piątek, 29 maja 2015

Że niby już?! (czyli tak w trakcie sesji, w dzień przed kolokwium, egzaminem i Bóg wie czym jeszcze)

Chyba zasłużyliśmy na połowę tortu. Wątpię, by moje severitusowe poczynania śledziło zbyt wiele osób, więc dla wszystkich powinno wystarczyć :) Toast za Waszą cierpliwość do mnie. Czasami przynudzam, czasami marudzę, ale cieszę się, że jakoś znosicie moje humory :)

Spojrzałam dziś w kalendarz i praktycznie (teoretycznie musiałam szukać szczęki gdzieś w okolicy kolan, ale mniejsza z tym…) oberwałam w czerep obuchem niespodziewanej myśli. Uświadomiłam sobie, że uzewnętrzniam się przed Wami już przeszło pół roku. Podczas tych sześciu miesięcy zdążyłam opublikować osiem rozdziałów, pochłonąć od groma wiedzy i wypić coś koło pięciuset czterdziestu porcji herbaty z wściekle czerwonego kubka. Taaak, istna czarna dziura ze mnie, gdy chodzi o herbatę z trawą cytrynową.
Chochlik młodszy zdążył nauczyć się najpierw chodzić, a później biegać. W międzyczasie opanował sztukę wykłócania się z chochlikiem starszym o każdy możliwy przedmiot w zasięgu jego wzroku.
Co jeszcze? Przeżyłam niezliczoną ilość egzaminów i kolokwiów. Rozesłałam dokładnie dwadzieścia siedem cv, odbyłam kilka rozmów kwalifikacyjnych.
W rodzinie niewiele się zmieniło, bo w tym aspekcie czas, Bogu dzięki, życie płynie powoli i spokojnie. Moja niezwykłe dumna i honorowa kocica spłodziła czworo potomstwa i chyba tylko dzięki temu przestała troszczyć się o mój dobrobyt i pełen żołądek, co wiązało się z pozostawianiem dla mnie posiłku w postaci ukatrupionej myszy na tarasie. Miło z jej strony.
Nie będę nawet wspominać o tym, że druga kocica, nadzwyczaj łagodna i łakoma pieszczot, okazała się być w rzeczywistości kocurem…
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mam wrażenie, że początek grudnia był wczoraj. Te pół roku minęło szybko, bardzo szybko, choć przecież nadal pamiętam, jak minuty ciągnęły mi się na dzisiejszym wykładzie. Chyba trafnie ujął to Pratchett: „Każdy dzień ciągnie się całe wieki, co jest dziwne, ponieważ dni – w liczbie mnogiej – mijają w pędzie.” I chyba dopiero spoglądając na powyższy rachunek sumienia widzę, jak wiele zmieniło się w tym czasie.

Pod czaszką kotłują mi się setki pytań… Skąd też mam wiedzieć, czy piszę lepiej, czy też może spadam coraz niżej i niżej? Czy moje teksty nie są zbyt nudne? Czy nie brak zwrotów akcji? Czy pozostawić Lucasa klarownie czystym i niezłomnym w wierze, czy też może raczej takim, jaki jest każdy z nas? Pisać bardziej, czy też mniej rozwiąźle? Chciałabym umieć spojrzeć na „Bezdomnych” z obiektywnego punktu widzenia, ale to chyba nie możliwe. Niewykluczone, że muszę dojrzeć do tego, by sprawiedliwie się oceniać.
Właśnie dlatego tak bardzo cenię Wasze komentarze. Każdy jest subiektywny, każdy pokazuje mi, co mogę zrobić lepiej. Wytyka błędy, których ja nie dostrzegam, bądź też wręcz przeciwnie. Tak było z postacią Lucasa. Wprowadzony przeze mnie niepewnie, nijako na próbę. Jasny, otwarty i ciepły, a jednocześnie nienawidzący swojego ojca w równym stopniu, co Severus. Człowiek po stracie, który jednak potrafił się z tego podnieść i żyć, nie tylko wegetować. Miał być jedynie cieniem swojego brata, bohaterem epizodycznym i tylko dzięki Waszym opiniom na stałe rozgościł się w „Bezdomnych”. Gdyby nie to, Severus już dawno tułałby się z Harrym po gospodach. Może i przez to odległość między punktem A i punktem B się wydłuży, ale warto. Warto, prawda?
Ciekawi mnie, ile osób tak naprawdę mnie czyta. Statystyki czasami pokazują mi wejścia z Wenezueli, Kenii, Brazylii… Ostatnio nawet z Rosji. Serio ktoś gdzieś tam śledzi moje raczkujące poczynania? Wow…

