Święta nadeszły, a więc.
Wesołych świąt wszystkim i każdemu z osobna! Jeśli tworzysz,
dużo weny, jeśli czytasz, wysypu świetnych tekstów. A przede wszystkim,
zupełnie nieskromnie, życzę Wam tego, aby każdy kolejny rozdział „Bezdomnych”
spełniał Wasze oczekiwania i podobał się równie bardzo, co poprzedni :) I powielając zeszłoroczne życzenia, życzę Wam tego, aby Wasze życzie było warte tego, by żyć.
I Snape’a Wam życzę! Jak najwięcej Snape’a! Świąt ze Snape'em :D
W ramach tradycji, w tym roku również pojawi się świąteczna
notka. Tym razem chciałam pójść w komizm. Czy mi się udało? Sami ocenicie :)
Trochę błędów może być, bo nie mam czasu, by analizować ją z lupą w ręku,
jednak żal mi opublikować ją z opóźnieniem. Toć to ma być przecież prezent
dla Was...
Prezent dla Was wysłała również Zaczytana. Stylizowany na
dziecięcy, pełen ciepła i prostoty małego Harry’ego. Jednym słowem, idealny
:)
Z mojej strony, gorące podziękowania dla Zaczytanej za ten
piękny fanart i wielkie, naprawdę wilkie pokłony i fanfary :) Kochana
Zaczytana, jesteś w tym roku prawdziwym Mikołajem!
Oto i doszliśmy do miniaturki. Jednakowoż, kanon wyjechał na święta, więc go tu nie oczekujcie :D
.......................................................................................................................................
Co Severus Snape planował w święta
Severus Snape nienawidził tych
wszystkich bezsensownych, emocjonalnych czynności, które ludzie zwykli robić
pod wpływem tak zwanego „ducha świąt”. „Jakby coś nieożywionego w ogóle mogło
mieć ducha” – pomyślał gniewnie, gdy już aportował się w zaśmieconym i
milczącym lesie w jakiejś zapyziałej dziurze. Rozejrzał się wokół, jednak, jak
na złość, wszystkie okoliczne drzewa wykazywały denerwującą tendencję do braku
igieł. Zasyczał wściekle pod nosem i ruszył przed siebie na tyle szybko, na ile
pozwalały mu na to hałdy śniegu.
Szedł i szedł, a jego płaszcz z każdym
krokiem ciążył mu coraz bardziej, gdy kolejne warstwy klejącego śniegu
przylegały do jego dolnej połowy. Kostki grzęzły mu w białym puchu, a on sam
czuł, że jeśli zaraz nie spotka jakiejś choinki, to po prostu ukradnie ją komuś
z domu. Oczami wyobraźni ujrzał zszokowaną twarz Pottera, gdy w miejscu swojego
pięknego, bogato strojonego drzewka ujrzy kartkę z napisem: „W ramach zapłaty
za te wszystkie kociołki, które wysadziłeś do tej pory na lekcjach eliksirów. I
za straty moralne!” Diaboliczny uśmiech Grincha wykwitł na jego ustach.
Gdy siłował się z zamarzniętymi połami
płaszcza, by wydobyć z pomiędzy nich różdżkę, przed sobą usłyszał radosne
gwizdanie. Uniósłszy wzrok, ujrzał cel swoich poszukiwań. Tak, to była choinka.
Wysoka na ponad dwa metry, gęsta i nadzwyczaj piękna. Zupełnie, jakby ktoś
żywcem wyciągnął ją z reklamy drzewek świątecznych. Problem był tylko jeden i
był nim uczepiony jej mężczyzna. Severus stwierdził, że tak właściwie nie jest
to dla niego większym kłopotem. Odchrząknął na tyle głośno, by zostać
usłyszanym.
Mężczyzna uniósł głowę, po czym jego
zaczerwieniona od mrozu i wysiłku twarz nagle stała się kredowo blada.
Wyszeptał coś i spoglądając w niebo, przeżegnał się. Severus nie poczuł się
zbytnio urażony, sam by się przeraził, gdyby nagle w samym środku pustkowia
spotkał wysoką, odzianą w czarny płaszcz postać, której spojrzenie sugerowałoby
niechybne tortury, a poszarpana na szyi skóra jedynie to potwierdzała.
– Sir! – zawołał Snape,
spoglądając na choinkę. – Where can I find the Christmas tree?
Odpowiedziało mu jedynie
przerażone mamrotanie, które brzmiało podejrzanie podobnie do „In nomine
Patris, et Filii, et Spiritus Sancti”. Snape westchnął ciężko i zdusił w sobie
silną chęć potraktowania mężczyzny czarną magią. Zamiast tego, policzył w
głowie do dziesięciu i utkwił w delikwencie rozdrażnione spojrzenie.
