrzeli w niej coś, co było jeszcze bardziej niespodziewane, niż rzeczony Mikołaj. Wysoka, koścista sylwetka odziana w czarną, potarganą karykaturę płaszcza Gwiazdora spoglądała na Snape’a z jawną niechęcią w oczach. Gdyby nie to, że unosiła się parę cali nad ziemią, Severus mógłby przysiąc, że oto właśnie nawiedził go najprawdziwszy Dyniowy Król z „Miasteczka Halloween”.
– Ho, ho, ho i te sprawy – wyrzuciła z siebie gniewnie postać.
– P… Panie? – zapytał niepewnie Severus. – Na Merlina, co ty tu robisz?
Voldemort niechętnie spojrzał na samego siebie, po czym, co było do niego zupełnie niepodobne, wzruszył ramionami.
– Miałem do wyboru albo nieść ludziom radość i ukojenie, albo zostać nowym członkiem „One Direction”. Nie mam głosu, więc…
– Ależ to urocza historia! – przerwał z zapałem Albus. – Doprawdy, sam zawsze chciałem śpiewać z „One Direction”…
Podczas gdy dyrektor nucił pod nosem „Jesteś niepewna siebie, zupełnie niepotrzebnie”, Severus zdążył otrząsnąć się z szoku. Spojrzał podejrzliwie na podziwiającego nietoperzową girlandę Voldemorta, lecz nie był w stanie powiedzieć niczego sensownego, więc jedynie otwierał i zamykał usta. Jego sytuacji nie poprawiało to, że właśnie ujrzał w kominku lewitującego ducha Nagini, która miała na sobie typowo mugolską opaskę mającą imitować poroże.
W tym czasie duch Toma układał pod choinką paczki z napisem „Puszek”. To otrzeźwiło Snape’a.
– A ja? – zapytał, zanim zdążył się powstrzymać.
Voldemort uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalała mu na to swoja opinia najmroczniejszego czarnoksiężnika od czasu Morgany.
– Wiesz, było mi głupio, że pozwoliłem Nagini tak po prostu cię zabić – zaczął nieco niepewnie Voldemort. – Mogłem przynajmniej najpierw zorganizować dla ciebie jakieś pożegnalne przyjęcie. No wiesz, tort w kształcie trumny i te sprawy… W każdym razie, gdy dowiedziałem się, że tak bardo zależy ci na hipogryfie…
Severus spojrzał na Toma z nadzieją w oczach.
– Czeka na zewnątrz, prawda?


.......................................................................................................................................
PS: A jeśli nie macie dla kogoś nadal prezentu i zaczynacie rozważać możliwość wrzucenia pod choinkę jakiegoś nierozpakowanego mydła z łazienki, to mam dla Was idealną propozycję, która zapewni wspaniałą rozrywkę całej rodzinie :D

11 komentarzy:

  1. O cholera.

    Rzycia kota i niespodziewana eksplozja w jednym zdaniu to wystarczający dowód, żebym ostatecznie popłakała się ze śmiechu, a siostra patrzyła na mnie jak na wariatkę.

    Błąd:

    "(...) Jednak dyrektor musiał obłożył wełnę..."

    A, i powinno chyba być:

    "W takich CHWILACH Snape naprawdę kochał swoją różdżkę."

    Chyba wszystko...

    Um, prawdopodobnie jestem gotowa do opisania moich uczuć. Kurde, to na początku komentarza mówi, (wręcz krzyczy), o tym tekście wszystko! Jesteś genialna XD Śmieję się i nie mogę przestać. Opiszę wszystkie akcje, które chwyciły mnie za serce:

    To przeżegnanie się faceta. Kurde, no, jak mogłaś, ja chcę więcej takich miniaturek. Snape w Polsce po choinkę, tego jeszcze nie grali, dzwonimh po Star Kidsów! Jesteś genialna, o matko. Znowu, kurde, Rywałdzik! Może tam by zamieszkali, co? Razem z Lucasem i Samem. W zagajniku, pod choinką...

    Swoją drogą, niezła to musiała być impreza, Severusie, skoro nie pamiętasz o swoim pobycie w tej zapewne cudownej wsi. Choinka w lesie liściastym. Ja się dziwie, że ten gościu nie spadł z tego świerka. Szyszki na czarno XD Naprawdę, zaklinam cię, pisz tego więcej. Polak to jednak Polak, od Lamborghini do utopca.

    Idź w cholerę. No i tu kupiłaś mnie, kochana, z zestawem noży kuchennych w gratisie.

    Kartonowe nietoperze, ej, mam pomysł! Pilnuj dzisiaj skrzynki pocztowej :)

    Severus jest okrutny. Mógł chociaż udawać, że podoba mu się skarpeta, a nie próbować spalić! Biedny Dumbek.