Zostawcie po sobie jakiś ślad, choćby i w cyrylicy ;) Ciekawi mnie, kto do mnie zagląda. Dla ludzi piszę, dla Was i dumna jestem niezmiernie z każdego komentarza :)

2 komentarze:

  1. Wow, to już tyle? Aż mi szkoda, że nie jestem od początku powstania tego tworu. Ale jestem i mam zamiar być do końca opowiadania, a nawet dłużej, jeśli będziesz miała zamiar pisać coś dalej. Swoją drogą czas to faktycznie dziwna sprawa.

    Według mojej opinii nawet nie waż się twierdzić, że spadasz niżej z poziomem tekstów, piszesz lepiej niż na początku, choć od razu urzekłaś mnie stylem.
    Z kolejnych zagadnień, sądzę, że jednak nie powinno się nadmiernie idealizować Lucasa, choćby po to by był nam jednak bliższy, bardziej ludzki i paradoksalnie właśnie tym, bardziej dla nas idealny. Wzorem do naśladowania, pokazując, że nawet mając wątpliwości, złe dni, to jednak się da być pozytywnie nastawioną osobą.
    Z pisaniem rozwiązłym jest w sumie sprawa dość indywidualna, niektórzy lubią inni nie. Mnie w większości podoba się tak jak jest obecnie, może niektóre fragmenty mogłyby być nieco bardziej "rozwlekłe".
    Wydaje mi się, że faktycznie niemożliwym jest obiektywne spojrzenie na własny tekst, choć z upływem czasu jest łatwiej i jest coraz bliższe tego, jak chciałoby się na niego spojrzeć. Choć kiedy patrzę na swoje z perspektywy lat to nadal, czy to trącona sentymentem, czy dążeniem do ideału, jakoś mi ten obiektywizm nie idzie. Nie wspominając, że nie były to właściwie nigdy teksty wystawione na widok dla obiektywnych osób.

    Dumna jestem, że wciąż piszesz i nie masz zamiaru pozostawić nas z nienasyceniem porzuconego tekstu :D Cosik się rozpisałam, pomijając jak zapewne brzmi całość, godna obecnej godziny i męczącego weekendu ;) Pozostaje mi przeprosić za chaotyczny tryb bycia ;)
    Trzymaj się Intro i trwaj w opowiadaniu nam o "Bezdomnych" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Dopiero znalazłam twoje opowiadanie i przeczytałam je w ciągu jednego dnia. Jest świetne, interesujące i oryginalne - jeszcze nie czytałam severitusa, który przebiegałby w ten sposób. To duży plus, bo w ogromie potterowskich fanfiction ciężko znaleźć coś niepowtarzalnego.
    Jeśli chodzi o poprawność językową, to opowiadanie stoi na wyskoim poziomie, zauważyłam tylko.kilka literówek.
    Bardzo podoba mi się twój Severus, jest bardzo autentyczny. Szczególnie przypadł mi do gustu opis jego wyrzutów sumienia, był bardzo dobrze napisany. Świetna jest też postać Harry'ego, wspaniale ukazujesz zachowanie dziecka, które przeżyło traumę.
    Zapałałam też sympatią do Lucasa, moją przyjaźń zdobył przyjmując Snape'a u siebie, mimo wiedzy kim jest jego brat i co zrobił. Odpowiadając na twoje pytanie wolałabym, żebyś dodała do jego charakteru jakieś złe cechy, to urealistyczni jego postać i sprawi, że stanie się ciekawsza.
    W twojej historii braknie mi tylko jednej rzeczy, mianowicie wyjaśnienia koligacji rodzinnych Snape'ów. Wiemy, że są przyrodnimi braćmi, mają (w zasadzie to mieli) wspólnego ojca, ale jak doszło do takiego rozłamu rodziny? Również ciekawi mnie ta Ella, o której wspominał Severus. Z jego wypowiedzi wnioskuję, że to była partnerka Lucasa. Te dwa wątki szczególnie mnie interesują, więc byłabym wdzięczna za ich rozwinięcie. Mam wrażenie, że jeszcze nie postawiłaś kropki w ich sprawie, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby o nich nie wspomnieć.
    Pozdrawian i życzę weny,
    Zaczytana

    PS. A i jeszcze powodzenia w szukaniu pracy i gratulacje z okazji zostania ,,kocią babcią"

    OdpowiedzUsuń