– Sir, calm down – warknął przez zaciśnięte
szczęki. – I asked where to find a Christmas tree.
– S… Słucham? – Mężczyzna w końcu
oprzytomniał i spojrzał na Snape’a nadal lekko przerażony.
– Wspaniale – wysyczał
zrezygnowany Severus, przerzucając się na język, którego uczył się dawno temu
na studiach. Zastanawiał się, jakim cudem znalazł się w Polsce, skoro chciał
teleportować się na Alaskę. – Mógłby mi pan powiedzieć, gdzie ja, do cholery,
jestem?
Mężczyzna powoli porzucił strach na
rzecz dezorientacji.
– W Rywałdziku.
– Ryw… Co? – Teraz to Snape czuł się
zdezorientowany.
– Rywałdzik. Wieś taka. Właśnie tutaj,
gdzie się teraz znajdujemy.
Obcy spoglądał na niego dziwnie, a
Severus przeczuwał nadchodzący ból głowy. Wiedział, że można się teleportować
tylko w te miejsca, które się zna. Cholera, kiedy on niby był w jakimś
Rywałdziku? Zrezygnowany, potarł nasadę nosa i spojrzał na przyglądającego mu się
podejrzliwie obcego.
– Mniejsza z tym. Od godziny szukam tu
jakiejś choinki. Skąd pan ma swoją?
– Szuka pan choinki w lesie
liściastym? – Mężczyzna spojrzał na niego jak na idiotę, po czym zaczął się
śmiać. Duma Severusa poczuła się poważnie poturbowana.
– Więc skąd ta choinka? – wysyczał
Severus, podbródkiem wskazując na drzewko mężczyzny.
Nieznajomy potrzebował dłuższej
chwili, by powstrzymać atak śmiechu i otrzeć wierzchem dłoni łzy rozbawienia.
– Kupiłem od leśniczego ze szkółki
leśnej.
„Wreszcie!” – pomyślał Severus i
zdusił w sobie odruch radosnego uściskania nieznajomego. Wciąż pamiętał, że w
wieku czterech lat ślubował sobie, że już na zawsze przytulanie będzie dla
niego passe.
– Gdzie ta szkółka leśna?
– Prosto tą drogą, jakieś trzysta
metrów – oznajmił obcy gawędziarskim tonem, po czym poczuł się w obowiązku
dodać: – Panie, pan już tam niczego nie kupisz. Choinek mają zatrzęsienie, ale mi
ostatniemu sprzedali. Po znajomościach, bo tam szwagier szyszki wyłuskuje na
czarno.
– Szyszki wyłuskuje na czarno… –
powtórzył tępo Snape. Przeczuwając nadchodzący ból głowy, przycisnął palce do
skroni. – Dlaczego już nie sprzedają choinek, skoro nadal mają towar?
Nieznajomy parsknął pod nosem.
– To samo, co w ostatnie święta. Leśniczy
znów ogłosił strajk głodowy. W tamtym roku zjechali się nawet reporterzy i
biedak musiał bożonarodzeniowego karpia jeść cichaczem w toalecie.
– Aha – odparł pusto Snape, próbując
powstrzymać się przed jakimikolwiek odmianami autodestrukcji.
– Wie pan, facet wcale nie zarabia
źle, ale chciałby sobie kupić lamborghini. Chyba nawet on sam nie wie, po co mu
samochód sportowy w lesie. Przecież tutaj ugrzęźniesz nawet ciągnikiem…
– Aha.
– A poza tym…
Snape nie mógł już dłużej tego
wytrzymać. Mocując się z połami płaszcza, wyszarpał spomiędzy nich różdżkę.
Nieznajomy nawet tego nie zauważył, nadal snując swą opowieść. Severus
wyłapywał jedynie pojedyncze jej słowa i zastygł na chwilę zastanawiając się,
jakim cudem mężczyzna przeszedł od „lamborghini” do „i wtedy zobaczył utopca”.
– Obliviate – westchnął w końcu
zrezygnowany, wymazując obcemu wspomnienie ostatniej godziny.
Oczy mężczyzny na sekundę zaszły mgłą,
po czym skierowały się na Severusa.
– In nomine Patris,
et Filii…
– Idź w cholerę – warknął Snape, po
czym biorąc obrót o sto osiemdziesiąt stopni, pozostawił zszokowanego
nieznajomego za sobą.
--
Kradzież choinki nie była dla Severusa
przesadnie skomplikowana. Nieco problematyczny okazał się miniaturowy york
leśniczego, który piskliwym szczekiem zawiadomił swojego właściciela o
włamywaczy, jednak odrobina magii zaradziła i temu. W takich chwilach Snape
naprawdę kochał swoją różdżkę.