    Papier toaletowy. Hm, ciekawe, gdzie Severus wpadł na to wszystko...

    Snape, Snape, Severus Snape. Snape, Snape, Severus Snape. Nosz kurde, to pominę milczeniem. Tu nie ma czego komentować, tak jak ze scenariuszem. Nic dodać, nic ująć!

    Voldemort. Nosz kurde. VOLDEMORT MIKOŁAJ I NAGINI RUDOLF. Coś ty mi zrobiła ;__; Chociaż, lepszy Voldi z prezentami niż jako śpiewający, młody chłopak, wtedy to w ogóle nie odpędził by się od fanek.

    Serio, Nagini mnie rozłożyła na łopatki. Jeszcze sanie ze śmierciożerców i mogę umierać. Tort w kształcie trumny. Boję się Twojego umysłu...

    Ale rozwlekłam komenatarz. W każdym razie, obyś dostała w styczniu masę śniegu, którego wszystkim brakuje, mnóstwo fanartów i jeszcze więcej weny :D

    Trzymaj się tam, jesteś cudowna ;)

    ~Ślizgonka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślizgonko kochana, mam nadzieję, że siostra nie obawiała się zbytnio o Twój stan psychiczny :D Aczkolwiek, nie martw się, na mnie też wszyscy dziwnie patrzą, bo o ile filmy mnie średnio ruszają, o tyle przy książkach mogę się wręcz popłakać ze śmiechu :) Nie wspominając już o tym, że po przeczytaniu „Mariny” Zafóna przez kilka dni chodziłam z autentyczną depresją…
      Cieszę się niezmiernie, że udało mi się Ciebie rozśmieszyć! Tym bardziej, że przy pisaniu tej miniaturki sama miałam sporą uciechę :) Taaak, ten tekst dobitnie pokazuje, dlaczego nie powinnam puszczać wyobraźni samopas. Strasznie rzeczy się wtedy dzieją, zaprawdę straszne :D
      Wybacz, że dziś tak krótko Ci odpisuję, ale dalej mnie trzyma ta śmierć Rickmana… Ech, szkoda tego naszego Snape’a, Alan był świetnym aktorem. Chyba już zawsze będzie mi stawał przed oczami, gdy będę po raz któryś czytać „Harry’ego Pottera”…
      Trzymaj się ciepło w te chłodne dni, droga Ślizgonko i zajrzyj na pocztę, bo gdy tylko skończę odpowiadać na komentarze, zamierzam bardziej wartościowo odpisać na twojego maila :) Ach, dziękuję również za wypisanie błędów, już biorę się za poprawianie :)
      PS: Czekam na mój zestaw noży kuchennych, przyda się po przeprowadzce :D
      PPS: Jeszcze nikt nigdy aż tyle razy po rząd nie powiedział mi, że jestem genialna O_o

      Usuń
  2. Ach, jeszcze jedna ważna sprawa: Zaczytana, super fanart! Oby było takich więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram, popieram gorąco! Im więcej, tym lepiej :D

      Usuń
  3. Ho ho ho!
    Witam wszystkich, Mikołaj przybył! Przede wszystkim życzę Ci, Intro, wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności, ŚNIEGU, weny, zapału do pisania, pomysłów, Severusa, hordy czytelników i napływu fanartów. I smacznego karpia :-D. Ogólnie wszystkim radosnych Świąt.

    Dziękuję za docenienie mojego tforu. Chociaż Ślizgonko mam nadzieję, że następne będą lepsze.

    Co do miniaturki, była świetna. Snape w Polsce! Ale skąd on wytrzasnął śnieg ;_;? Rozwalił mnie facet, który zaczął się modlić na jego widok :-). I ta opowieść o strajku głodowym oraz wyłuskiwania szyszek na czarno przez szwagra. Kwik! Polak potrafi. Cudowne było też ubieranie choink i domu, zwłaszcza łańcuch z nietoperzy zrobiony na Halloween przez czteroletniego Seva. Biedny Puszek, właściciel go zamorduje. Pod koniec umarłam dwa razy. Najpierw na tykanie zegara w rytm Snape, Snape, Severus Snape. Uwielbiam ten filmik! Póżniej doszczętnie zniszczył mnie Voldemort rozdający prezenty i Nagini z rogami renifera. Kwik, kwik, kwiiik! I ten hipogryf Severusa! Cóż, nic dodać, nic ująć. Liczę na więcej takich w przyszłości.

    Znalazłam parę błędów, ale są Święta, więc wypomnę Ci tylko Gwiadora i Mikołaja małą literą.

