niedziela, 4 stycznia 2015

Odpędzanie demonów i Święty Mikołaj, a nawet syberyjskie mrozy i ostatecznie pytanie o to, czy jest dla kogo pisać (prócz Bangladeszu).

Na początku parę anegdot, a na końcu pytanie, które nie daje mi spokoju i jest bezpośrednio związane z wejściami z Bangladeszu…
Jak dzieciak mojej znajomej czyni znak krzyża?
– Julek, pokaż cioci jak się żegnasz w kościele.
– W imiono Ojca i Syna i Mikołaja Świętego amen!
Młody ma nieco ponad dwa lata i najwyraźniej święta wywarły na nim ogromny wpływ. Zabawnie żegna się również mój chrześniak, w którego wykonaniu znak krzyża ogranicza się do trzykrotnego uderzenia się w pierś i wymachiwaniu ręką wokół, zupełnie jakby odpędzał od siebie demony (opcjonalnie udzielał błogosławieństwa całemu domostwu).
Przypomina mi się ostatni zjazd przed świętami. Siedzimy w Sali wykładowej, wszyscy rozespani i przemarznięci, nieliczni szczęśliwcy sączą gorące napoje z osobistych termosów. Mrok na zewnątrz sprawia wrażenie nocy, a między ogołoconymi drzewami hula mroźny, przenikliwy wiatr. Ziemia pozostaje nieruchoma i sprawia wrażenie obumarłej i zrozpaczonej. Jest tak zimno, że zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie przywiało do nas Syberii.
Znajoma siedząca obok szczęka zębami tak bardzo, że zaczyna zagłuszać senny wykład profesora, którego i tak nikt nie ma dziś siły słuchać. Dziewczyna spogląda na mnie spod grzywki i niespodziewanie przywodzi mi na myśl obraz zamarzniętego Jacka Nicholsona ze słynnej sceny labiryntu w „Lśnieniu” Stanley’a Kubricka.
– Zimnoooo – udaje się jej wykrztusić bez przypadkowego odgryzienia sobie języka.
– Ciemnoooo – dodaje jakiś senny głos z tyłu.
– I jeszcze piździ – rozlega się po chwili zrezygnowany głos profesora z ambony.
Ostatecznie profesor zdecydował się odwołać ostatni wykład. Na niewiele mi się to jednak zdało, bo na zajęcia dojeżdżam małym busem, a że akurat nie było kursu o danej godzinie, musiałam czekać na ten, którym dotarłabym do rodzimego miasta po normalnie zakończonych zajęciach. „Idź na studia”, mówili…
Takie małe pytanie… Chcecie kolejny rozdział „bezdomnych”? Po ponad sześćdziesięciu wejściach o tej samej godzinie z „Bangladeszu” zastanawiam się, czy jest dla kogo publikować kolejne części opowiadania…

1 komentarz:

  1. Tak chcemy!! Te opowiadanie jest super, bardzo ciekawie napisane. Severus jest taki opiekuńczy, właśnie taki jakiego go lubię. Życzę ci dużo, dużo weny i powodzenia.

    OdpowiedzUsuń