Dobrego nastroju Severusa nie mogło
zepsuć nawet to, że choinka straciła przy teleportacji połowę igieł. Pobieżnie
obrzucił ją oceniającym spojrzeniem, po czym stwierdził, że te najbardziej łyse
miejsca zapcha łańcuchami. Tak, to powinno załatwić sprawę.
Gdy wreszcie udało mu się
przelewitować drzewko do salonu i złamać przy tym jedynie parę gałęzi, zaczął
się zastanawiać, dlaczego prędzej nie pomyślał o jakimkolwiek stojaku. Próby
transmutowania czegokolwiek w solidną, stalową konstrukcję kończyły się
krzykliwym, zielono – różowym stelażem, który chybotał się na pozłacanych
nóżkach, więc ostatecznie pień choinki został zwyczajnie przyklejony do
zakurzonej podłogi. „I to musi dziadowi wystarczyć” stwierdził mężczyzna, gdyż
nadal trzymał się stalowego postanowienia nie robienia niczego ponad to, co
było absolutnie konieczne, by jego plan się udał.
--
– Cholera… – Zszokowany Severus
bezsilnie próbował ogarnąć całą kuchnię błędnym spojrzeniem. – O cholera…
Stare pudła, które prędzej stały na
stole, teraz zamieniły się obślinione, tekturowe strzępy poniewierające się po
całej kuchni. Zaścielona nimi byłą podłoga, blaty, niektóre uczepiły się nawet
pajęczyn pokrywających wiekowy żyrandol wiszący ponad dwa metry nad ziemią.
W nie lepszym były wyblakłe łańcuchy.
Porwane na drobne kawałki, aktualnie przypominały raczej konfetti. Pożółkłe i
ponadgryzane świece tworzyły na jego tle obraz nędzy i rozpaczy. Obraz na tyle
ujmujący, że Snape nie był pewien, czy chce płakać z jego powodu, czy też z
czystej wściekłości.
Piękne, ręcznie malowane bombki mamy
Severusa wyglądały tak, jakby ktoś postanowił przeturlać je przez pole minowe
znajdujące się pod czynnym ostrzałem śmierciożerców. Błyszczące skorupy
pokrywały praktycznie każdy cal kamiennej podłogi i skutecznie uniemożliwiały
mężczyźnie uduszenie gołymi rękami sprawcy całego tego zamieszania, który to
aktualnie z miną niewinnego samozadowolenia wylegiwał się w złotawym legowisku
z łańcuchów. Snape już wiele razy miał ochotę pozbyć się swojego czarnego,
tłustego kocura, jednak owe pragnienie jeszcze nigdy nie było tak silne, jak w
tej właśnie chwili.
Wyciągnięcie różdżki z rękawa i
rzucenie milczącego Periculum w stronę kota trwało jedynie ułamek sekundy,
jednak Severus stwierdził, ze efekt był tego wart. Pchlarz, czując pod swoją
rzycią niespodziewaną eksplozję, zamiauczał przeraźliwie i podskoczywszy metr w
powietrze, niczym błyskawica wystrzelił w stronę korytarza. Snape, czując
rozlewające się w piersi zadowolenie, cichym zaklęciem sprzątnął poczynione
przez zwierzę szkody, po czym wziął się za żmudne reperowanie bombek. Była to
praca łatwa, ale czasochłonna, gdyż na każdą ozdobę musiał rzucać osobne
zaklęcie.
Gdy wreszcie skończył, niebo powoli
zaczynało się ściemniać i nie pozostało mu zbyt wiele czasu. Naprzemiennie
rzucając na ozdoby Locomotor i Wingardium Leviosa, pośpiesznie wieszał je na
ogołoconych gałązkach choinki. Musiał wyczarować nowe świeczki, a że do zmroku
pozostało zaledwie kilkadziesiąt minut, z bólem serca stwierdził, że fioletowo
– czerwone wcale nie są najgorsze i muszą wystarczyć, bo pojedyncze zmienianie
koloru każdej z nich zajmie zbyt długo.
Po choince, nadszedł czas na kilka
zupełnie losowych ozdób niedbale rozrzuconych w kilku zupełnie losowych
miejscach. Karnisz ozdobiła pośpiesznie przefarbowana na zielono girlanda z
kartonowych nietoperzy, którą zrobił na Halloween w wieku czterech lat. Severus obrzucił ją
krytycznym spojrzeniem, po czym wyczarował stosik maleńkich czerwonych
czapeczek z białymi pomponikami i zaklęciem umieścił je na głowach papierowych
zwierząt.
Pod kominkiem zawiesił obrzydliwie
wrzosową, dzierganą skarpetę, którą rok temu dostał na święta od Dumbledore’a. Wiele
razy usiłował zmienić jej kolor na bardziej cywilizowany, jednak dyrektor
musiał obłożyć wełnę jakimiś pradawnymi, silnymi zaklęciami, gdyż każda próba
kończyła się niepowodzeniem. „Ależ kochany Severusie, sam ją dla ciebie
zrobiłem i włożyłem w nią całe swoje serce” przekonywał Albus, gdy przyłapał
Snape’a na próbie spalenia niechcianego prezentu.