    Pozdrawiam gorąco i życzę smacznej kolacji wigilijnej,
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za wspaniałe życzenia, moja droga :) Na tyle wspaniałe, że zadziałały. Pierwszy raz tej zimy mam za oknem biało! Jupi, idziemy jutro lepić śniegowego ogra :D
      Dziękuję również Ci za twojego fanarta :) Jak widzisz, nie tylko ja twierdzę, że obrazek jest idealny. A już na pewno idealny jest wyraz twarzy Snape’a. Te jego złowrogie spojrzenie :D
      Co do miniaturki, to cieszę się, że trafiła w Twoje gusta :) W tamte święta było uroczo, wiec w te postanowiłam puścić wodze wyobraźni. Nie przewidziałam tego, że owa wyobraźnia, dostrzegając lekkie poluźnienie smyczy, radośnie pocwałuje w siną dal.
      Cóż, to musiała być Polska. Nasz cudowny kraj absurdu idealnie pasował do tak absurdalnej i niekanonicznej miniaturki :D Tylko u nas praca na czarno jest opłacalna, a inwestowanie w wykształcenie wyższe to zmarnowane pieniądze :) Zawsze przecież można ogłosić strajk i fundnąć sobie czerwone Lambo :D
      Dziękuję Ci, droga Zaczytana, za podkreślenie błędów. Ciężko mi samej je wyłapać, a bety na drzewach nie rosną :/ Przeglądałam już przeznaczone temu wątki na forach, ale większość była już wygasła…
      Dziękuję za życzenia i serdecznie Cię pozdrawiam, moja kochana :)
      PS: Myślisz, że dlaczego Snape pod koniec „Więźnia Azkabanu” był taki wkurzony, że chciał zabić Syriusza? Miał PSM, bo zabili mu wymarzonego hipogryfa :D

      Usuń
    2. Na początek, zauważyłam, że przegapiłam kilka komentarzy do mojego fanarta, więc z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim za komplementy. Intro, co do grymasu Snape'a, nie byłby tą samą postacią bez tego wyrazu twarzy.

      Co do ,,Więźnia...", nigdy w ten sposób nie myślałam, ale możesz mieć rację, to bardzo prawdopodobne :-D.

      O wyobraźnie to ty się nie martw, działa jak należy. A że czasami trochę odleci...

      Niestety, z błędami tak jest, że samemu ciężko wyłapuje się je we własnych utworach. Betowania chętnie sama bym się podjeła, ale jestem tak zarobiona, że ledwo ogarniam życie. O cierpię z tego powodu, och, cierpię ;_;.

      Ciebie również gorąco pozdrawiam i powodzenia w pisaniu!

      Usuń
  4. Niestety odjęło mi mowę na tyle, bym nie potrafiła napisać czegoś poza: Genialne! na temat tekstu i dodatków do niego.

    Gratuluję Zaczytanej świetnego wczucia się w Harry'ego.

    To ja jeszcze dodam do poprawienia, że rozległo się przeraźliwe "miauczenie", a w sekundę później wściekłe syczenie jego kocura.
    Poza tym dojrzałam jeszcze tylko, że Puszek: Powodem owym był jego własny kot, który "łasił" się do nóg nieznajomego, domagając się pieszczot.
    Cieszę się, że Sever w końcu zasłużył na wymarzony prezent i życzę wszystkim zdrowia oraz spełniania się marzeń, nie tylko w Święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erel, miło Cię widzieć :) Mam nadzieję, że i Tobie święta i sylwester dobrze minęły :) Uwierzysz, że mnie noworoczne świętowanie wypluło wprost w objęcia egzaminu z gender? Mało tego, Wiedzę o gender wykładał nam ksiądz… Bogu dzięki za Nintendo, gdyby nie konsola, spałabym na każdych zajęciach :D
      Cóż, moja droga, dziękuję Ci za wypisanie błędów. Mam wrażenie, że gdybym miała betę, to poza śledzeniem komentarzy i Waszych sugestii, nie pozostało by jej wiele do roboty :)
      Trzymaj się, droga Erel i jeszcze raz dziękuję za czujne tropienie wszystkich chochlików drukarskich :)

      Usuń
  5. Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
    www.misty-symphony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acrimonia, miło mi Cię powitać w moich skromnych progach :) Serce mi się raduje z każdym kolejnym czytelnikiem, które dołącza również do grona komentujących :)
      Miło mi również, że dobrze Ci się czyta moje opowiadanie. Nie mogę o sobie powiedzieć, że mam jakiś szczególny dar, ale bardzo cieszy mnie to, że trafiam w gusta aż tylu osób :) Spełniam się, bo zwyczajnie lubię pisać i dobrze się czuję prowadząc „Bezdomnych” :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie i obiecuję, że zajrzę na Twojego bloga :)

      Usuń