Skarpeta była oczywiście wypełniona
mugolskimi cytrynowymi dropsami, których Severus nie tknął do tej pory. Na
każde pytanie dyrektora odpowiadał jednak, że pochłonę je natychmiast, przez co
nabawił się cukrzycy i teraz musi unikać jakichkolwiek słodkości.
„Czy to już wszystko?” zastanawiał się
Severus, gorączkowo rozglądając się wokół. Spojrzał na listę, którą nakreślił
rano na kawałku papieru toaletowego. Nie to, żeby zabrakło mu pergaminu, jednak
pomysł był na tyle genialny, że wolał wszystko natychmiast zanotować, żeby
niczego nie pominąć.
Lista była dość zwięzła i skrótowa, a
prezentowała się następująco:
1. Wysłać
list ze spisem pożądanych przedmiotów.
2. Być
grzecznym (litości).
3. Zdobyć
choinkę.
4. Ozdobić
choinkę i resztę domu.
5. Zgasić
światło i zaczaić się w ukryciu.
6. Czekać.
7. Gdy
przybędzie, rozpocząć akcję „Z kijem na dziada”.
Severus stwierdził, że na razie
wszystko idzie według planu. Wysłał list i postarał się nie wrzeszczeć na
uczniów (z satysfakcją zauważył, że te debile stresowały się jego niecodziennym
zachowaniem jeszcze bardziej, gdy złowieszczo sunął między ich kociołkami i tak
do końca nie było wiadomo, czy milczy z powodu furii, czy zadowolenia). Udało
mu się nawet przechwycić te cholerne drzewko. Przystroił i je i dom i tak robił
wszystkie te durne, zupełnie zbędne…
Wtem jego rozbiegane spojrzenie
zatrzymało się na czubku choinki. Cholera, był pusty! Patrząc przez okno, ze
zgrozą upewnił się, że pierwsza gwiazdka świeci już na niebie, po czym rzucił
się w stronę kartonów po ozdobach, lecz nie znalazł w nich niczego. Klnąc pod
nosem, transmutował stary, drewniany świecznik w obrzydliwie kolorową figurkę Mikołaja, która dumnym gestem pozdrawiała cały salon i, nie wiedzieć dlaczego,
żałobnie wyła „12 dni świąt”.
Gdy zaklęciem przytwierdzał oporną i
wyrywającą się figurkę do czubka choinki, przypomniało mu się coś jeszcze,
czego zapomniał zrobić. Cholera, powinien podłożyć jakąś przynętę! Z obłędem w
oczach rzucił się w stronę kredensu, w którym trzymał swój znienawidzony
przydział świątecznych pierników od Molly Weasley. Przez chwilę zastanawiał
się, gdzie powinien je zostawić. Brał pod uwagę podłogę pod choinką, lecz
przyszedł mu do głowy pomysł, że to wyjątkowo złe miejsce, gdyż te wszystkie
gałęzie i bombki mogą blokować swobodne rozchodzenie się zapachu.
Rozejrzał się po salonie. Jego wzrok
zatrzymał się na kominku. „Tak!” Szybkim zaklęciem zgasił ogień, po czym
miażdżąc w rękach jedno ciastko, rzucił je w palenisko. Resztę postawił pod
choinką, uprzednio robiąc w jej stronę ścieżkę z okruchów. Po chwili namysłu,
polał wnętrze kominka mlekiem. „Staruch jest tak tłusty, że na pewno pójdzie za
zapachem i wpadnie wprost w sidła”.
--
Severus, kuląc się za kanapą, czekał.
Starał się nie poruszać i oddychać jak najciszej. Wyszedł zza wersalki tylko
dwa razy: najpierw po to, by w swoim łóżku ułożyć pod kołdrą kształt śpiącej
postaci z poduszek, a później dlatego, że zapomniał umieścić nad choinką sieć,
która miała opaść na każdego, kto zbliż się do drzewka. Miał nadzieję, że to
wystarczy.
--
Czekał i czekał, a kolejne minuty
miały w leniwym tempie. Żeby nie zasnąć, wsłuchał się w miarowe tykanie
zegarka.
--
Tykanie zaczęło go denerwować po
jakiejś godzinie. Zastanawiał się, czy nie spalić zegarka, ale bał się, że w
ciemnościach chyba i nieco zbyt dosłownie podpali choinkę.
--
Tykanie wżerało mu się w mózg.
--
Czuł, że zaraz oszaleje i z dzikim
wrzaskiem wyskoczy zza wersalki i zniszczy ten durny zegarek. Podpali, utopi,
połamie, pogryzie. Unicestwi!
--
W sumie, to było nawet chwytliwe.
--
Zaczął kiwać głową w rytm zegarka.
--
„Hmmm…”
--
„Snape, Snape. Severus Snape. Snape,
Snape. Severus Snape.”
--
“I wtedy wszystko wybucha, a na scenie
ze złowieszczym śmiechem pojawia się Voldemort i zaczyna śpiew” Snape nie
dokończył pisać scenariusza, bo nagle od strony tylnego wejścia rozległo się
przeraźliwe miauczenie, a w sekundę później wściekłe syczenie jego kocura.
„Co do cholery?”
Już chciał wyjść zza kanapy, gdy nagle
drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem.
– Ciii, uciekaj Puszku – wyszeptał
jakiś głos.
W głowie Severusa rozległa się syrena
i mężczyzna musiał się powstrzymać, by nie odtańczyć radosnego tańca brzucha.
„A jednak przyszedł! Musiał mnie skurczybyk śledzić, skoro zna imię Puszka…”
Severus cicho wychylił się zza kanapy
i ujrzał owalną sylwetkę w jaskrawoczerwonym płaszczu obwieszonym koszmarnymi
bombkami w kształcie rozkosznie różowych króliczków. To nie było jednak
najważniejsze. Najważniejszy był opasły worek, który owy nieznajomy trzymał
przerzucony przez ramię.
„No już” niecierpliwił się Severus, z
różdżką w pogotowiu bacznie obserwując
tłustego mężczyznę. „Dlaczego tu klęczysz, zamiast iść pod choinkę?!”
Wtem ujrzał powód. Powodem owym był
jego własny kot, który łasił się do nóg nieznajomego, domagając się pieszczot.
Wbrew samemu sobie, Snape poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. „Zdrajca”
pomyślał gniewnie, obiecując Puszkowi, że przy najbliższej okazji przerobi go
na eliksiry.
Gdy minęło kolejne pół godziny,
Severus nie wytrzymał. Z wojennym okrzykiem na ustach wytoczył się zza kanapy
(w jego wyobrażeniach miało to wyglądać o wiele bardziej widowiskowo, jednak
uniemożliwiły mu to ścierpnięte od siedzenia kończyny) i mierząc różdżką w
nieznajomego, zaśmiał się złowieszczo.
– Wreszcie się spotykamy! – Snape
rozkoszował się tymi słowami na języku. – Po tylu latach nieudanych prezentów,
po tylu latach cierpliwego czekania na wymarzonego hipogryfa, po tylu latach
znajdowania pod choinką skarpet…
Obcy wpatrywał się w niego z
dobrotliwym uśmiechem rysującym się na twarzy. Puszek, widząc swojego pana z
różdżką w ręce, przypomniał sobie niedawną lekcję i z dzikim sykiem rzucił się
w kierunku drzwi.
– Ależ Severusie kochany… – zaczął
radośnie Mikołaj.
–Nie Severusuj mi tu teraz! – wrzasnął
zapalczywie Snape. – Skoro już udało mi się złapać osławionego Mikołaja, mam
zamiar wyciągnąć z niego wszystko, czego do tej pory nie dostałem! Gadaj, gdzie
masz mojego hipogryfa!
Nieznajomy przez chwilę spoglądał na
Severusa niezrozumiale, po czym podniósł się z kolan i z jowialnym uśmiechem
ściągnął z pleców worek. Nie spiesząc się, rozwiązał posrebrzany sznur i
sięgnął w głąb sakwy. Po sekundzie pusta już torba spoczywała na podłodze, a w
ręce Mikołaja delikatnie mieniło się coś…
„Wrzosowego…”
– Ty… – zaczął Severus, niczego już
nie rozumiejąc.
Obcy mężczyzna sięgnął do kieszeni i
wydobył z nie swoje osławione okulary – połówki, które wsunął na haczykowaty
nos.
– Ty! – wrzasnął Snape.
– Dokładnie, Severusie – Dumbledore
uśmiechnął się pogodnie. – Ja. Chciałem sprawić ci niespodziankę.
– Ale… Ale… Hipogryf… Ja nie… Wrzosowy
pled…
– Może napijemy się herbaty? – Starcza
dłoń dyrektora wylądowała na ramieniu Severusa. – Wiem, wiem, dla ciebie bez
cukru. Biedaku, doprawdy nie wyobrażam sobie życia z cukrzycą… Nigdy sobie nie
wybaczę tych dropsów…
Wtem, przez komin z hukiem wpadło coś,
czego nikt się tam nie spodziewał. Severus z nadzieją próbował coś dojrzeć
przez chmurę kurzu i sadzy unoszącą się w powietrzu, zaś Dumbledore całym
ciałem rzucił się na własnoręcznie robiony pled, by ocalić go przed zabrudzeniem.
Gdy ciemna chmura opadła, ujrzeli w
niej coś, co było jeszcze bardziej niespodziewane, niż rzeczony Mikołaj.
Wysoka, koścista sylwetka odziana w czarną, potarganą karykaturę płaszcza Gwiazdora spoglądała na Snape’a z jawną niechęcią w oczach. Gdyby nie to, że
unosiła się parę cali nad ziemią, Severus mógłby przysiąc, że oto właśnie
nawiedził go najprawdziwszy Dyniowy Król z „Miasteczka Halloween”.
– Ho, ho, ho i te sprawy – wyrzuciła z
siebie gniewnie postać.
– P… Panie? – zapytał niepewnie Severus.
– Na Merlina, co ty tu robisz?
Voldemort niechętnie spojrzał na
samego siebie, po czym, co było do niego zupełnie niepodobne, wzruszył
ramionami.
– Miałem do wyboru albo nieść ludziom
radość i ukojenie, albo zostać nowym członkiem „One Direction”. Nie mam głosu,
więc…
– Ależ to urocza historia! – przerwał
z zapałem Albus. – Doprawdy, sam zawsze chciałem śpiewać z „One Direction”…
Podczas gdy dyrektor nucił pod nosem „Jesteś
niepewna siebie, zupełnie niepotrzebnie”, Severus zdążył otrząsnąć się z szoku.
Spojrzał podejrzliwie na podziwiającego nietoperzową girlandę Voldemorta, lecz
nie był w stanie powiedzieć niczego sensownego, więc jedynie otwierał i zamykał
usta. Jego sytuacji nie poprawiało to, że właśnie ujrzał w kominku lewitującego
ducha Nagini, która miała na sobie typowo mugolską opaskę mającą imitować
poroże.
W tym czasie duch Toma układał pod
choinką paczki z napisem „Puszek”. To otrzeźwiło Snape’a.
– A ja? – zapytał, zanim zdążył się
powstrzymać.
Voldemort uśmiechnął się na tyle, na
ile pozwalała mu na to swoja opinia najmroczniejszego czarnoksiężnika od czasu
Morgany.
– Wiesz, było mi głupio, że pozwoliłem
Nagini tak po prostu cię zabić – zaczął nieco niepewnie Voldemort. – Mogłem
przynajmniej najpierw zorganizować dla ciebie jakieś pożegnalne przyjęcie. No
wiesz, tort w kształcie trumny i te sprawy… W każdym razie, gdy dowiedziałem
się, że tak bardo zależy ci na hipogryfie…
Severus spojrzał na Toma z nadzieją w
oczach.
– Czeka na zewnątrz, prawda?
.......................................................................................................................................
PS: A jeśli nie macie dla kogoś nadal prezentu i zaczynacie
rozważać możliwość wrzucenia pod choinkę jakiegoś nierozpakowanego mydła z
łazienki, to mam dla Was idealną propozycję, która zapewni wspaniałą rozrywkę
całej rodzinie :D
O cholera.
OdpowiedzUsuńRzycia kota i niespodziewana eksplozja w jednym zdaniu to wystarczający dowód, żebym ostatecznie popłakała się ze śmiechu, a siostra patrzyła na mnie jak na wariatkę.
Błąd:
"(...) Jednak dyrektor musiał obłożył wełnę..."
A, i powinno chyba być:
"W takich CHWILACH Snape naprawdę kochał swoją różdżkę."
Chyba wszystko...
Um, prawdopodobnie jestem gotowa do opisania moich uczuć. Kurde, to na początku komentarza mówi, (wręcz krzyczy), o tym tekście wszystko! Jesteś genialna XD Śmieję się i nie mogę przestać. Opiszę wszystkie akcje, które chwyciły mnie za serce:
To przeżegnanie się faceta. Kurde, no, jak mogłaś, ja chcę więcej takich miniaturek. Snape w Polsce po choinkę, tego jeszcze nie grali, dzwonimh po Star Kidsów! Jesteś genialna, o matko. Znowu, kurde, Rywałdzik! Może tam by zamieszkali, co? Razem z Lucasem i Samem. W zagajniku, pod choinką...
Swoją drogą, niezła to musiała być impreza, Severusie, skoro nie pamiętasz o swoim pobycie w tej zapewne cudownej wsi. Choinka w lesie liściastym. Ja się dziwie, że ten gościu nie spadł z tego świerka. Szyszki na czarno XD Naprawdę, zaklinam cię, pisz tego więcej. Polak to jednak Polak, od Lamborghini do utopca.
Idź w cholerę. No i tu kupiłaś mnie, kochana, z zestawem noży kuchennych w gratisie.
Kartonowe nietoperze, ej, mam pomysł! Pilnuj dzisiaj skrzynki pocztowej :)
Severus jest okrutny. Mógł chociaż udawać, że podoba mu się skarpeta, a nie próbować spalić! Biedny Dumbek.
Papier toaletowy. Hm, ciekawe, gdzie Severus wpadł na to wszystko...
Snape, Snape, Severus Snape. Snape, Snape, Severus Snape. Nosz kurde, to pominę milczeniem. Tu nie ma czego komentować, tak jak ze scenariuszem. Nic dodać, nic ująć!
Voldemort. Nosz kurde. VOLDEMORT MIKOŁAJ I NAGINI RUDOLF. Coś ty mi zrobiła ;__; Chociaż, lepszy Voldi z prezentami niż jako śpiewający, młody chłopak, wtedy to w ogóle nie odpędził by się od fanek.
Serio, Nagini mnie rozłożyła na łopatki. Jeszcze sanie ze śmierciożerców i mogę umierać. Tort w kształcie trumny. Boję się Twojego umysłu...
Ale rozwlekłam komenatarz. W każdym razie, obyś dostała w styczniu masę śniegu, którego wszystkim brakuje, mnóstwo fanartów i jeszcze więcej weny :D
Trzymaj się tam, jesteś cudowna ;)
~Ślizgonka:)
Ślizgonko kochana, mam nadzieję, że siostra nie obawiała się zbytnio o Twój stan psychiczny :D Aczkolwiek, nie martw się, na mnie też wszyscy dziwnie patrzą, bo o ile filmy mnie średnio ruszają, o tyle przy książkach mogę się wręcz popłakać ze śmiechu :) Nie wspominając już o tym, że po przeczytaniu „Mariny” Zafóna przez kilka dni chodziłam z autentyczną depresją…
UsuńCieszę się niezmiernie, że udało mi się Ciebie rozśmieszyć! Tym bardziej, że przy pisaniu tej miniaturki sama miałam sporą uciechę :) Taaak, ten tekst dobitnie pokazuje, dlaczego nie powinnam puszczać wyobraźni samopas. Strasznie rzeczy się wtedy dzieją, zaprawdę straszne :D
Wybacz, że dziś tak krótko Ci odpisuję, ale dalej mnie trzyma ta śmierć Rickmana… Ech, szkoda tego naszego Snape’a, Alan był świetnym aktorem. Chyba już zawsze będzie mi stawał przed oczami, gdy będę po raz któryś czytać „Harry’ego Pottera”…
Trzymaj się ciepło w te chłodne dni, droga Ślizgonko i zajrzyj na pocztę, bo gdy tylko skończę odpowiadać na komentarze, zamierzam bardziej wartościowo odpisać na twojego maila :) Ach, dziękuję również za wypisanie błędów, już biorę się za poprawianie :)
PS: Czekam na mój zestaw noży kuchennych, przyda się po przeprowadzce :D
PPS: Jeszcze nikt nigdy aż tyle razy po rząd nie powiedział mi, że jestem genialna O_o
Ach, jeszcze jedna ważna sprawa: Zaczytana, super fanart! Oby było takich więcej :)
OdpowiedzUsuńPopieram, popieram gorąco! Im więcej, tym lepiej :D
UsuńHo ho ho!
OdpowiedzUsuńWitam wszystkich, Mikołaj przybył! Przede wszystkim życzę Ci, Intro, wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności, ŚNIEGU, weny, zapału do pisania, pomysłów, Severusa, hordy czytelników i napływu fanartów. I smacznego karpia :-D. Ogólnie wszystkim radosnych Świąt.
Dziękuję za docenienie mojego tforu. Chociaż Ślizgonko mam nadzieję, że następne będą lepsze.
Co do miniaturki, była świetna. Snape w Polsce! Ale skąd on wytrzasnął śnieg ;_;? Rozwalił mnie facet, który zaczął się modlić na jego widok :-). I ta opowieść o strajku głodowym oraz wyłuskiwania szyszek na czarno przez szwagra. Kwik! Polak potrafi. Cudowne było też ubieranie choink i domu, zwłaszcza łańcuch z nietoperzy zrobiony na Halloween przez czteroletniego Seva. Biedny Puszek, właściciel go zamorduje. Pod koniec umarłam dwa razy. Najpierw na tykanie zegara w rytm Snape, Snape, Severus Snape. Uwielbiam ten filmik! Póżniej doszczętnie zniszczył mnie Voldemort rozdający prezenty i Nagini z rogami renifera. Kwik, kwik, kwiiik! I ten hipogryf Severusa! Cóż, nic dodać, nic ująć. Liczę na więcej takich w przyszłości.
Znalazłam parę błędów, ale są Święta, więc wypomnę Ci tylko Gwiadora i Mikołaja małą literą.
Pozdrawiam gorąco i życzę smacznej kolacji wigilijnej,
Zaczytana
Dziękuję Ci za wspaniałe życzenia, moja droga :) Na tyle wspaniałe, że zadziałały. Pierwszy raz tej zimy mam za oknem biało! Jupi, idziemy jutro lepić śniegowego ogra :D
UsuńDziękuję również Ci za twojego fanarta :) Jak widzisz, nie tylko ja twierdzę, że obrazek jest idealny. A już na pewno idealny jest wyraz twarzy Snape’a. Te jego złowrogie spojrzenie :D
Co do miniaturki, to cieszę się, że trafiła w Twoje gusta :) W tamte święta było uroczo, wiec w te postanowiłam puścić wodze wyobraźni. Nie przewidziałam tego, że owa wyobraźnia, dostrzegając lekkie poluźnienie smyczy, radośnie pocwałuje w siną dal.
Cóż, to musiała być Polska. Nasz cudowny kraj absurdu idealnie pasował do tak absurdalnej i niekanonicznej miniaturki :D Tylko u nas praca na czarno jest opłacalna, a inwestowanie w wykształcenie wyższe to zmarnowane pieniądze :) Zawsze przecież można ogłosić strajk i fundnąć sobie czerwone Lambo :D
Dziękuję Ci, droga Zaczytana, za podkreślenie błędów. Ciężko mi samej je wyłapać, a bety na drzewach nie rosną :/ Przeglądałam już przeznaczone temu wątki na forach, ale większość była już wygasła…
Dziękuję za życzenia i serdecznie Cię pozdrawiam, moja kochana :)
PS: Myślisz, że dlaczego Snape pod koniec „Więźnia Azkabanu” był taki wkurzony, że chciał zabić Syriusza? Miał PSM, bo zabili mu wymarzonego hipogryfa :D
Na początek, zauważyłam, że przegapiłam kilka komentarzy do mojego fanarta, więc z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim za komplementy. Intro, co do grymasu Snape'a, nie byłby tą samą postacią bez tego wyrazu twarzy.
UsuńCo do ,,Więźnia...", nigdy w ten sposób nie myślałam, ale możesz mieć rację, to bardzo prawdopodobne :-D.
O wyobraźnie to ty się nie martw, działa jak należy. A że czasami trochę odleci...
Niestety, z błędami tak jest, że samemu ciężko wyłapuje się je we własnych utworach. Betowania chętnie sama bym się podjeła, ale jestem tak zarobiona, że ledwo ogarniam życie. O cierpię z tego powodu, och, cierpię ;_;.
Ciebie również gorąco pozdrawiam i powodzenia w pisaniu!
Niestety odjęło mi mowę na tyle, bym nie potrafiła napisać czegoś poza: Genialne! na temat tekstu i dodatków do niego.
OdpowiedzUsuńGratuluję Zaczytanej świetnego wczucia się w Harry'ego.
To ja jeszcze dodam do poprawienia, że rozległo się przeraźliwe "miauczenie", a w sekundę później wściekłe syczenie jego kocura.
Poza tym dojrzałam jeszcze tylko, że Puszek: Powodem owym był jego własny kot, który "łasił" się do nóg nieznajomego, domagając się pieszczot.
Cieszę się, że Sever w końcu zasłużył na wymarzony prezent i życzę wszystkim zdrowia oraz spełniania się marzeń, nie tylko w Święta.
Erel, miło Cię widzieć :) Mam nadzieję, że i Tobie święta i sylwester dobrze minęły :) Uwierzysz, że mnie noworoczne świętowanie wypluło wprost w objęcia egzaminu z gender? Mało tego, Wiedzę o gender wykładał nam ksiądz… Bogu dzięki za Nintendo, gdyby nie konsola, spałabym na każdych zajęciach :D
UsuńCóż, moja droga, dziękuję Ci za wypisanie błędów. Mam wrażenie, że gdybym miała betę, to poza śledzeniem komentarzy i Waszych sugestii, nie pozostało by jej wiele do roboty :)
Trzymaj się, droga Erel i jeszcze raz dziękuję za czujne tropienie wszystkich chochlików drukarskich :)
Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwww.misty-symphony.blogspot.com
Acrimonia, miło mi Cię powitać w moich skromnych progach :) Serce mi się raduje z każdym kolejnym czytelnikiem, które dołącza również do grona komentujących :)
UsuńMiło mi również, że dobrze Ci się czyta moje opowiadanie. Nie mogę o sobie powiedzieć, że mam jakiś szczególny dar, ale bardzo cieszy mnie to, że trafiam w gusta aż tylu osób :) Spełniam się, bo zwyczajnie lubię pisać i dobrze się czuję prowadząc „Bezdomnych” :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i obiecuję, że zajrzę na Twojego bloga :)